Rozdział 4

155 16 3
                                    

Rzuciłam się przed psa, a moja twarz znalazła się centymetry od broni chłopaka. Barry zniknął, a ja odetchnęłam z ulgą, czego nie można było powiedzieć o Liamie.
- Pozamieniałaś się z małpą na rozum?! - wrzasnął, po czym machnął mieczem. Poczułdrugąbnany mi ból. Dotknęłam miejsca w którym czułam go najbardziej. Wciągnęłam głośno powietrze czujac rozdarty materiał, a zaraz pod nim rozcięte ciało. Przemknęłam powoli ślinę i spojrzałam na swoje palce. Były całe w szkarłatnej substancji. Tak bardzo chciałam żeby to była farba, ale niestety wiedziałam, że to inna ciecz. Przypomniałam sobie scenę z dnia w którym zginęła mama. Łzy napłynęły mi do oczu. Dopiero teraz zauważyłam, że Annabeth klęczy przede mną.
- O bogowie! Liam coś ty zrobił?! - wydzierała się na niego. Miecz wypadł mu z ręki. Nie minęła minuta, a chłopak leżał na ziemi bez ruchu. Za nim stał jakiś potwór, nie potrafię określić jaki jest dość ciemno. Z przerażeniem rzuciłam się w stronę chłopaka. Może i był dupkiem, ale nie pozwolę mu zginąć. Nie wiem co zraniło chłopaka, w każdym bądź razie już zniknęło. W obozie zajęli się nami chłopcy z domku Apolina, a ja w końcu mogłam poznać Willa. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że jest drugą połówką mojego brata. Podobno w ich domku jest jeszcze jakaś dziewczyna, nie pamiętam jak ma na imię, ale chyba coś na "H".
*******************
Przy ognisku siedziała dziewczynka, wyglądała na dość młodą.
- Mogę się przysiąść? - zapytałam. Pomachała głową. Usiadłam obok niej.
- Jestem Mia, wyglądasz mi na boginie, którą kiedyś opisał mi brat. Jesteś Hestia, tak? - powiedziałam na jednym tchu. Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie i zniknęła.
- Dobra to była chyba najdziwniejsza rzecz jaka mnie dzisiaj spotkała... - powiedziałam sama do siebie.
- Nie przejmuj się, Hestia jest bardzo miłą boginią, ale czasami nawet ją stres zżera. - powiedziała ze śmiechem jakaś dziewczyna. Była mniej więcej mojego wzrostu. Wyglądała jakby się opaliła, ale piegi na jej twarzy i tak były dobrze widoczne. Może i nie było ich dużo, ale dzięki nim wyglądała bardziej uroczo. Mogę śmiało stwierdzić, że ma cudne włosy, takiego ombre jeszce nigdy nie widziałam, sięgały jej do połowy przedramienia. Od czubka głowy były ciemno brązowe, trochę wyżej niż od połowy miały kolor kawy z mlekiem, a jakieś dziesięć do dwudziestu centymetrów z końcówek były koloru jasnego blondu. Ubrana była w luźną bluzę z długim rękawem, na której było wyszyte logo obozu, a na plecach było słońce i napis "Córka Apolla". Do tego miała też brązowe jeansy i szare buty. Przez ramię miała przewieszony kołczan że strzałami, obok niej leżał łuk. Jej oczy były zielono niebieskie, a na środkowym palcu miała złotą obrączkę. Wyglądała na osobę w moim wieku, więc raczej to jakaś rodzinna pamiątka.
- Jestem Holly Sanders. - z uśmiechem wyciągnęła do mnie rękę.
- Mia Smith. - przedstawiłam się i uścisnęłam jej dłoń.
- Pierwszy dzień, co? - po kiwałam głową.
- Jest okropnie...
- Wiem! Chodź pokaże Ci to co mi zawsze poprawia chumor. Jestem pewna, że ci się spodoba. Aa! Będzie świetnie, a później możemy pogadać! - złapała mnie za rękę i ciągnęła gdzieś gadając. Wow. Ja rozumiem, że herosi mają ADHD, ale ta dziewczyna ma chyba jakiś specjalny przypadek. Jest taka spontaniczna, można by pomyśleć, że wypiła pięć dzbanków kawy do śniadania. Przebiegła przez cały obóz, szybko mówiąc mi co i jak, kiedy się zatrzymałyśmy upadłam zmęczona na ziemię. Gdy w końcu udało mi się złapać oddech Holly wręczyła mi łuk.
- Ale, nie ja nie potrafię. - próbowałam się wymigać.
- Bez przesady to łatwe! - strzeliła w sam środek tarczy. Próbowałam powtórzyć jej ruchy, ale moja strzała wbiła się w trawę przedemną.
- Nie jest aż tak źle, przynajmniej się wbiła. - odrazu po jej słowach strzała jak zaczarowana upadła. A my zaczęłyśmy się głośno śmiać.

InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz