Pojedyncze promienie słoneczne przebijały się przez ciemne, deszczowe chmury. Liście na drzewie zaszeleściły poruszone przez wiatr, a martwą wręcz ciszę przerwało nagle głośne krakanie.
Czarny jak noc kruk usiadł na gałęzi i znów zakrakał, gdy do niewielkiego kościoła wszedł wysoki mężczyzna.
Brunet przeżegnał się. Następnie się rozejrzał, po czym powolnym krokiem podszedł do konfesjonału. W kościele było pusto i chłodno. Jedyne żywe dusze, jakie zdawały się tu przebywać, należały do niego oraz siedzącego za drzwiami z kratkami księdza.
Uklęknął, po czym cicho wymamrotał:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
— Na wieki wieków. Amen — odpowiedział równie cicho kapłan. Mężczyzna uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Ksiądz w tym czasie uczynił znak krzyża. — Bóg niech będzie w twoim sercu, abyś skruszony w duchu wyznał swoje grzechy.
Brunet cicho westchnął.
— Ojcze... Popełniłem okrutny grzech. Zabiłem człowieka.
Doskonale usłyszał, jak kapłan wciągnął szybko powietrze do płuc. Przez chwilę nic nie mówił, a gdy ponownie się odezwał, jego głos zadrżał:
— Czy żałujesz?
— Niezbyt.
Milczenie.
— Kiedy to było?
— Za trzy sekundy.
— Słucham? — zapytał, gdy brunet wstał i sprawnym ruchem otworzył dzielące ich drzwi, jednocześnie wyjmując schowany do tej pory za kurtką rewolwer.
Po niewielkim budynku rozniósł się głośny strzał, a następnie zapanowała głucha cisza. Martwa cisza.
Wysoki mężczyzna schował z powrotem broń, otrzepał się z niewidzialnych pyłków, po czym wyszedł z kościoła, ani razu nie oglądając się za siebie.
Siedzący na drzewie kruk odleciał.
CZYTASZ
Licho nie śpi
Ficção GeralZbiór trzynastu krótkich, raczej niepowiązanych ze sobą tekstów, które nie zaliczają się ani do drabble, ani do prawomocnych oneshotów. Duża dawka ironii, symbolizmu i dziwactwa. Satyry. Interpretacja dowolna. Mimo wszystko nie brałabym tego za bar...