Rozdział XII

782 41 4
                                    


Pośród drzew wyłoniła się stara chata, którą porastały kłujące krzewy nie zachęcające do zwiedzenia wnętrza domu. Mimo to Nira pewnie skierowała się w stronę drzwi i pewnie weszła do środka. Nie zdążyła jednak zrobić ani jednego kroku na niepewnej podłodze, gdy mocne szarpnięcie wyrzuciło ją na zewnątrz. Upadając, wylądowała na korzeniu. Z trudem powstrzymała cisnące się do oczu łzy.

-Mógłbyś delikatnie dać mi do zrozumienia, że powinnam wyjść- powiedziała z wyrzutem, masując miejsce tuż poniżej pleców.

-A ty nie musisz próbować się zabić byle tylko udowodnić, iż masz rację- starał się odpowiedzieć poważnie, lecz nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy poznał prawdziwy powód złości dziewczyny. Jej duma musiała z pewnością bardzo ucierpieć.

-Masz rację- rzekła niechętnie.- Może ten dom nie jest zbyt bezpieczny, ale sam doskonale wiesz, że nie mamy innego wyjścia. Musimy brać to, co jest.

-Mówisz „my"- zauważył.- Idź teraz do lasu nabierać czegoś lub się przejść.

-Chcesz się mnie pozbyć?- zgadła.

-Jesteś nie tylko piękna, lecz także bystra- pochwalił nie bez cienia kpiny.

Nira odburknęła coś pod nosem, lecz potulnie poszła w głąb lasu, by zostawić go samego. Cokolwiek bowiem planował zrobić z pewnością nie było to przeznaczone dla jej oczu. Najwidoczniej sprawa miała się trochę inaczej niż wtedy, gdy pomagał jej doić krowę. Może musiał użyć innej „magii"? Tego nie wiedziała, tak jak nie znała sposobu na zwierzęta. Raquel prawdopodobnie nie miałby najmniejszego problemu z porozumieniem się z nimi.

Dziewczyna starała się myśleć o wszystkim tylko nie o tym, że czuje jakby ktoś ją obserwował. Wiedziała, że jeśli nie odwróci swoich myśli od podejrzanej ciszy w lesie, to zwariuje. Poza tym nie chciała z krzykiem wrócić do zajętego czarnego anioła, gdyż na to była zbyt dumna. Poza tym mogło się to okazać brzemienne w skutkach. Mimo wszystko więc samotna wycieczka po lesie była bezpieczniejsza niż niewykonanie polecenia Raquela. Polecenia?!, zganiła się w duchu. Niby dlaczego miałaby go słuchać?! To przecież jego wina, że nie może wrócić do domu i musi ukrywać się w grożącej zawaleniem chacie.

Nie. Nie może tak myśleć. To także jej wina, gdyż sama odrzuciła Lucyfera i wybrała niepewne życie wraz z sługą byłego archanioła. Wiedziała czym to grozi, a jednak postanowiła uciec. Poza tym Raquel nie wymagał od niej by dała mu dziecko, które ma stać się dziedzicem pana upadłych aniołów. Na to nie mogła pozwolić! Nikogo nie skarze na taki los! Kim bowiem jest, by decydować o czyimś przeznaczeniu?! Nikim! Normalną dziewczyną, która w jakiś sposób zwróciła na siebie uwagę upadłego anioła. Nie może zatem pozwolić, by ktoś inny czuł się tak jak ona teraz.

Z trudem powstrzymała się od ucieczki przed fikcyjnym wrogiem. Fikcyjnym? Czyż jednak las nie jest zbyt cichy? Nie słychać ptaków, których głosy zawsze rozbrzmiewają wśród drzew. Nie widać zwierząt, chociaż to ich dom. Zupełnie jakby wszyscy znikli. Ona tymczasem została uwięziona bez szans na ucieczkę. Nie da się przecież uciec przed czymś niewidocznym, gdy nie wiesz, w którą stronę biec.

Zaczynam panikować, powtarzała w duchu Nira. Muszę się uspokoić. Muszę powoli i spokojnie wrócić do Raquela. Tam będę bezpieczna.

Nagle usłyszała łopot wielkich skrzydeł z pewnością nie należących do jakiego jakiegokolwiek ptaka. Ktoś inny zastanawiałby się co wydaje taki dźwięk, lecz ona wiedziała. Jednakże ta wiedza jej nie cieszyła, gdyż niezależnie od pewności, bała się. Była śmiertelnie przerażona, tym co za chwilę zobaczy. Niezależnie od koloru piór, dla niej oznacza to kłopoty. Bardzo duże kłopoty.

Wojna aniołów. T. I - Upadek aniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz