♦XXXII♦

5K 478 49
                                    

  Wszedłem cicho do pokoju chłopaka.

— Sorei, śpisz? — zapytałem, gdy znalazłem się tuż obok niego.

— Hmm... — mruknął półsennie — nie śpię — odwrócił się w moją stronę i przecierając oczka, uśmiechnął się, jeszcze nie kontaktując. To było tak cholernie urocze, że siłą powstrzymywałem się, by się na niego nie rzucić i nie wycałować po wszelkie czasy.

— Rozbudzić cię kochanie? — pogłaskałem go po włosach. Nie odpowiedział mi, jednak przekręcił się, tak, by być plecami do mnie. Zawstydził się, pomyślałem i zaśmiałem się pod nosem — brak odpowiedzi, jest zgodą. Moi rodzice chcą się z tobą zobaczyć.

Chłopak natychmiastowo wstał do siadu i spojrzał na mnie jak na debila.

— Ż... żartujesz, prawda?

— Uwierz mi, chciałbym, by był to jeden wielki kawał dyrka o poranku, leeecz, muszę cię zawieść. To rzeczywistość. — na moje słowa wstał natychmiast i zaczął się ogarniać. Stałem przodem do drzwi, by nie widzieć, jak się przebiera, chociaż miałem nieujarzmioną ochotę odwrócić się i spojrzeć na jego ciało.

Podszedł do mnie od tyłu i przytulił. Nieco się zdziwiłem, ponieważ kiedyś wykonanie takiego gestu byłoby dla niego niemożliwe. Moja omega także się zmieniła, uśmiechnąłem się sam do siebie.

— Musimy się pospieszyć — gdy mnie już puścił, złapałem go za dłoń i powoli poszliśmy na górę — sytuacja wygląda tak. Mam przedstawić osobę, która mnie zmieniła. Nie wiedzą, że jesteś omegą i tym bardziej moim przeznaczonym i lepiej by było, gdyby na razie się nie dowiedzieli — spojrzałem na niego i widziałem, jak posmutniał.

— Czy...

— Nie, to nie tak — przerwałem mu, ponieważ mogłem z niego czytać jak z otwartej księgi — Po prostu, moi rodzice to sporzy rasiści, tak, jak ja, gdy mnie poznałeś. Kiedyś napewno odpowiednio cię im przedstawię, gdy się do mnie wprowadzisz, jednak teraz to trochę dla nich za wcześnie — uśmiechnąłem się w jego stronę i pogłaskałem kciukiem szorstką, spracowaną rączkę. Oj, gdy będziesz mieszkał ze mną, twoja skóra będzie jedwabiście gładka, pomyślałem. Nie mogę pozwolić, by osoba, którą kocham, pracowała za marne grosze. Nie. Ja w ogóle nie pozwolę mu pracować. Przecież umarłbym, zamartwiając się o niego.

Po chwili dotarliśmy do gabinetu. Zapukałem lekko, a gdy usłyszałem zaproszenie, otworzyłem drzwi, przepuszczając chłopaka przodem. Spojrzenia wszystkich zebranych, od razu zostały skierowane na omegę, przez co widać było gołym okiem, że jest przestraszony i zmieszany.

Zacisnąłem paznokcie na przedramieniu, które trzymałem za sobą, by tylko nie zabrać chłopaka i nie wrócić z nim do pokoju, gdzie migdalilibyśmy się cały dzień.

— Więc to jest ten chłopak... — mówiła, patrząc na niego z góry — przecież to omega — powiedziała z pretensjami — co pan sobie myślał, przydzielając tego wyrzutka do mojego syna? — nie odwracała wzroku od twarzy mojego sekretnego kochanka.

— Nie ważne, kim jest w hierarchii. Liczy się rezultat. Sama to pani powiedziała, „Nie ważne jak to zrobicie, ten gówniarz ma się zmienić" udało się, więc nie wiem, czemu pani ma do nas pretensje. Nie zrobiliśmy nic wbrew zasadom.

Słysząc to, westchnąłem. Ta kobieta nic a nic się nie zmieniła...

— Przepraszam, to było niegrzeczne z mojej strony — spojrzała na dyrektora — ma pan rację. Zac — zwróciła się do mnie — teraz rozumiem, skąd ta nagła prośba. Dobrze, niech będzie. Omego — spojrzała na Soreia — Zac, poprosił mnie o wsparcie finansowe dla ciebie. Czy dwa tysiące miesięcznie, przez rok, od tej chwili ci wystarczy?

— P... proszę? — mówił poważnie zaskoczony. Zapomniałem mu wspomnieć, że o to prosiłem... Szlak... — T... tak... Dziękuję pani za hojność — ukłonił się jej lekko. Na twarz mojej matki wpłynął uśmiech satysfakcji — Znasz swoje miejsce omego. Podoba mi się to. Dobrze więc, nie przez rok, lecz przez dwa. Wiedz, że mam dobre serce.

— Oczywiście pani — nie patrzył jej w oczy.

Teraz zrozumiałem. Właśnie tak wyglądało jego życie, do tego czasu. Przepraszam Sorei, lecz pora to zmienić.

♦♦♦  

23.09.2018 r.

As |Yασι| [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz