(Utop)ia

1.6K 298 50
                                    

Siwy mężczyzna spojrzał z żalem na gwieździste niebo. Ścisnął mocniej trzymany trunek i usiadł na brzegu delikatnie kołyszącej się łódki.

Gwiazdy mrugały do niego pocieszająco, jakby chciały dać mu znak, że doskonale go rozumiały. Chociaż, szczerze mówiąc, wątpił już, że ktokolwiek na tym świecie rozumiał starego, wiecznie nieszczęśliwego rybaka.

Ludzie od zawsze uważali go za dziwaka. Tak długo i często był nim nazywany, że sam także zaczął w to wierzyć. Miał wrażenie, że słowo „dziwak" stało się jego nowym imieniem.

Dziwak, dziwak, dziwak.

A może... po prostu człowiek z marzeniami? Cholernie smutny, wiecznie wyśmiewany i wytykany placami człowiek z niemożliwymi do spełnienia marzeniami.

Czy naprawdę prosił o tak wiele? Czy człowiek, który pragnie jedynie akceptacji od innych, żąda zbyt dużo?

Najwidoczniej tak. Przez całe swoje życie doświadczał krzywd i kpin. Każdy czasem ponosi porażkę, miał jednak nieprzyjemne wrażenie, że los wyjątkowo się na niego uwziął — jakby świat za wszelką cenę próbował całkiem i doszczętnie go zniszczyć.

Fatum krążyło nad nim i czyhało na niego na każdym kroku. Od zawsze. Jednak to nic. Przyzwyczaił się. Przyzwyczaił się do nieszczęścia, do samotności, do topienia swoich smutków i nierealnych marzeń w tanim alkoholu.

Przyzwyczaił się do tego, że jego marzenia o wolnym, tolerancyjnym, szczęśliwym świecie, gdzie każdy mógł być sobą, pozostaną jedynie pięknym, wyidealizowanymi marzeniami.

Starszy mężczyzna przymknął na chwilę oczy, pozwalając sobie na chwilę odpłynięcia do utopii, krainy marzeń i szczęścia. Tak bardzo chciałby się tam znaleźć...

Wtem niespodziewanie zerwał się silny wiatr. Niewielka łódka zaczęła się niebezpiecznie przechylać, gdy potężne fale znikąd z ogromną siłą zaczęły w nią uderzać. Staruszek szybko się podniósł, lecz nie zdążył już nic więcej zrobić. Kolejna fala z jeszcze większą mocą uderzyła w niego, przez co stracił równowagę, a sekundę później z pluskiem wpadł do lodowatej wody. Panicznie próbował nabrać powietrza do płuc, jednak czuł, jak jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa, a zamiast powietrza, dostawała się tam woda. Ostatnie, co zdołał dostrzec, zanim jego własna łódka go nie przygniotła, były mrugające do niego gwiazdy oraz jasny księżyc, patrzący na niego jakby ze współczuciem. A potem nastała wszechogarniająca ciemność.

       Dostał w końcu to, czego od tak dawna pragnął. Utopił się w swojej utopii, pozostając tam. Już na zawsze.

Licho nie śpiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz