Tekst napisałam na podstawie piosenki Michaela Jacksona.
Przesyłam Wam miłość, bo zazwyczaj trudno ją tutaj odnaleźć!
Are you ok, Annie?
Jasnowłosa kobieta zamknęła biodrem drzwi do mieszkania, cicho wzdychając. Z powrotem podniosła siatki z zakupami, które na chwilę odstawiła na podłogę, po czym weszła do kuchni, odstawiając je na ciemny blat. Włączyła radio na swojej ulubionej stacji, a następnie wzięła się za rozpakowywanie zakupów, jednocześnie starając sobie przypomnieć przepis na ciasto, który jakiś czas temu dała jej znajoma.
Zbyt pochłonięta swoimi myślami nie usłyszała otwierającego się okna ani powolnych kroków za jej plecami. Zorientowała się dopiero wtedy, gdy poczuła na swoim karku czyjś oddech. Lecz było już za późno.
Krzyknęła, gdy poczuła okropny i szybko rozprzestrzeniający się ból pod żebrami. Natychmiast upadła na kolana, łapiąc się za czerwoną w tym miejscu bluzkę, która jeszcze chwilę temu była nienagannie biała. Przekręciła się i podniosła głowę, by móc zobaczyć twarz napastnika — bezcelowo, gdyż miał na sobie kominiarkę.
Kobieta wzięła głęboki oddech, po czym prześlizgnęła się między nogami wysokiego mężczyzny i resztkami sił przeszła na czworaka do salonu, ignorując fakt, że zostawia za sobą ślady krwi na niebieskim dywanie. Szybko schowała się pod stołem; jednak ledwo zdążyła tam wejść, a mebel już został przewrócony przez napastnika, odsłaniając jej bezradną postać.
Ponownie krzyknęła, mając — złudną — nadzieję, że ktoś ją usłyszy i zaraz przybędzie jej z pomocą. Znów prześlizgnęła się obok włamywacza, który zdawał się świetnie bawić, kierując się w stronę sypialni. Przeszła na czworaka kilka następnych metrów, jęcząc z bólu. Uderzyła się głową w drzwi, co na chwilę ją oszołomiło. Następnie złapała się za klamkę, podciągnęła i w końcu ledwo stanęła na nogi.
Otworzyła drzwi i weszła do środka; zanim jednak zdołała je zamknąć, napastnik stanął już w progu, by w kolejnej sekundzie uderzyć ją czymś ciężkim w twarz.
Kobieta natychmiast upadła na plecy, kuląc się na drewnianej podłodze i błagając o litość. Lecz mężczyzna zdawał się jej nie słyszeć. Podniósł swój już odrobinę zakrwawiony nóż i to było ostatnie, co blondynka zobaczyła, zanim nie poczuła wszechogarniającego bólu w całym ciele. A potem nastała ciemność.
Napastnik wyszedł z mieszkania przez drzwi, uprzednio zdejmując kominiarkę i chowając narzędzie zbrodni do swojego plecaka.
Żadne z dwojga nie było w stanie usłyszeć i odczytać SMS-a, którego chwilę po morderstwie dostała jasnowłosa kobieta.
„Miałaś do mnie zadzwonić, gdy już wrócisz do domu. Martwię się. Wszystko dobrze, Anno?".
To była niedziela — co za czarny dzień.
CZYTASZ
Licho nie śpi
Fiksi UmumZbiór trzynastu krótkich, raczej niepowiązanych ze sobą tekstów, które nie zaliczają się ani do drabble, ani do prawomocnych oneshotów. Duża dawka ironii, symbolizmu i dziwactwa. Satyry. Interpretacja dowolna. Mimo wszystko nie brałabym tego za bar...