/W tym rozdziale pojawią się brutalne sceny/
Nadludzkie wycie, skrobanie i warczenie bliżej nieznanych mi istot ...ustało. Niemal tak szybko jak się zaczeło. Ściany zaczeły się repeować , pokrywając obszerne dziury bezbarwną cieczą która już po chwili zastygała w dawną biel.Wszystko wróciła do poprzedniego stanu oprócz mnie...Uniosłem dłoń by się upewnić, że to nie pomyłka, uszczypnołem się bez cienia delikatności, a ból był zdecydowanie zbyt dobrą odpowiedzią na te nieme pytanie.
Zafrasowany tym jak i błyskawicznym procesem regeneracyjm ścian na początku nie zauważyłem stojącego centralnie na środku krzesła.
Wydało mi sie podejrzane i chociaż wszystko wskazywało na to, że jestem martwy postanowiłem to zignorować. W końcu nie tak łatwo wyplenić ślizgońską nature.
Chciałem zbliżyć się do ścian i zbadać ich struktóre, jednak aż głupio to przyznać, ale nie potrafiłem...
Nie wiem ile mogło upłynąc czasu, ale zdecydowanie za dużo jak na przejście pól metra. Przedmną malowała się tylko biel, była tak czysta, że jednocześnie miałem wrażenie, że nigdy się nie kończy a z drugiej strony, że zaraz w nia uderze.
Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem przedsobą punkt, który w miare robirnia kolejnych kroków powiększał się i dawał lekki zarys przedmiotu przedemną.
Przyśpieszyłem kroku jakby bojąc się, że jak on zniknie to i ta wędrówka stanie sie bezsensowna i wieczna.
Ku mojemu zdziwieniu już będąc pare kroków przed rozpoznałem drewniane krzesło z białego pomieszczenia.
Przyjrzałem mu się dokładniej niż za pierwszym razem, ale i teraz nie dotrzegłem w nim nic niezwykłego. Wychodzi na to że zrobiłem jedno wielkie kółko, ale zbyt martwy by się przejmować zmarnowanym czasem ruszyłem dalej przed siebie nic sobie nie robiać z wolnostojącego krzesąła.
Odszedłem tonąc w nieznanym blasku nieskazitelniej bieli. Patrzyłem przed siebie wmawiając otępiałym zmysłom, że brodzę w śniegu. Nic nie widziałem i dopiero przesunięta przed twarz własna dłoń potrafiła wyrwać z transu.
Niezdziwiłem się i tym razem trafiając na krzesło, ale było ono zbyt podejrzanym stałym punktem by na nim spocząć więc i tym razem i kilkanościomanastoma kolejnymi wyminąłem je bez słowowa, by nie burzyć tej cudnej harmoni ciszy odszedłem w nieznane. NIezane które mogłem określić tyklo jednym słowem-Biel. Biały, białowość, śnieżny, perłowy i tym podobnymi mówiącymi tak naprawdę o jednym przymiotnikami
***
Za każdym cholernym razem trafiłem tam gdzie poprzednio, czyli do krzesła. Pewnie to półapka, pokusa będąca gwoździem do trumny, ale nie miałem wyboru. Widząc znowu to samo drewniane krzesło z lekkim wachaniem usiadłem na nim. Na początku nic się nie działo, dopiero gdy spróbowałem się ruszyć zobaczyłem cieńkie pajęcze nitki przytwierdzające mnie do krzesła. Z każdą chwilą były coraz bardziej widoczne i grubsze. Teraz były jak bandaże zmieniające mnie w mumie. Te dziwne byty zdawały się karmić moją energią. One stawały się mocniejsze, a ja słabłem zamieniając się w przezroczystość. Gdy nie byłem już nawet w stanie oddychać poczułem, że szata zsuwa się że mnie przenikając przez niematerialnych byt. Niestety chociaż teoretycznie nawet mnie nie był to wciąż czułem się przytwierdzony do krzesła. Bandaże pieszczotliwie owijały się wokół mnie tworząc jakby drugą skórę i rysując mój kształt w Białej próżni. Zamknęły mi oczy, zaklejiły uszy, a gdy cały byłem już oblepiony tym kokonem ustały. Nic nie widziałem, potrafiłem tylko czuć ich miękkość i ciepło więc domyśliłem się, że na powrót jestem cielesny. Czekałem, nie chcąc się zdradzić, ale nuda dała szybko o sobie znać. W tej głuchej ciszy czułem jak huczy mi w głowie. Gdy w słuchałem się bardziej usłyszałem ciche szepty. Były dziwnie znajome...nie wytrzymałem ruszyłem się próbując zdiąć to z siebie, a one jakby tylko na to czekały zaczęły znikać głębiej. Cieńkie wstążki wchodziły we mnie przez każdy możliwy otwór w moim ciele. Drobne nitki przemieszczał się przez nozdrza, uszy, a nawet odbyt idealnie sklejając się i dopasowując się do szpary. Krzyknąłem bezdzwięcznie w spazmatycznym krzyku i momentalnie gruba wstęga zatkała moje usta sunąc głębiej przez gardło i przełyk. Po chwili połączyła się z tą idącą dołem, a następnie tymi z uszu i nozdrzy, a następnie razem zaczęły plądrować moje wnętrze. Oblepiały moje narządy zgrabnie ślizgając się pomiędzy nimi i jak gdyby tworząc ze sobą drobne supełki. Chciałem to jakoś przerwać więc rozpaczliwie zamknołem usta i zacisnołem uda. Niestety przyniosło to zupełnie odwrotny efekt. Krzyknąłem z bólu gdy jeszcze więcej bandaży weszło przez mój odbyt zwinętych w ciasny rulon. Moje usta przytkała lepka maź, a ja powoli dusiłem się z braku tlenu. Krzyczałem z bólu i podniecenia. Nie było to jednak przyjemne doznanie, a zwykły brutalny gwałt. Szara tkanina na zewnątrz przybrała lekko bardziej chropowatą formę, a drobne wypustki ocierały się lubieżnie o mojego członka. Doszłem że łzami w oczach nie mogąc krzyczeć.Modliłem się by to wszystko się skończyło, jeśli tak wygląda śmierć to już wiem czemu ludzie się jej boją. O dziwo moja modlitwa została wysłuchana i gdy tylko ostatnie białe krople opuściły mojego penisa to tajemnicza bandażeria zaczęła znikać, kurcząc się do początkowych nitek. Otworzyłem oczy spodziewając się ujrzeć te same białe ściany więc jakie było moje zdziwienie gdy mój jeszcze nie do końca świadomy wzrok zderzył się z czekoladowymi oczami Pottera.
Witam to ja aotureczka, jeśli uważasz, że moja praca jest tego warta to zostaw komentarz i gwiazdkę. Będzie mi bardzo miło. Miłego dnia i do następnego rozdziału😃😃
CZYTASZ
severusxjames
FanfictionPragnienia młodego Snape łaknącego bliskoskości swojego największego wroga. Zabóczy przystojny anioł z szatańską duszą, tak nieporadny w obcowaniu z TAK delikatnym sercem. NIe było dla niego już nadziei od kiedy oczy Jemesa Pottera spotkały się z je...