I. Dama Karo

1.4K 28 5
                                    

- Muszę być silna. Nie mogę okazywać słabości.

Uderzyłam pięścią w worek treningowy.

Biegłam przez opony, przeskakiwałam przez płotki, po chwili  padłam na ziemię by się przeczołgać pod rozpiętymi drutami. Wstałam i biegłam dalej, na przód. Obróciłam się. Byłam pierwsza, nikt mnie nie doganiał. Widząc przed sobą przeszkodę przyśpieszyłam. Odbiłam się od ziemi, po czym przeszłam na drugą stronę wysokiej ściany.

Wymierzyłam porządny cios lewą ręką w worek. Łańcuchy szczęknęły o siebie, a w powietrze wzbił się kurz i talk.

Stałam na ringu. Nie uzbrojona. Nie, byłam uzbrojona we własne ręce. Naprzeciwko mnie stał mężczyzna. Dwa razy starszy ode mnie. Trzymał w dłoni kij z kolcami wbitymi na końcu. "Smarkata nie da rady "Bykowi"!" krzyczały tłumy. "Dama Karo jest dobra, ale nie pokona dorosłego!", "Stawiam stówę że Karo przegra".

Prawa dłoń uderzyła worek, ponownie wzbijając chmurę talku w powietrze.

Stałam z pistoletem w dłoni. Byłam na strzelnicy, lecz po drugiej stronie nie było tarcz, byli ludzie. Wszyscy mieli worki na głowach i związane ręce i nogi. "Wybieraj. Masz zabić jednego z nich. Pierwszy jest zabójcą, zabił człowieka, ale posiada on żonę i dwie córki." Spojrzałam na pierwszą postać, miotającą się bezradnie. " Drugi jest już ci znanym "Bykiem". Znają go tutaj wszyscy, niektórzy go nawet kochają. Możesz teraz dokończyć to, co zaczęłaś kilka lat temu na ringu". Zacisnęłam dłonie na pistolecie. "Trzeci jest niewinny. Nic nie zrobił, nie ma rodziny ani znajomych. Kogo wybierasz?".

Kopnęłam wór.

"Gratuluje najlepszych wyników, a zarazem składam tobie propozycję pracy dla Czarnych Aniołów" Kapitan podał mi dyplom. "A rodzi..." "Jesteś już pełnoletnia. Rodzice nie mają tu nic do powiedzenia." przerwał mi. "Przyjmuję propozycję" skinęłam głową.

Wymierzyłam w worek serię szybkich ciosów. Łańcuchy, utrzymujące worek, szczękały przy każdym, błyskawicznym uderzeniu.

- Karo? - Ktoś otworzył drzwi.

Do ciemnego pokoju wpadło światło z korytarza. Zatrzymałam worek i spojrzałam na intruza. Szybko rozpoznałam kto to był. Dwumetrowy, umięśniony goryl spoglądał na mnie z progu. Rozejrzał się po pokoju.

- Masz chyba najczystszy pokój wśród Czarnych Aniołów - uśmiechnął się do mnie.

Nie zmieniłam wyrazu twarzy. Nadal byłam poważna. Bez uczuć.

Pokój był rzeczywiście czysty. Książki na stoliku poukładane alfabetycznie, tylko jedna leżała otwarta. Łóżko pościelone i jedyną rzeczą leżącą na nim był mój telefon. Po drugiej stronie pokoju znajdował się większy stół, na którym jadłam. W kącie, koło drzwi stał worek treningowy i drewniany manekin Kung Fu Wing Chun. Sama poprosiłam o przyniesienie ich tutaj. Nie był to zbyt wielki pokój, lecz mi wystarczał.

- Sama tutaj sprzątasz? A może byśmy poszli do mojego pokoju i też trochę... posprzątali - uśmiechnął się, poruszając brwiami.

- Wybacz, ale mnie takie rzeczy nie ruszają. Wiem, że próbujesz od kilku lat, lecz Miłość to Słabość. Słabości należy się wyzbyć. - odpowiedziałam, zdejmując bandaże bokserskie.

- Taka miłość nikomu nie zaszko...

- Nie. - przerwałam mu. - Teraz wyjdź już. Jest późno i mam zamiar się położyć spać.

- Tylko nie boksuj tego biednego worka do późna! - odszedł.

Podeszłam do drzwi by je zamknąć.

Ochroniarz [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz