Rozdział 5

146 13 4
                                    

Pięć dni męczyłam się z tą trochę nadpobudliwą córką Apolina. Nie powiem było nawet zabawnie. Poznanie jej było chyba najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała od przyjazdu tutaj. Zostałam tymczasowo przydzielona do domku Hermesa. Nie żebym coś do niego miała to spoko koleś... Chyba... Jego dzieci też lubię. Jeden z chłopaków razem z Holly na spokojnie oprowadził mnie po obozie.  Nazywa się Evan Mitchell. Jest od nas o rok starszy, a większość dziewczyn z domku Afrodyty uważa go za przystojnego. Chyba nie ma osoby której by nie znał. Jest wysoki, a jego brązowe włosy i szaro brązowe oczy świetnie razem współgrają. Jak przystało na dziecko Hermesa ma elfie rysy twarzy i błysk w oku. Po kilku dniach naszej znajomości mogę stwierdzić, że jest aroganckim, pewnym siebie żartownisiem. Nie przeszkadza mi to jest nawet zabawnie. Evan jest też dość wysoki, nie wiem ile dokładnie ma wzrostu, ale jest wyższy od Holly i mnie o pół głowy. To sporo!
- Halo Mia! - dziewczyna pomachała mi ręką przed twarzą. Miała właśnie nauczyć mnie strzelać z łuku, ale znów odleciałam. Powinnyśmy sobie odpuścić, ale dziewczyna wierzy, że mi się w końcu uda. 
- Może się gdzieś przejdziemy? - powiedziałam pośpiesznie. Czemu to ja znów na niego trafiam, nie może iść gdzieś indziej? Chyba dałam mu jasno do zrozumienia, że nie chcę mieć z nim do czynienia. Szłyśmy dość szybko, właśnie mijałyśmy domek Hadesa. Wpatrywałam się w niego, przez co nie zauważyłam dziewczyny biegnącej z naprzeciwka. Wylądowałam na tyłku. Nic mi się nie stało, ale osoba z którą się zderzyłam czegoś szukała. Rozejrzałam się i dopiero teraz zauważyłam, że zaraz obok mnie leżą okrągłe okulary. Wstałam szybko i pomogłam też się podnieść dziewczynie. Podniosłam jej okulary i wytarłam o obozową koszulkę, którą akurat miałam na sobie.
- Przepraszam powinnam bardziej uważać... - powiedziałyśmy równocześnie, a Holly wybuchła śmiechem. Popatrzyłam się na nią zdziwiona.
- Jestem Sofia. - Powiedziała po chwili, również rozbawiona dziewczyna. Przyjrzałam się jej uważnie. Miała niebieskie oczy. Kręcone włosy sięgały jej do połowy szyi, były jasno różowe, można było je porównać z kwiatami wiśni, wiecie takimi jak te w Japonii . Jasna cera dziewczyny idealnie z nimi współgrała. Musiała mieć słaby wzrok, ponieważ nosiła okulary. Była ubrana w zieloną bluzę z kapturem i najzwyklejsze jeansy. Na nogach miała białe trampki z tęczowymi sznurówkami. Była mniej więcej naszego wzrostu.

- Ja jestem Holly, a ta tutaj to Mia. - powiedziała moja przyjaciółka.
- To ty jesteś tą dziewczyną od Apollina uznaną na ognisku w zeszłym tygodniu! - powiedziała z entuzjazmem Sofia. W co się znowu dałam wciągnąć?!
- Tak, to ja! - odparła z taką samą ekscytacją w głosie. Zaczęły gadać jak najęte. No po prostu końca nie widać! Niestety akurat wtedy musiał przyjść on... 

- Cześć dziewczyny! - powiedział poprawiając okulary. Nawet nie zwróciły na niego uwagi. Nie wiem czemu się obróciłam... Jestem na siebie zła! Jak można popełnić taki błąd? 
- Unikasz mnie? - spytał nagle.

- Może nie chcę ciebie widzieć?
- Niemożliwe, większość dziewczyn zabijała by się o moją uwagę. - rzekł z łobuzerskim uśmiechem.

- Może nie jesteś w moim typie? - dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową.
- A jaki niby jest ten twój typ?! - warknął
- Eee... No... To nie twoja sprawa!! - krzyknęłam. Chyba dość głośno, bo nawet dziewczyny przestały rozmawiać.
- Rumienisz się! - powiedziała Holly przeciągając te dwa słowa jak najdłużej się dało. Natychmiastowo złapałam dziewczyny za ręce i zaczęłam biec. Po jakiejś chwili załapały i biegły razem ze mną. Wbiegłyśmy do lasu, gdzie kilka dni wcześniej Annabeth pomogła mi przywołać Barry'ego. Usiadłyśmy pod jakimś drzewem, a ja zagwizdałam na palcach, żeby dać mojemu przyjacielowi, że może przyjść.
- Co to było? - spytała Holls* ze śmiechem.
- Nieważne! Było odjazdowo! - krzyknęła rozbawiona Sofia. Nagle przed nami pojawił się Barry, a dziewczyny zrobiły się blade jak ściana.
- Spokojnie to przyjaciel. Nie Barry? - powiedziałam szybko widząc ich miny, a pies zaszczekał przyjaźnie. Już po chwili wszystkie trzy głaskałyśmy go opowiadając sobie nawzajem historie.

********************************************
Mam nadzieję, że nikt nie wyskoczy mi podczas treningu z mieczem, ani inną włócznią czy sztyletem, żeby mnie zabić za taką nieobecność...
Holls* - zdrobnienie które wymyśliłam dla Holly.

InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz