Sen Bogów

11 0 0
                                    

Wszyscy się rozesli oprucz mnie, Leo, Piper, Haizel, Nico, Percego, Jason, Frank. Rozmawialiśmy o nadchodzącym  balu:
- powodzenia w zaplanowane balu- powiedził Frank
- czemu?- spytała Piper
- dlatego że to jest obowiązek i czeba się z niego wywiązać i przygotować wszystko na tip-top - powiedziała Frank
- dobra nie kucie się- przerwała im Haizel
- no właśnie - powiedziała Leo
- ok i tak mnie i Jasona nie będzie. - oznajmił Frank
- czemu?- spytała Haizel
- bo w ten dzień mamy misję- powiedził Jason
- jaką? - spytał zdziwiona Piper
- mamy chronić drzewo gdy w będziecie się bawić.- powiedził Frank
- aha szkoda. - powiedziała smutna Piper
- i tak nie lubimy bali - oznajmił nam Jason i poszedl wraz z Frankiem i Leo
- dobra a wy? - spytała Haizel i Piper.
- yyy... No.... Raczej.... Yyy... Przyjdziemy.- powiedzieliśmy to plotajac się wzajemnie słowami.
- nic nie zrozumiałyśmy- powiedziała Haizel
- nie wiem czy ja przyjdę- powiedziałam
- a ty Parcy? - spytała Piper
- tak przyjdę raczej.
- I tak namówię  cię żebyś  poszła - powiedziała  Piper
- dobra my idziemy już planować pa- powiedziała Haizel i poszły zostawiając nas samych
- to ja może lepiej już pujde... - powiedziałam
- poczekaj! - złapał mnie za rękę Percy - mam do ciebie proźbę.
- jaką? - spytałam patrząc mu w oczy
- przyjdź dziś na polane gdzie jest szermierka dziś o 19. - powiedził to też patrząc mi w oczy
- co chcesz mnie wyzywać na pojedynek?!
- tak!
- zgoda ale teraz muszę już iść pa.
- pa.
Poszłam do domku. Zostało mi tylko godzina aby przypomnieć sobie wszystkie ruchy w szemierce. Gdy przeczytałem xalom książę była ju godzina 18 48 więc szypko przypomniałem siebie wszystkie ruchy i poszłam. Równo o 19 byłam tam. Precy podał mi szable. Walczyliśmy bez kompinezonow. Zrobiliśmy zakład jeśli ja wygram on zrobi to co ja chce a jeśli on wygra to ja zrobię to co on będzie chciał. Zaczęliśmy nasz pojedynek. Wiedziałam że ja lepiej walczę od niego więc byłam prawie pewna że wygram. Lecz się pomyliłam... Walczyliśmy 10 min byliśmy zmęczeni. Więc uznaliśmy remis. Podziekowalismy siebie za pojedynek. Gdy chciałam iść już Percy zaprosił mnie nad ocean do portu. Pokazała mi jak się nauczył panować się nad wodą i porozumiewać się z ojcem i zwierzętami morskimi. Byłam pod wielkim zdziwieniem:
- nie samowite jak szypko się nauczyłeś poetki Posejdon!
- dzięki.
- ja już muszę iść bo znów Piper będzie się denerwować obiecałam jej ze będę o 21.
- przecież nie jest twoja matką żeby cię pilnować. Puszczę cię jeśli będę mógł cię odprowadzić do domku.
- Percy...
- proszę
- no dobrze- uśmiechnęłam się do niego
Sliszny rozmawiać ze sobą dużo się śmialiśmy. Gdy doszliśmy do domku. Chciałam iść lecz Precy złapał mnie za rękę i orzycignil mnie do siebie:
- Percy...
- Anabeth pujdziesz że mną na bal?
- sama nie wiem- odwrucilam wzrok i opuściła głowe w duł
- proszę- przycignil mi głowę w górę i patrzył mi wprost w oczy.
- pujde z tobą na bal- uśmiechnęłam się do niego szeroko i skończyłam na niego.
- nie dokonczylismy naszej rozmowy- przycignoł mnie bliżej. Nasze twarze były od siebie 3 cm
- yyy.. Nie przeszkadzam znów?- spytał Leo który właśnie wychodził z domku Piper.
- a jak myślisz Leo?! - krzyknelismy razem i odeszlismy od siebie
- sorry już idę. - powiedz zdziwiony Leo i poszedł.
- ja już idę...  Dziękuję- dałam mu delikatny buziak w policzek
- za co? - spytał mnie trzymając mnie za rękę żebym nie uciekła
- za wszytko.... Muszę iść...  Pa... Bo Piper już stoi w oknie...
- pa - puścił mnie
Gdy weszłam do domku:
- jak tam? - spytał podekscytowana Piper
- dobrze.
- zaprosił się na bal?! Przyznają się! - zaczęła skakać
-  tak! A ciebie? - spytałam
- ale o co chodzi! niby kto? - za ala blodzic oczami i robić się czerwona.
- no wiesz kto Leo.
- szkód wiedziałaś!
- jestem twoją najlepsza przyjaciułką.
- tak zaprosił!- zaczęliśmy skakać.
Poszliśmy do swoich domków.


SnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz