Rozdział 2 „Skarby przodków"

58 3 3
                                    

Zimny i mokry. Brązowemu Khajiitowi w skórzanej zbroi nie podobał się śnieg. Bruma i całe Skyrim mogą iść się wypchać z tym na początku milutko wyglądającym puchem. Dar'mijago pierwszy raz śnieg widział właśnie w Brumie, kiedy karawana wchodziła na teren tego hrabstwa. Wyglądał tak sympatycznie, tak zapraszająco, że kiedy tylko go zobaczył, to nie myśląc za dużo wskoczył w pierwszą lepszą zaspę. Łatwo sobie wyobrazić, co było potem. Khajiit wyskoczył ze sterty jak oparzony, dygotał się jak ćpun po odłożeniu skoomy, a potem jeszcze doszedł naprawdę wredny katar. Stary Dro'hasran rechotał, jakby zjadł za dużo księżycowego cukru, Ma'ravadi ukryła twarz w dłoni, a Do'odirran po prostu stał spokojnie jak posąg cesarskiego bohatera. Gnojki, wszyscy po kolei. Dopiero po jakimś czasie kot-spaślak dał mu jakieś tam nędzny kocyk jako okrycie. To była również jedyna okazja, dzięki której mógł jechać na Masserze. Wspomnienie szczękania zębami pod wełnianym kocem i kurczowego trzymania się uprzęży konia dały Khajiitowi dodatkową determinację, by zdobyć te cholerne skóry. Tylko żeby było dostatecznie dużo zwierząt w tym lasku. Dar'mijago położył bełt w łożu kuszy i przykucnął. Pociągnął parę razy nosem, ale koci węch nie wyczuł nic, poza zapachem żywicy sosnowej. Chwila... Jest! Charakterystyczny zapach małego, futrzastego zwierzaka, Khajiit mógł go wywąchać z łatwością! Jak drapieżnik, Dar'mijago powoli posuwał się przez haszcze, aż... Jest! Mały psowaty pokryty białym futerkiem węszył coś pomiędzy drzewami, tylko okazjonalnie przykopywał coś łapką. Nic niespodziewająca się zwierzyna. Mała. Miękka. Jeden bełt powinien zakończyć żywot zwierzaka, co do tego nie ma wątpliwości. Lisia skóra powinna starczyć co najmniej na kaptur, tak na dobry początek. Khajiit przyłożył kuszę do oka. Psy, wilki, lisy i tym podobne mają świetny węch, ale Dar'mijago był usadowiony na tyle daleko, by woń mokrego, przemarzniętego futra nie dosięgła nosa jego przyszłej ofiary. Wiatru nie było, lis był praktycznie na łasce Khajiickiego myśliwego. Kot mści się na psie. Naturalny porządek zostaje odwrócony. Tak jakby. Bo technicznie rzecz biorąc, to nie jest pies, tylko lis, a kot nawet nie bawi się włóczką, tylko maszyną mordu, którą trzymał przy oku, gotów do wypuszczenia zabójczej strzałki w korpus zwierzaka. Świst! Drewniany pocisk ze stalowym zakończeniem przeciął powietrze i w ułamku sekundy utkwił w głowie ofiary. Lis zachwiał się i upadł w śnieg. Dar'mijago uśmiechnął się, podszedł do ofiary i trącił ją nogą. Lis był martwy. Trup. Truchło. Zdechlak. Potencjalny kaptur, lub mała pelerynka. Wszystkie te epitety chwilę później spoczywały w myśliwskiej torbie kociego łowcy dumnego ze swej zdobyczy, już przygotowanego do pozyskania kolejnych. Mokry nos węszył za jakąkolwiek wonią, która by chociaż przypominała smród przemokniętego śniegiem futra, albo pozostawionych w igliwiu odchodów, cokolwiek, co mogłoby zostać przebite bełtem i był
by z tego zysk, cokolwiek...

- Jest! - szepnął Dar'mijago.

Khajiit poczuł delikatny odór. Odór zwierzęcych bobków. Dar'mijago przyspieszył kroku podążając za zapachem, poruszał się jak kot, stąpając lekko, acz szybko, omijając każdą gałązkę leżącą na ziemii, każdą szyszkę, którą mógłby skruszyć pod podeszwą i spłoszyć każde zwierzę w promieniu setek metrów. Na jego szczęście, tak jak gałązki i szyszki, skórzany but ominął kupkę małych brązowych kulek. Khajiit dotknął ich palcem chronionym przez rękawicę. Mokre. Czyli świeże. Cokolwiek je zrobiło, było tu niedawno. Palce prawej ręki Dar'mijago, te, którymi strzelał, zaświerzbiły. Był na tropie jelenia, czytaj: chodzącej kupy mięsa i skóry. Dziczyzna jest smaczna i droga, a z jednego zwierzęcia można wyciąć jej całkiem sporo. Niech no tylko się pokaże, dziad rogaty! Na szczęście do i od bobków biegł szlak odcisków racic wyraźnie utrwalony na śniegu. Khajiit sprawdził kierunek wiatru - wiał w jego stronę, to dobrze - i wyruszył za śladami. Igły świerków kłuły go w twarz, a zimno dawało się mu we znaki, ale parł wytrwale przez puszczę, możliwość zmrużenia oka w nocy była warta każdą niedogodność brumskiego lasu. Zakrzywiony elsweyrski miecz u pasa Dar'mijaga mógł pomóc, ale nawet odgłos odcinanych gałęzi mógł spłoszyć potencjalną zdobycz. Ślady jelenia wyglądały coraz świeżej i świeżej, jeszcze parę metrów i...

Skyrim: Cukier i MiódOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz