Noc to był jeden wielki koszmar, albo kilka pomniejszych pozszywanych moimi krótkimi przebłyskami świadomości w jedną ciemność.
Budziłem się co chwile zlany potem, a sen niszczył mnie bardziej niż zwykle. Gdybym miał przybliżyć te nocne mary, byłaby to tylko ciemność. Rzędy ostrych jak brzytwa zębów ocierały by się o siebie z trzaskiem, a ja mógłbym się tylko domyślać cóż za straszne stworzenie gotuje się na moje życie.
Nagle poczułem oddech na karku, zamarłem w krótkim paraliżu starając się zdusić odgłos obijającego się o żebra serca mając wrażenie, że udarza ono o nie w niczym cymbałki dla dzieci.
Nie mogłem się ruszyć licząc na to, że te stworzenie ma tak samo kiepski węch jak i wzrok.
Na moje nieszczęście stwór przybliżył sie mocniej nawąchując całe moje ciało. I chociaż łaskotał je gorącym oddechem mnie nie było ani trochę do śmiechu.
Otwarłem szerzej oczy wiedząc, że i tak nic nie zobaczę, ale był to mimowolony odruch i włąściwie jedyny ruch na jaki mogłem sobie pozwolić.
Nagle to coś postawiło podejrzewam kończyne na moich plecach, żłobiąc ostrymi pazurami po mojej skórze. Ledwie powstrzymałem swoje ciało od mimowolnego drzenia, mocniej spinając mięśnie. Szata zsnuła się z cichym trzaskiem z mojego ciała, ale stwór już odszedł.
***
Śniadanie były gwarne idealne do rozmowy i ploteczek. Skrzaty zajmujące się wydawaniem posiłków dawały śniadanie już dużo wcześniej, ale i tak wszyscy punkt 8-byli obecni gotowi na dobre rozpoczęcie dnia.
Ja osobiście nienawidzący tłumów, wolałem korzystać z tej wcześniej wspomnianej skrzaciej usługi.
Na śniadania jak zwykle skusiłem się na czarną jak moje serce -kawe. Może dla tego była moją jedyną miłośćią? NIE MAM INNYCH PRZYJACIÓŁ. NA NIKIM MI NIE ZALEŻY. NIKOGO NIE KOCHAM...
Może jak będę wmawiał sobie to wystarczająco mocno to moja podświadomość przyjmie to do wiadomości.
Być tak zły za jakiego mnie uważają. Zginite jabłka są odrzucane, więc czemu ta jedna niewina duszyczka nadal chce go skosztować? Wgryść się w ten zdrowszy kawałek ignorująć drugą już nie tak atrakcyjną stronę?
Jestem tam kwaśny, poobijany, wyniszczony przez żerujące na mnie pasożyty. Czy jest ktoś kto zdoła przełknąć całe moje cierpienie i demony?
Jeśli tak, proszę, Boże, aniele, losie, czasie lub inna pradawna siło którą wyznają ludzie; ten jeden raz daj mi odczuć szczęście.
Wiem, każdy odpowiedzialny sadownik wycina roślinę niedającą zdrowych plonów. Jakim więc trzeba być egoistą by prosić mimo wszystko o dobry nawóz, trochę wody i Słońca,kolejną szanse by być lepszym.
Z mojego postanowienia pozostały tylko łzy i skruszone serce zatopione w czarnej kawie, któremu staram się wmówić, że jest ona gorzsza niż ból który dostałem do przełknięcia.
Nie powiniem narzekać, a jeśli jednak coś przyszłoby mnie do tego podkusić, to przecież jest jedna osóbka, która z pzyjemnością wysłucha co siedzi w mojej głowie.
Czeka, cierpliwie aż odkryje te tak pieczołowicie schowane tajemnice.
Więc czemu się wacham, skoro wiem, że to przyniesie ulge.
Zwykłe słowa...Niby nic, a już wiem, że to by ją zniszczyło. Nie zna mnie od tej strony. Nie chce by mnie poznała, ona w przeciwieństwie do całego świata uznaje mnie za niegroźnego dziwaka, samotnego, badboya z miękkim sercem...
CZYTASZ
severusxjames
FanfictionPragnienia młodego Snape łaknącego bliskoskości swojego największego wroga. Zabóczy przystojny anioł z szatańską duszą, tak nieporadny w obcowaniu z TAK delikatnym sercem. NIe było dla niego już nadziei od kiedy oczy Jemesa Pottera spotkały się z je...