Rozdział 4

20 6 5
                                    

Jack

Uniosłem ciężkie powieki i poczułem coś co zdarzało mi się czuć każdego poranka od trzech dni. Mianowicie poczułem, że doskwiera mi cisza.

Pragnąłem znów usłyszeć melodyjny głos Alice, który wywoła u mnie huragan emocji. Chciałem znów zobaczyć jej piękne, długie włosy w odcieniu gorzkiej czekolady.

Dwa dni temu, wieczorem, gdy latarnie błyskały jasnym światem, przeganiając mrok, zobaczyłem ją. Patrzyła z tęsknotą w oczach przed siebie, próbując jak najpóźniej stracić ze wzroku chłopaka na czarnym, połyskującym motorze. Odczuwam to samo kiedy widzę właśnie ją.

Wstałem z łóżka i powolnym krokiem podszedłem do szafy. Nie była ona duża, wręcz przeciwnie, ale co się dziwić skoro w środku wisiały tylko trzy jednakowe białe T-shirty, 3 pary jednakowych czarnych jeansów, oraz jeden granatowy wełniany sweter na zimne wieczory. 

Wziąłem codzienny komplet ubrań i skierowałem się w stronę małego schowka, który był łazienką. Była ona strasznie mała, lecz starczyło miejsca w sam raz na skromny prysznic, toaletę i umywalkę. Kiedyś było tu też lustro, ale około pięciu lat temu, wraz z mamą podjęliśmy decyzję aby je zdjąć. Powiedziała, że gdy będzie mi doskwierać samotność, mogę chcieć je zbić, a jego ostrymi odłamkami próbować zrobić sobie krzywdę. Dziwne, bo teraz czuję się kompletnie sam, a nie mam ochoty skrzywdzić siebie ani innych. Czyżby kłamała? To akurat wykluczone. Mama nigdy nie kłamała. Była najcudowniejszą kobietą na tym świecie, ponieważ chciała chronić mnie jak i innych przede mną. 

Niestety nie zjawiła się w moje siedemnaste urodziny, nie lubiła łamać naszych zasad. Pojawiała się tutaj co miesiąc, wtedy prowadziła ze mną typową rozmowę z lekko uniesionymi kącikami ust. Pytała o moje samopoczucie, czy czuję jakieś zmiany w sobie i czy czegoś potrzebuję. Nigdy nie miałem odwagi odpowiedzieć jej zgodnie z prawdą, a prawdą było, że chciałem być wolny.

Wszedłem pod prysznic i poczułem jak zimne strumienie wody, spływają po moim ciele. Przeczesałem włosy dłonią i ziewnąłem przeciągle. Zakręciłem kurek i owinąłem się ręcznikiem.  Mimo, że nienawidziłem luster, a raczej jaką krzywdę mógłbym nimi wyrządzić, to chętnie zobaczył bym samego siebie pierwszy raz od pięciu lat. Jak bardzo się zmieniam z każdym kolejnym dniem. Czy moje oczy nadal są błękitne i czy moje czoło zakrywa ta sama kruczoczarna grzywka? 

Po ubraniu się, wyszedłem z łazienki i ujrzałem moje śniadanie, wsunięte przez klapkę w drzwiach. Podniosłem talerz z podłogi i podszedłem do okna, odsłaniając zasłony. Dziś była sobota, Alice nie musiała iść do szkoły. Siedziała na ławce i znów wbijała swój skupiony wzrok w zeszyt.

Ciekawiło mnie co bym jej powiedział gdybym ją spotkał, lub gdybym chociaż miał okazję z nią porozmawiać chociaż ten jeden jedyny raz. Stałem zaledwie dwa metry od niej, a dzieliła nas tylko tafla szkła. Miałem jej tyle do powiedzenia. 

Szczerze mówiąc jej widok sam w sobie mnie hipnotyzował, lecz ja pragnąłem więcej. Rozmowy, lub chociażby uśmiechu. 

Zupełnie się zamyśliłem. Alice oderwała wzrok od swoich zapisków i rozejrzała na boki. Zawiesiła wzrok na mnie. O mój Boże! 

Natychmiast zasłoniłem czarną zasłonę i oparłem o ścianę. Co ja zrobiłem?! Boże, Jack, czemu ty musisz być aż tak nieuważny? Teraz nie tylko mama i ojciec wiedzą o twoim istnieniu. Chociaż...ojciec prędzej o mnie zapomniał lub się mnie wyparł, po tym gdy podniosłem na niego rękę. 

Usłyszałem ciche pukanie do okna, oddaliłem się od niego o trzy kroki i wpatrywałem z uwagą w czarne zasłony.

-Hej! Czemu się tak we mnie wpatrywałeś?!- usłyszałem jej oburzony głos. Mówiła do mnie. Czy nie tego właśnie chciałem? -Halo?- zapukała ponownie. -Jesteś tam?

,,Okno''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz