#1-to boli...

475 27 13
                                    

To boli, wiesz?
Każde spojrzenie przepełnione czystą obojętnością, jestem tylko twoją zabawką, rozrywką i spoiwem przyjaźni twojej i Black'a.
Jego czysta nienawiść do mojej osoby, a po drugiej stronie Lily, która po mimo wszystkich złych rzeczy jakie jej przysporzyłem, wciąż ma ochotę mnie bronić. Gdzieś z tyłu stoi Lupin, gotowy w razie potrzeby przystopować waszą ''zabawę''. O Peterze nawet nie wspomnę on tylko jest. Cichy uśmiech przebłyska na widok mojej bezradności, to wszystko.
Otoczyłeś się ciekawymi ludźmi. Tak różnymi, że wydawać by się mogło niemożliwym, że będą się razem przyjaźnić. To ty ich łączysz.
Jesteś taki naiwny, odważny i słodki. W tej swojej nieporadności i głupocie, rozśmieszasz ludzi i dajesz im poczucie, że są potrzebni.
***
Wiele razy próbowałem rozgryść własne uczucia do twojej osoby. W końcu nie jesteś żadnym specjalnym fenomenem, a dokładając to twoje paskudne zachowanie co do mojej osoby powinienem co najmniej Cię nie lubić. Cóż los zakpił ze mnie pokazując jak niewiele dzieli nienawiść od miłości.
Frustrującym jest, że najprawdopodobniej sam sobie zgotowałem ten nadar okropny los.
Bo widzisz zaczęło się niewinnie od tak od zwykłej ludzkiej niechęci. Już na sam twój widok krzywiłem się nieznacznie. Widać przeczucie podpowiadało mi dobrze, bo niedługo po tym przy naszej pierwszej rozmowie wyszły dosyć spore różnice między nami.
Ty byś pewnie z tą swoją słodyczą i pamięcią wiewiórki nie zwrócił na mnie większej uwagi, ale prowodyrem został Black.
Zasiał w tobie ziarnko nienawiści i obficie podlewał,aż   w końcu skończyło się na tym, że te znęcanie się nade mną przeszło wręcz do rangi co kilkudniowego rytuału składanemu na karpę dobra waszej przyjaźni.
***
Nawet nie wiesz jak często moje myśli krążyły wokół twojej osoby. Na początku tylko przesyłając nieme wyrzuty i wyzwiska, analizując każdy twój ruch dopatrując się słabych punktów. Nie czarujmy się było ich całkiem sporo z biegiem lat twoja niezdarność osłabła na sile, ale nadal zdarzyło mi się Cię przyłapać na do biciu do drzwi czy ściany, bo za bardzo się zamyśliłeş, na upadku na zupełnie prostej drodze, zaplątaniu we własne szaty czy innych uroczych sytuacjach, o których wolałeś nie wspominać.

Tak kocham Cię James, nawet teraz gdy powoli zabijasz w sobie tego anioła. Myślisz o mnie jak o obrzydliwym robaku. Starania Blacka jednak nie poszły na marne. Nienawiść wykiełkowała w przepiękny kwiat naznaczony moją brudną krwią.
Co przegieło czare twojego opanowania i niewinnych gierek?
Lily.
Wiedziałem, że ją kochasz toteż z tym większym pragnieniem wpiłem się w jej usta. Twoja mina. Taka zrozpaczona, bezradna i...wściekła. Jak nie trudno mi było myśleć, że to o mnie jesteś zazdrosny.
Wybiegłeś a chłodny wiatr targał twoimi już i tak  zmierzchwionymi własami. Wybiegłeś tylko w krótkim rękawki i jeansach. Musiało Ci być zimno, wiesz, jesień to nie przelewki.
Chociaż w tym momencie to Cię chyba najmniej obchodziło. Biegłeś przed siebie gnany gniewm i smutkiem w tylko sobie znanym kierunku.
Choć musze przyznać, że było nielada wyczynem Cię dogonić, to udało mi się.
Jeszcze troche zasapany, wyjrzałem ostrożnie z  za drzewa dopiero po chwili zdając sobie sprawę z naszego położenia.
Zakazany Las.
To naprawdę niefortunny wybór, ale to Cię chyba też nie obchodziło.
***
Sam nie wiem czego się spodziewałem, może wybuchu złości, wściekłego walenia w drzewo, krzyku, wrzasku innym słowem wszyskiego charakterystycznego dla Ciebie.
No cóż na pewno to co zobaczyłem było sporym zaskoczeniem. Łzy ronione po cichu, po kątach, bez świadków, były raczej podobne do mnie.
****
Sam nie wiem co mnie podkusiło by podejść bliżej. Nagle gałązka strzeliła z cichym trzaskiem pod naporem mojego buta, a ja mogłem w całej okazałości podziwiać twoją zapłakaną twarz.
Na początku malowało się na niej niezrozumienie lecz szybko zastąpił ją gniew. Dzika furia nie pozwoliła Ci siedzieć w spokoju. Po zapłakanym skulonym kształcie nie pozostał nawet ślad, a teraz byłeś już tylko istnym buzującym agresją, niebezpiecznym pięknem.
Anioł zemsty-przymknołem powieki gotowy na to co zrobisz.
Pierwszy policzek był jeszcze delikatny, przepełniony dawną iście anielską delikatnością, kolejne były tylko niewyraźnymi czerwonymi szramami pod powiekami. Tylko piekący ból trzymał mnie jeszcze przy świadomości.
Potem nadchodziły kopniaki i pięści. Po mimo absurdu tej sytuacji nie mogłem sobie odmówić nieoczywistej przyjemności z twojego dotyku. Nawet tak brutalnego.
Zatraciłem się w twoich ciosach i niemogąc dłużej wytrzymać upadłem na ziemie. Ten widok musiał Cię chyba otrzeźwić bo po otworzeniu swoich oczu, widziałem na twojej twarzy nieodzewną skruche, przerażenie i panike.
Naprawde musiałem wyglądać okropnie, czyli gorzej niż zwykle, co musiało być nielada sukcesem.
Powieki robiły się takie ciężki i chociaż tak bardzo chciałem wpatrywać się jeszcze troche dłużej w tą od nowa anielską twarz, nie mogłem nie ulec tak naturalnej czynności jak sen. Sen? A może to już śmierć?

severusxjamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz