Rozdział 1

84 10 29
                                    

Jack

W moim pokoju jest cicho, pusto i smutno, a mimo tego spędziłem tu połowę swojego życia.

Jestem Jack. Mam dzisiaj siedemnaste urodziny, ale czy to coś znaczy? I tak nie wyjdę stąd, póki nie zdecyduję się na ucieczkę.

W wieku ośmiu lat pobiłem swojego własnego ojca. Wydaje się to niedorzeczne, jednak nikt nigdy nie chciał wiedzieć dlaczego, a szkoda. Po tym zdarzeniu, moja matka siłą zabrała mnie z miasta i przeprowadziliśmy się tutaj. Wtedy zamknęła mnie w tym pokoju. Powiedziała, że jestem ciężko chory. Właściwie czułem się chory.

Mówiła, że moja głowa nie funkcjonuje tak jak inne. Mówiła, że nikt normalny nie podnosi ręki na swojego ojca. Kilka razy deklarowała mi, że boi się, że skrzywdzę kogoś normalnego, dlatego tu jestem. Zamknięty i samotny.

Nauczyłem się jak nie odczuwać nudy. Bywało, że mówiłem sam do siebie. Gdy byłem mały, wymyśliłem sobie przyjaciela, lecz teraz wiem, że nigdy go nie będę miał.

Usłyszałem charakterystyczny dzwoneczek. Podniosłem wzrok znad kartki papieru na której kreśliłem twarz. Nie widziałem jej tyle lat, lecz wciąż pamiętam każdy, choćby najmniejszy szczegół.

Przez małe okienko na dole drzwi od mojego pokoju, wsunął się do mojego pokoju talerz z obiadem. Wstałem z krzesła i powolnie podszedłem do drzwi. Podniosłem obiad z podłogi i usiadłem przy biurku.

Cały mój pokój i wszystko co w nim było, było doskonale przemyślane. Niczym nie mogłem wyrządzić sobie krzywdy. Mama mówiła, że czasem mogę chcieć zrobić sobie coś złego. Papierowe talerze i plastikowe sztućce to standard. Nie chciałem się ranić, dlatego nie narzekałem.

Zjadłem obiad w ciszy, po czym wysunąłem talerz przez otwór w drzwiach od mojego pokoju.

Jedyny kontakt ze światem zewnętrznym dawało mi okno. Mimo, że zwykle zasłaniałem je długimi, czarnymi zasłonami, lubiłem przez nie patrzeć na to, co mnie omija w życiu. Co mógłbym robić gdybym był normalny. Gdybym mógł nie krzywdzić ludzi. Nie czułem się niebezpieczny dla tego świata, ale czy to właśnie nie o to chodzi? Myślisz, że jesteś normalny, lecz potem zabijasz kogoś gołymi rękami.

Uchyliłem lekko zasłonę i rozejrzałem na boki. Nikt z mieszkańców tego bloku nie wiedział, że w mieszkaniu numer jeden mieszka nastolatek, z którym jest coś nie tak, dlatego wolałem nie pokazywać się nawet w oknie.

Na ławce pod wierzbą zwykle można było zastać staruszki, siedzące i plotkujące na każdy temat. Czasem lubiłem ich słuchać, ale czasem gdy obgadywały nawet najbliższe im osoby, skręcało mnie od środka. Czy takim osobom mógłbym wyrządzić krzywdę?

Tym razem jednak na ławeczce z jasnego drewna, siedziała dziewczyna o włosach w odcieniu gorzkiej czekolady. W tym momencie w głowie pojawiło się pytanie ,,Ciekawe czy również pachną jak czekolada?''

Siedziała po turecku, w prawej ręce trzymała zeszyt, a w drugiej ołówek. Nigdy wcześniej nie widziałem jej tutaj. Ostatnio słyszałem coś o tym, że ktoś nowy ma się wprowadzić, ale myślałem, że to kolejna starsza kobieta do kompletu. Jednak życie lubi zaskakiwać, nawet i te moje.

Nie wyglądało to jakby malowała w zeszycie. Miałem wrażenie, że pisała. Wydawała się niesamowicie skupiona. Gdy energicznie skreślała napisane przez siebie słowa, na jej twarzy pojawiał się grymas, lecz gdy poszło coś dobrze, uśmiechała się. Właściwie... Bardzo ładnie się uśmiechała.

Gdy założyła kosmyk włosów za ucho, zobaczyłem, że ma jasne, niebieskie oczy. Zasłoniłem delikatnie zasłonę i podszedłem do biurka. Zabrałem z tamtąd szkicownik i ołówek i wróciłem obserwować dziewczynę. Delikatnie kreśliłem jej sylwetkę na kartce, próbując nie przegapić ani jednego szczegółu. Aktualnie myśli skupiałem tylko na niej.

Wyglądała jak osoba w moim wieku, jednak wciąż zastanawiało mnie to, dlaczego ona zwróciła moją uwagę, skoro już wcześniej widywałem tu rówieśniczki?

Kiedy jej kąciki ust unosiły się lekko do góry, sprawiały, że moje robiły to samo. Nawet nie zauważyłem kiedy przestałem ją szkicować, tylko bezczynnie na nią patrzeć. Nawet nie wiem czy przez ten czas mrugałem.

-Alice!

Dziewczyna uniosła głowę znad zeszytu i przeniosła swój wzrok na mężczyznę który niósł duży karton. Więc nazywa się Alice... Nawet pasowało do niej to imię.

-Tak, tato?- miała dziewczęcy i delikatny ton głosu. Przeczesałem włosy dłonią i nadal wpatrywałem się w obraz za oknem.

-Pomóż Molly rozpakować wszystkie rzeczy w mieszkaniu. Jutro twój pierwszy dzień w nowej szkole, musisz znaleźć wszystko co ci potrzebne w tych kartonach, a to nie będzie łatwe.- zaśmiał się.

Alice uśmiechnęła się delikatnie i zniknęła na klatce schodowej. Chwilę jeszcze wpatrywałem się w pustą już ławkę i w mojej głowie, w której jeszcze sekundę temu był istny huragan myśli, zapanował spokój.

Tak jak w moim pokoju w którym jest cicho, pusto i smutno.

,,Okno''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz