Yuta obdarowuje Sichenga pięknymi różami i równie pięknymi uczuciami, a Dong nawet nie wie kiedy, ale powoli zatapia się w starszym przyjacielu i jego miłości.
Short story; highschool au; fluff; lot of hugs, sweet smiles and blushes; literally suga...
W niedzielę rano Sichenga obudził dzwoniący telefon. Przetarł twarz dłonią, próbując się rozbudzić przed odebraniem połączenia.
— Sicheng, chyba będziesz musiał mnie ratować — odezwał się głos w słuchawce, kończąc zdanie śmiechem. Wspomniany zmarszczył brwi, kręcąc głową.
— Co ty znowu odwaliłeś? Myślałem, że mieliście z Chittaphonem tylko robić projekt na muzykę — westchnął głęboko, zawijając się w kołdrę jak małe dziecko.
— Tak jakby uznaliśmy, że farbowanie mnie w nocy będzie świetną opcją. Chcieliśmy lekko rozjaśnić mój brąz do takiego delikatnego blondu, ale wyszło... źle. Jak tak teraz na to patrzę, to jest okropnie — jęknął Yuta, podkreślając dramatyzm całej tej sytuacji.
— I jak ja mam ci niby pomóc? — spytał sennym głosem Dong, jeszcze bardziej chowając twarz w pościeli. W ogóle nie rozumiał, do czego pił starszy, może to była też wina tego, że ledwo wiedział, jaki był dzień tygodnia i godzina.
— Uznałem, że można by to pokryć jakimś innym kolorem, ale ty się znasz na tym dużo lepiej niż ja. A Chittaphona już do siebie nie dopuszczę — fuknął, czym rozbawił przyjaciela.
Winwin westchnął, ale zgodził się pomóc. Obiecał, że skoczy do marketu po jakąś ładną farbę i uratuje wygląd Nakamoto. Mimo wszystko od tego chyba są przyjaciele, od wyciągania z bagna, prawda? Chociaż miał ochotę powiedzieć Japończykowi, że skoro nawarzył sobie piwa, to musi sam je wypić i pomęczyć się z takim wyglądem, to wyskoczył z łóżka i poszedł się wyszykować.
Przed wyjściem poprosił jeszcze przyjaciela o zdjęcie prezentujące, w jakim stanie są jego włosy. Lekko parsknął śmiechem, widząc blond, ale naprawdę blond, Yutę. Nie zauważył kiedy, ale przygryzł wargę, wpatrując się w wiadomość. Musiał przyznać, że jego przyjacielowi nie brakowało urody i uroku osobistego, i nawet to nie do końca udane farbowanie mu tego nie odebrało.
Zgarnął portfel z plecaka i zbiegł na dół, omal nie zabijając się na schodach. Zawołał mamie na pożegnanie i, narzucając kurtkę na plecy, wypadł z domu. Tym razem nic nie leżało na wycieraczce i ukuła go myśl, że to jednak był kawał i nie dostanie więcej pięknych róż z jeszcze piękniejszymi wiadomościami. Starał się to wyrzucić z głowy, ale wciąż go prześladowało to uczucie smutku i zawiedzenia. Potrząsnął głową i wziął głęboki wdech, po czym skierował kroki do sklepu.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Koniec końców włosy Yuty otrzymały kolor delikatnego różu, takiego pudrowego. Oboje byli zadowoleni z efektu, zwłaszcza Chińczyk, który aż pękał z dumy. Yuta był zachwycony i pokochał dzieło młodszego, oczywiście próbował go wytulić, ale nie tym razem, tego dnia Sicheng powrócił do swojej skorupy, gdzie nie lubił kontaktu fizycznego. Znowu był wstydliwy i mniej pewny siebie, inaczej niż w poprzednich dniach.
Nakamoto od razu to wyłapał i miał cichą nadzieję, że to róże dają młodszemu tyle radości, odwagi i energii. Tak bardzo chciał, by była to jego zasługa. Jeszcze bardziej pragnął, by mógł mówić mu codziennie takie rzeczy prosto w twarz, patrząc w oczy i trzymając za rękę.
Postanowił zabrać młodszego na obiad w ramach podziękowania i zapłaty za farbę, którą przecież zafundował mu z własnej kieszeni. Dopiero wtedy Chińczyk się rozluźnił i nawet powiedział, że jest przystojny, a ten kolor to podkreśla, co prawda, chwilę po tym oblał się rumieńcem, ale nie uciekał aż tak bardzo wzrokiem ani nie krył uśmiechu. Yuta mógł przysiąc, że jego serce nieomal eksplodowało i przez komplement, i przez świadomość, jak wiele te liściki pomagają jego przyjacielowi.
Kiedy odprowadził Sichenga do domu, zatrzymali się przed domem, żegnając, o dziwo, przytuleniem. Dopiero po chwili dotarło do niego, dlaczego później młodszy niemalże uciekł.
Brunet zobaczył różę i pobiegł z nią do pokoju, a Nakamoto stał przed jego domem i cicho się śmiał.
„Szkoda, że nie lubisz dopuszczać do siebie ludzi, wiesz? Jesteś piekielnie inteligentny i jestem pewien, że byłbyś bardzo cenionym przyjacielem wielu ludzi. Dajesz wspaniałe rady, jesteś opanowany. Zawsze umiesz pomóc i wesprzeć. Nauka też idzie Ci bardzo dobrze i jestem pewny, że wiele osób będzie chciało, abyś udzielał im korepetycji” — to tym razem głosiła karteczka.
Winwin czuł się tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. Naprawdę tak go postrzegają ludzie? Naprawdę jest tak wartościowy? Jest wart tylu starań?
W przypływie emocji napisał SMS-a do swojego przyjaciela, chciał się upewnić, że to nie sen.
„Yuta, daję dobre rady?” wpisał szybko i wpatrywał się intensywnie w ekran telefonu. Czekając na odpowiedź, niemal trząsł się z nerwów.
„Oczywiście! Szczerze powiedziawszy, to najlepsze. Uwierz, do Ciebie przyjdę z każdą sprawą, natomiast do Tena czy Johnny'ego nie bardzo... Jesteś moim mentorem, Winnie, haha”.
Odpowiedź sprawiła, że z oczu bruneta popłynęła pojedyncza łza. Nigdy nie poczuł się tak kochany, potrzebny i doceniany jak w tamtym momencie.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Moja dłoń umiera po poprawianiu akapitów w tramwaju w mróz ale teraz powinno działać komentowanie fragmentów!!