Rozdział 4

1.1K 79 135
                                    

Mike pov.

Po tym co wydarzyło się w Halloween przestałem "dzwonić" do Eleven a Will od prawie tygodnia nie chodził do szkoły. Wiedziałem, że będę musiał do niego pójść po zajęciach. Wtedy... W tą noc... Wyglądał naprawdę na przerażonego... Chłopaki też się zmartwili tym, że go niema  ale jakoś za bardzo ich to nie obchodziło byli zajęci Max... W sumie dla mnie lepiej będę miał czas żeby porozmawiać z nim sam na sam. Lucas, Dustin i Max mają w planach iść grać na automatach ja w tym czasie pójdę do Will'a zobaczyć co u niego. Martwię się  i to bardzo...

Will pov.

-I jak tam Will? Wszystko w porządku?

-Tak... Tak myślę mamo... Dzwonił Mike?

-Niestety nie...

-To dobrze.

-Nie chciałeś się z nim spotkać? Porozmawiać? Musisz mu powiedzieć w końcu co czujesz. Miną już prawię tydzień pewnie się o Ciebie martwi. Wyda-

-Jakby się martwił to by zadzwonił...

Poczułem, że łzy spływają po mojej twarzy. Ponownie się rozpłakałem. Miałem już tego dość. Zniszczyłem to co było między mną a moim najlepszym przyjacielem. Nawet nie powiedziałem mu nic tylko od razu musiałem go pocałować jakby nie było innego wyjścia. Zawsze wszystko niszczę...

-Jestem do niczego mamo...

-Wcale nie Will. Jesteś wspaniały. To nie twoja wina.

-A co jeśli Mike mnie nie zaakceptuje? Co jeśli już się ze mnie nabija razem z chłopakami i Max? Co jeśli-

-Will skarbie, posłuchaj, znacie się z Mike'em od przedszkola, to już bardzo długo tak? No właśnie. Mike na pewno cie zaakceptuje bo ty się nie zmieniłeś. Przecież wciąż jesteś tym samym Will'em, którego poznał Mike. Lucas, Dustin i Max na pewno też nie zmienią co do ciebie zdania zaufaj mi.

Rozmowę przerwał dźwięk pukania do drzwi.

-Idę zobaczyć kto to. Zostań tu.

-Nigdzie nie zamierzam wychodzić...

Kobieta uśmiechnęła się do mnie i wyszła a ja ocierałem oczy choć wiedziałem, że to bez sensu bo i tak za chwilę się rozpłaczę bardziej niż wcześniej. Nawet nie próbowałem już tamować łez, które bezwładnie leciały na moją koszulkę sprawiając, że cała była mokra, po prostu one nadal spływały a ja nic nie robiłem.

-Will kochanie masz gościa.

 Do pokoju niepewnie wszedł Mike. Joyce zamknęła drzwi.Chłopak usiadł obok mnie na łóżku, spojrzał na mnie i otarł mi łzy z twarzy. Z jednej strony chciałem żeby wyszedł z mojego domu a z drugiej pragnąłem aby tu został na zawsze...

-Will... Wszystko w porządku? Nie chodziłeś do szkoły przez tydzień. Martwiłem się o ciebie...

Głos chłopaka łamał się a każde słowo wypowiadał niepewnie.

-Skoro się martwiłeś o mnie to czemu dopiero teraz przychodzisz? Dlaczego nie zadzwoniłeś, nie odzywałeś się...?

-Chciałem dać ci czas do namysłu... Tego dnia byłeś bardzo zestresowany i przerażony... Stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie dać ci czas żeby ochłonąć.

Kolejne łzy spłynęły już i tak po mokrej twarzy.

-Mike... Ja jestem chory...

-O czym ty mówisz Will? Masz gorączkę? Dlatego nie było cię w szkole.

Chłopak przyłożył dłoń do mojego czoła w celu sprawdzenia czy nie mam owej gorączki. Jaki on był głupi a jednocześnie uroczy...

-Nie o tym mówię Mike!

Uderzyłem jego rękę, która automatycznie spadła.  Wiedziałem, że muszę mu powiedzieć prawdę przez co w brzuchu czułem nie przyjemne uczucie i cały czas chciało mi się wymiotować od tego stresu... Przerażony Wheeler spojrzał na mnie.

-O czym ty mówisz Will?

-B-o-o j-aa-a-...

Zawahałem się przez chwilę i czułem jak żołądek podchodzi mi do gardła... Łzy leciały mi jak oszalałe... To ten dzień... Czas powiedzieć prawdę i przestać się kryć. Co ma być to będzie. I tak już za dużo się wydarzyło żeby to ukrywać...

-J-aa... Bo ja lubię chłopców Mike. Jestem... Jestem gejem...

Teraz wytrysnęła fontanna kropli z moich oczu. Nie umiałem nic więcej powiedzieć. Przez łzy nic nie widziałem. Mimo iż ciężko brałem każdy wdech to bardzo szybko oddychałem. Czułem jak serce wali mi. Mogłem swobodnie policzyć liczbę uderzeń. 

 Chłopak złapał mnie za rękę a drugą wziął moją brodę i przekręcił głowę w swoją stronę. Teraz widziałem, przez łzy ale widziałem go i jego oczy. Chciałem się im przyglądać cały czas.

-Will to, że jesteś gejem nie znaczy, że jesteś chory. To nie cho-

-Ale mój ojciec cały czas powtarzał, że takich jak ja to do szpitala powinni odsyłać, że się do niczego nie nadaje, że ze mnie nic nie będzie. Cały czas mnie wyzywał i-i-i...

Nie wytrzymałem... To było straszne wspominać to znowu... Płakałem cały czas gorzej niż wcześniej. Teraz to już wodospady były. Tak strasznie się bałem co pomyśli o mnie Mike i reszta. Dlaczego ja zawsze muszę być taką życiową ofermą? Dlaczego...? Nic nigdy mi nie wychodzi... 

Nie mogłem wydusić słowa z siebie. To było straszne uczucie. Widziałem przerażenie w jego oczach a jednocześnie zmartwienie. 

-Will spokojnie. Jestem tu, nic Ci nie grozi...

Chłopak uśmiechnął się w moją stronę a jego ręka przeniosła się z mojej brody na mój policzek ocierając kolejne łzy. Byłem zapatrzony w jego śliczne oczy, które się szkliły. Mike przybliżył powoli swoje usta do moich zamykając je w namiętnym pocałunku. Nie sądziłem, że to zrobi ale byłem tak szczęśliwy w tamtym momencie, że nic nie było wstanie popsuć tej chwili. Parę sekund dałbym sobie rękę uciąć, że mnie nienawidzi a przyszedł tu tylko bo moja mama mu kazała lecz teraz... Teraz byłem pewien, że mu zależy. Żołądek, który jeszcze przed chwilą był w gardle wrócił na swoje miejsce. Serce, które waliło jak oszalałe powoli się uspokajało. Cały stres nagle odparował, znikną, czułem się wtedy wolny i czułem się bezpiecznie. To nie był ten sam pocałunek, który był w Halloween'ową noc. Szybki i nieprzemyślny. Ten był bardziej zmysłowy, oboje go potrzebowaliśmy. Wziąłem niepewnie swoją rękę i zacząłem ją wplątywać we włosy chłopaka. Zawsze mi się podobały ale jakoś nigdy nie miałem okazji ich dotknąć. Mike chwycił moją dłoń i splótł swoje palce z moimi. 
Czułem się naprawdę jakby całe zło z całego świata opuściło mnie. Ten moment był piękny

-No proszę William Byers. Życiowa oferma i beksa znalazł sobie towarzyszą życiowego. No kto by się tego spodziewał? Hahahah

Natychmiast odłączyłem się od ust chłopaka  i spojrzałem za siebie w stronę drzwi. Miałem nadzieję, że to tylko sen, że zaraz się obudzę. Niestety to była prawda. Nie spodziewałem się go tu i nie w takiej chwili... Poczułem, że tracę grunt pod nogami...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział już za nami mordeczki koreczki XD Jak myślicie kto to? Tak wam powiem że trzeba wprowadzić życie do tej książki więc kolejny rozdział będzie krótki ale mocny XD Do następnego 🏳️‍🌈🏳️‍🌈🏳️‍🌈

Do you really still love me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz