Rozdział 6

125 13 7
                                    

Niestety zaczęło się już ściemniać, co oznacza, że za niedługo będziemy musiały wracać. Nie bałyśmy się, że coś nas zaatakuje, każda była uzbrojona i przecież był z nami ogromny piekielny ogar.
- Jak myślisz Mia, poznasz dzisiaj swojego boskiego rodzica? - spytała Sofia. No tak jeszcze nikt oprócz Annabeth, Nico i Willa.
- Tak właściwie to ja wiem kto jest moim boskim rodzicem. - powiedziałam spokojnie, a dziewczyny spojrzały na mnie jak na wariatkę.
- To czemu nam nie mówisz?! - krzyknęła Holly.
- To nie istotne... Poza tym i tak wszyscy już myślą, że jestem córką Apollina lub Ateny, a nie Hadesa...
- Jesteś dzieckiem Hadesa?! - krzyknęły jednocześnie, na co się zaśmiałam. Podczas kolacji udało mi się usłyszeć jak jakieś dziewczyny dość głośno o mnie rozmawiają. O nie! Tym razem to ja się odezwę!
- Inna? Tylko dlatego, że różnię się od was?!
Zapadła cisza. Taaa... Jeśli to była by jakaś kreskówka na pewno teraz dało by się usłyszeć świerszcza.
- Mam tego dość wracam do domu...
- Czego masz niby dość! - Blondyn od Ateny wstał nagle.
- Wiecznie wesołych ludzi, umiejscowienia mnie w domku Hermesa, nie pasującej broni... Mam mówić dalej?
Nie wierzyłam, że tak łatwo może być uciszyć dziecko Ateny. Wstałam i zaczęłam iść w stronę domku.
- Nie często to mówię, ale skopię Ci zadek w bitwie o sztandar! - krzyknął wyraźnie zdenerwowany. Uśmiechnęłam się.
- Zobaczymy kto komu skopie tyłek!
W końcu przyszedł czas na moją pierwszą bitwę o sztandar. Nie orientowałam się za bardzo kto z kim gra, ale jednego byłam pewna. Domek Hermesa gra przeciwko domkowi Ateny. Evan dopilnował, żebym została dobrze wyposażona. Miałam już swój hełm, a o Hadesowym prezencie nikt nie wiedział. Moim zadaniem było pomaganie osobie przejmującej sztandar, w tym wypadku Sofi. Kiedy Chejron dał znak do startu, rzuciłyśmy się biegiem w głąb pola przeciwnika. Już widziałyśmy sztandar Sofia została zaatakowana przez jakiegoś chłopaka z domku Ateny, ale ja biegłam dalej. Niestety kiedy byłam już przy sztandarze wyskoczył Liam z mnóstwem innych dzieciaków.
- Co bałeś się że sam nie dasz razu i musiałeś załatwić sobie obstawę? - zakpiłam.
- Jeden na jednego! - powiedział Zdetweminowany, a wszyscy rozeszli się robiąc wokół nas koło. Wyciągnęłam miecz. Był o wiele za ciężki i z trudem mogłam go utrzymać, więc nic dziwnego, że chłopak prawie natychmiastowo mi go wytrącił.
- Szybko poszło. - zaśmiał się. Wyjęłam z kieszeni prezent od ojca. Mina osób stojących dookoła była bezcenna. Znów skrzyżowaliśmy miecze. Zdeterminowana parowałam każdy cios. W tej chwili miałam gdzieś, że to brat Annabeth. Atakowałam tak mocno jak go nienawidziłam, ale z jakiegoś powodu moje ciosy były słabsze niż powinny. W pewnym momencie Liam złapał mnie za wolną rękę i okręcając wkoło przyłożył ostrze miecza do gardła.
- Teraz zachowasz się jak grzeczna dziewczynka i wrócisz tam gdzie twoje miejsce, czyli do domku Hermesa. - zaśmiał się. Wykorzystałam jego chwilową nie uwagę i mocnym kopnięciem w kostkę uwolniłam się z uścisku. Szybkim ruchem pozbawiłam chłopaka miecza i odcięłam trochę piór z hełmu. Wszyscy stali wpatrując się we mnie ze zdumieniem.  Podeszłam do sztandaru i upewniając się jeszcze czy nikt nie protestuje wyrwałam z ziemi. W tym momencie zaczęła się prawdziwa zabawa. Wszyscy zaczęli biec w moją stronę. Nie wiem jakim sposobem Sofii znalazła się obok mnie, ale teraz musiałam wymyślić jak nie zostać rozwalonym.
- Przydałaby się jakaś armia żeby ich zatrzymać... - powiedziała przerażona. No właśnie! Armia! Skupiłam się jak najbardziej mogłam na przywołaniu czegoś co nam by pomogło. Po chwili z ziemi wokół nas wyskoczyło kilkadziesiąt szkieletów. Zagwizdałam na palcach, a po kilku sekundach pojawił się Barry. Pomogłam jej wejść na grzbiet piekielnego psa, a później podałam jej sztandar. Po chwili ich już nie było. Zaczęłam wracać na swoją stronę, ale niespodziewanie poczułam pieczenie pod żebrami. Kiedy byłam już na naszej połowie spojrzałam na rękę którą uciskałam ranę, była cała we krwi. Ostatnie co pamiętam to jeszcze większy ból oraz krzyki i zdziwione twarze obozowiczów.

InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz