2

434 20 0
                                    

Perspektywa Luny

Stałam jak wryta. Czułam w sobie ogromną pustkę, którą serce próbowało wypełnić szybkim biciem. Dopiero teraz w myślach mu się przyjrzałam. Przystojny, szczupły, wysoki o słodkiej twarzy i jasnych truskawkowych włosach. I jego ostre złote oczy ze szczeliną w środku. Czułam, że płoną mi policzki gdy o nim myślę. Poczułam ucisk w sercu. Niesamowite uczucie jakbym nawdychała się za dużo jemonji. Powietrze zdawało się słodkie i ciężkie, drżące jak w tropikach przed burzą, przesycone elektrycznością.
- Och Afrodyto, mamy problem - powiedziałam uśmiechając się. Łabędzie łączą się w pary na całe życie i kiedy zobaczą partnera, wiedzą, że to ten jedyny - pomyślałam.
- Właśnie to się stało nad jeziorem. Rozpoznaliśmy się duchowo.
- Chcesz powiedzieć, że twoją połówką jest Shin? - uśmiechnęłam się do siebie. Kłębiły się we mnie skrajne uczucia. Fascynacja, przerażenie, strach i spokój. A to czego pragnę, jest tak proste. Jeżeli Shin czuję to samo, wszystko będzie dobrze.
Moja matka umarła przy porodzie. Potem umarł mój ojciec więc dorastałam w domu krewnych. Wakacje spędzałam zazwyczaj u babci, a w czasie roku szkolnego mieszkałam to tu, to tam. Bo pięć razy zmieniałam szkołe, zanim dotarłam do drugiej klasy. W takim razie zostałam odesłana do babci bo już nikt mnie nie chciał. Uznali, że jeśli ktoś może sobie ze mną poradzić, to tylko ona. Ludzie ściągają ze wszystkich stron, żeby się u niej uczyć albo kupić amulety i inne takie. W końcu jest Koroną. Ale niełatwo się z nią mieszka - dodałam ponuro.
Stałam w sklepie babci. Pustym, bo już zamkniętym na noc. Samo przebywanie wśród ziół, kamieni i amuletów dawało poczucie bezpieczeństwa i siły.
- Kocham to - powedziałam rozglądając się po ciasnym wnętrzu. Półki od podłogi do sufitu uginały się pod ciężarem słojów, butelek, pudeł i zakurzonych fiolek. Jedną ścianę zajmowały kamienie oszlifowane i nie, rzadkie i półszlachetne, niektóre pokryte grawerunkami, wyryto na nich słowa mocy. Uwielbiam brać je w dłonie i szeptać nazwy: turmalin, ametyst, miodowy topaz, biały jadeit.
- Wiesz już? - odezwał się głos za jej plecami. Luna odwróciła się gwałtownie. Babcia stała u stóp wąskich schodów prowadzących do mieszkania nad sklepem.
- Ale co? - zapytałam.
- W czym się będziesz specjalizować. Zioła? Kamienie? Amulety? Obyś nie została zaklinaczką. Nie znoszę ich zawodzenia. Luna je uwielbiała. Szczerze mówiąc kochała wszystko, co wymieniała babcia, ale najbardziej zwierzęta. Potrafiła z nimi rozmawiać i je rozumieć.
- Nie wiem babciu - powedziałam.
- Masz jeszcze czas. Choć nie za dużo - mruknęła staruszka.
- Pamiętaj kiedy skończysz osiemnaście lat, będziesz musiała podjąć ważne decyzje. Jesteś ostatnią najpotężniejszą czarownicą. Ciąży na tobie wielka odpowiedzialność. Masz świecić przykładem.
- Wiem - powiedziałam spokojnie. Babcia głaskała mnie po głowie lekką dłonią z wyraźnie zaznaczonymi żyłami.
- Babciu naprawdę jesteś zła, że zamieszkam u ciebie? - zapytałam ze smutkiem.
- No cóż, dużo jesz i zostawiasz włosy w wannie, ale jakoś to wytrzymam - uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała.
- Jutro wyjeżdżam na jakiś czas, nie wywiń żadnego numeru. Luna skineła głową oszołomiona.
- Dobrze babciu, nie przyniosę Ci wstydu, obiecuję - odpowiedziałam.

Serce I Księżyc / Diabolik Lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz