♦XXXIV♦

5K 408 40
                                    

  Jechałem właśnie w samochodzie, prowadzonym przez prywatnego szofera rodziny. Siedziałem zaraz obok matki, której plecy były nienaturalnie proste i sztywne, tak samo jej podbródek, uniesiony był wyżej, niż powinien. Prawdą było to, że wyglądała dostojnie i pięknie, jak królowa, jednak nią nie była — była tancerką. Nawet ojciec, dzięki któremu zyskała ową sławę, się tak nie wywyższał. Szczerze mówiąc, to moim wychowaniem i edukacją zajmowała się właśnie moja matka, natomiast ojciec pozostawał na uboczu, nie mówię, że się nami nie interesował, bo było wręcz przeciwnie, raczej męczyła go postawa matki, lecz rozwód nie wchodził w grę. Nie potrzeba nam dramy, jaką zrobiłyby media, bo wątpię, że takowy artykuł, by się nie pojawił.

— Zac, wszystko w porządku? — zwróciła się do mnie kobieta, czym skutecznie oderwała moją uwagę, która dotychczas skupiona była na krajobrazie za oknem.

— Tak mamo, wszystko dobrze, czemu pytasz? — spojrzałem na nią. Gdy zorientowałem się, że ona także mnie obserwuje, natychmiast się wyprostowałem i spoważniałem, moja natychmiastowa reakcja, spowodowała wpłynięcie uśmiechu na jej twarz.

— Wydajesz się przybity — stwierdziła. Gdy tylko dotarło do mnie to zdanie, od razu wiedziałem, o co jej chodzi, „to przez tę omegę" myślała. Musiałem jak najszybciej i najnaturalniej, jak potrafiłem zmienić drogę jej dedukcji. Była mądrą kobietą, czasami aż za mądrą...

— Ależ nie, wydaje ci się... Po prostu... Jestem ciekaw, czy naprawdę poprawiłem się na tyle, by brać udział w takim dużym projekcie...

— Sama ta myśl, potwierdza nam twoją zmianę, synu. Pamiętaj, że pewność siebie, to podstawa w tym biznesie.

— Wiem i rozumiem to doskonale — czułem, jak się mną bawi. Przez cały czas, byłem jej marionetką. Zdałem sobie z tego sprawę, gdy miałem dwanaście lat. Tylko czeka na moje reakcje, niestety, obiecałem sobie, że będę idealną marionetką w idealnych rękach, jednak z przerwanym sznurkiem, którego nikt nie zauważył. Może kontrolować moje ciało, lecz nie umysł. Też jestem alfą, też nie zamierzam ulegać.

— W takim razie w porządku. Jutro masz stawić się w studiu o siódmej nad ranem.

— Dobrze — moja odpowiedź, zakończyła konwersacje.

Gdy tylko wszedłem do mojego mieszkania, otworzyłem drzwi i je przytrzymałem, by służba mogła wejść i odpowiednio zająć się bagażem. Byli betami. Widziałem zaskoczenie wypisane na ich twarzach, przez co zaśmiałem się cicho. Wiedziałem, że nie tego się spodziewali.

Następnego dnia, punktualnie o siódmej nad ranem, wstawiłem się w studiu. Kiedyś czułem się tutaj bardzo naturalnie i swobodnie, jednak teraz, gdy przyzwyczaiłem się do luźnej atmosfery w teatrze, zauważyłem, że wszyscy są spięcie. Pora zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie robiłem.

— Dzień dobry wszystkim! — powiedziałem podniesionym głosem, przez co zwróciłem na siebie uwagę większości personelu, którzy odpowiedzieli mi tym samym. Znowu te zdziwione miny, pomyślałem i uśmiechnąłem się sam do siebie. Przez moją malutką omegę, straciłem tę srogość przy odnoszeniu się do ludzi. Tęsknie za nim...

— Siema Zac! — klepną mnie po plecach z zaskoczenia Redo.

— Cześć — odpowiedziałem spokojnie.

— Ej, ej, ej, wszystko dobrze stary? — oparł się łokciem o moje ramię, po czym poczochrał mnie po włosach. Zawsze byliśmy sobie tak bliscy?

— O co ci chodzi? — zaśmiałem się, zachowując podejrzenia dla siebie.

— No jak to o co, ty chyba sobie żartujesz — spoważniał i odsunął się, idąc w stronę krzeseł, na które obaj siedliśmy — Co się stało, że witasz się z „plebsem", jak to mówiłeś wcześniej?

— Zawsze tak mówiłem na ludzi?

— Nie pamiętasz?

— No... nie bardzo

— Stary, jakaś dupa ci w głowie poprzewracała, czy jak.

— Heh, chciałoby się.

— No nie kłam.

— Nie kłamię — spojrzałem mu prosto w oczy, chcąc pokazać wyższość, oraz potwierdzić pewność swoich słów.

— Wiesz... — pokiwał głową zrezygnowany — zawsze, gdy kłamiesz, to lekko zaciskasz usta, po czym marszczysz brwi, to tak na przyszłość — spojrzał na mnie rozbawiony.

— Przed tobą nic się nie ukryje — wyciągnąłem się. O poranku zawsze mam zastane kości.

— No to ba, że nie — popatrzył w dal, na krzątających się ludzi.  

  ♦♦♦ 

Hejka~!

Jak tam u was?

Też tak zimno? 

Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział wam się spodobał ^^
Zapewne znacie już Reda z dodatku, więc nie przedstawiałam go po raz drugi. Dla osób, które go nie kojarzą, to, jest to dobry kumpel Zaca :)

Co więcej mogę powiedzieć...

No chyba tylko życzyć wam miłego dnia oraz pogodnego piąteczku 

Do niedzieli skarby! ❤ 


27.09.2018 r.

As |Yασι| [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz