Rozdział 10

711 62 44
                                    

Mike pov.

-A JAK NIBY?

Chłopak wyrwał się z mojego uścisku. Jego oczy świeciły się przez łzy i światło księżyca, które odbijało się w nich.

-To ona mnie pocałowała nie ja ją.

-ALE JAKOŚ CI TO NIE PRZESZKADZAŁO. PUŚCIŁEŚ JĄ DOPIERO KIEDY MAX PRZYSZŁA! ODPOWIEDZ NA PYTANIE CZY TY COŚ DO NIEJ CZUJESZ?

-Ja-ja-...

Zastanawiałem się jak on mógł to powiedzieć. Przecież to było oczywiste, że nic do niej nie czułem. Tak?

-MIKE. ODPOWIEDZ MI NA PYTANIE! KOGO TY KOCHASZ!? KOCHASZ MNIE CZ-

Tym razem to ja mu nie dałem dokończyć. Wbiłem się w jego usta i nagle poczułem jak Will powoli się uspokajał lecz po chwili ponownie zdominował u niego gniew. Złapałem go w talii i przyciągnąłem do siebie ale on mnie odepchnął.

-Nie Mike... Nie załatwisz tego w ten sposób... Nie tym razem!

-Co?

-Myślisz, że co? Że jeden pocałunek załatwi całą sprawę? I znowu będzie jak dawniej? Nie Mike... To tak nie działa.

-Will...

-Przepraszam ale... To koniec...

-Will... Ale...Jak... Koniec...?

-Normalnie.

Trzymałem chłopaka za rękę lecz nic to nie dało. Byers cały zalany łzami odszedł. Zniknął gdzieś w ciemności... A ja zostałem sam...

-Will...

-Zadowolony jesteś z siebie Michael?

Usłyszałem dziewczęcy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem ją. Eleven. Sprawczynie całego zajścia...

-O co ci chodzi El?

-Zestrzeliłeś dwa statki i sam się topisz...

-To twoja wina nie moja

-Jesteś tego pewien?

-Tak...- Odpowiedziałem niepewnie- Ale...

-Nie Mike niema żadnego "ale" spieprzyłeś na całej linii i teraz zostaniesz sam.

-Eleven...

Złapałem dziewczynę, która też zaczęła odchodzić w mrok lecz ona tylko się odwróciła i zaczęła mówić.

-Za kogo ty się w ogóle uważasz Mike? Biegasz dookoła, mówisz, że kochasz Will'a a potem mnie.Rozrywasz miłość na strzępy bawiąc się naszymi uczuciami. Przeziębisz się kiedyś od tego lodu w twoim sercu. Nie wracaj już do mnie. Nigdy.

-Eleven!

Dziewczyna wyrwała się, odwróciła i zaczęła podążać w tą samą ciemność, w której zniknął Will... I tak oto zostałem sam... Znowu...

Zaraz po tym przybiegli Lucas z Max i Dustin'em. Stałem wpatrzony w ciemność, w której zniknął jedyny sens mojego życia Will. Upadłem na kolana i zacząłem płakać. Nie mogłem się opanować. Zaraz potem Max usiadła obok mnie i przytuliła. Odwzajemniłem uścisk i nie chciałem puszczać dziewczyny. Tak bardzo potrzebowałem czyjegoś ciepła, by móc się wypłakać w ramię.

-Mike. Musisz wstać i iść do domu. Pójdziemy z tobą.

Max stanęła nade mną i podała mi rękę.

-Mike spieprzyłeś na całej linii, fakt. Ale jesteś naszym przyjacielem i nie zostawimy cię tu samego teraz... Musisz wstać i iść z nami do domu.

-Dustin zadzwoń po Steve'a niech po nas przyjedzie.

Chłopak udał się do budki telefonicznej.

Podniosłem się z podłoża i poszedłem z nimi na parking poczekać na przyjazd Steve'a. Kiedy już był na miejscu zapakowaliśmy się do jego auta. Dustin z przodu a my z tyłu. Chłopak opowiedział mu wszystko co się stało. Zabrał nas pod mój dom i życzył powodzenia w dalszym rozwoju sytuacji.

Weszliśmy na górę do mojego pokoju. Rozpłakałem się bardziej niż tam w szkole. Mimo iż oni mnie nie zostawili i nadal tu byli to czułem pustkę i samotność. I znów nastała ta brutalna cisza, której tak nienawidziłem, ale która była tak potrzebna...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem krótko WYBACZCIE MI!

Do you really still love me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz