#2Może jest dla mnie nadzieja?

356 25 17
                                    

Gdy już miałem oddać się w jej czarne szpony, ktoś zaczął mną delikatnie potrząsać i gładzić ramiona. Było to miłe i mógłbym to potraktować jako swoiste porzegnanie gdyby nie ten głos.
- Sevrus! Sev! Obudź się!-otworzyłem gwałtownie oczy uciekając tej głębokiej ciemnoşci. Ty nigdy nie mówiłeś do mnie po imieniu, a szkoda bo brzmiało to tak pięknie w twoich ustach.
-Powtórz...-poprosiłem zachrypmniętym głosem.
-Severusie-powiedział zaskoczony, a ja uśmiechnołem się leciutko na tą muzyke dla moich uszu. Myśląc, że nie może być lepiej poczułem jak James sadza moją głowe na swoje kolana, szepcze cicho zaklęcia uzdrawiające i powoli acz systematycznie pozbywa się najpoważniejszych obrażeń.
-Mam troche eliksiru uzdrawiającego w tylnej kieszeni moich jinsów-mówie na tyle głośnio by mnie usłyszał, chociaż nie jestem pewien czy zrozumiał coś z mojwgo skrzeku bo głosem nie można już tego nazwać.
Jednak widocznie James usłyszał mnie dobrze, bo już chwile potem jego ręka powędrowała w kierunku mojego pośladka. Przeszukując zadziwiająco dużą kieszeń.
Westchnołem na takie duże poczucie bliskoskości.
Odszukując buteleczke wlał ostrożnie wywar do moich ust odchylając uprzednio moją głowe do przodu by łatwiej było mi się napić.
Gdy zrobił maksymalnie wszystko w granicach swoich możliwości wziął mnie na ręce i przeniósł najprawdopodobniej w kierunku sali szpitalnej. Było mi tak dobrze, że ta chwila dla mnie mogłaby trwać wieczność. Niestety wszystko co dobre się kończy i gdy zostałem delikatnie położony na szpitalnym łóżku, musiałem ponownie zmusić swój mózg do pracy.
Pani Pomfrey wparowała do sali i z lekkim szokiem spytała co się mi stało. Potter wyraźnie skruszony swoim wcześniejszym zachowaniem już otwierał usta z zamiarem najprawdopodobniej przyznania się do winy gdy niespodziewanie pozwoliłem sobie mu przerwać.
- zostałem zaatakowany przez pewne stworzenie, którego nie moge teraz ziidentyfikować, a ten tu uratował mnie z jego szponów- powiedziałem obojętnie nadal skrzekliwym głosem Potter spojrzał na mnie zdziwiony, na co posłałem mu tylko niewyraźny uśmiech. Za to pani Pomfrey zaczeła jak to ona wypytywać o szczegóły, patrząc równie zdziwiona na Jamesa. No cóż nasze niezbyt kolorowe relacje były znane w całym Hogwardzie.
Gdy pani Pomfrey chciała wyprosić Jamesa na czas badania stanowczo zaprzeczyłem i powiedziałem, że bez niego na żadne badanie się nie zgadzam, czym chyba jeszcze bardziej zaskoczyłem te dwójke. Potter stał jak słóp soli, a pani Pomfrey spojrzała z nagłym zrozumieniem na naszą dwójke, po czym szepneła do ucha kilka słów chłopakowi podając mu kilka uprzednio przygotowanych rzeczy.
Wyraźnie zmieszany przybliżył się do mnie i zaczął zdejmować powoli jakby z wachaniem moją szate. Potem kolejno, koszulke, buty, skarpetki i spodnie, aż pozostałem w samych bokserkach przed moim exwrogiem.
O dziwo nie było to nawet w połowie tak niezręczne jak mógłbym sobie wyobrażać.
Jego ręce wpływały na mnie kojąco, sunąc delikatnie po moim ciele. Wcierał w moje ciało najroztomaitsze mazidła, ale dla mnie liczyła się tylko na nieporównywalna przyjemność z jego bliskości.
Zatapiając się w dotyku jego ciepłych dłoni, wychwyciłem jedno słowo
-Pszepraszam
Podniosłem gwałtownie powieki, nawet nie pamiętając kiedy je zamknołem. Patrzył na mnie z nieskrywaną goryczą, wstydem i smutkiem.
Żałował.
- to co zrobiłem było niegodne gryfona, więc tym bardziej nie rozumiem czemu mnie kryjesz...
Nastała cisza przerywana jedynie moim niespokojnym oddechem i uprzykrzonym spojrzeniem Jamesa.
Teraz, albo nigdy.
-bo Cię kocham-wyszeptałem łącząc swoją dłoń z jego na brzegu łóżka. Nie wyrwał się poprostu wpatrywał się we mnie bezsłowa. By po chwili pocxuć się w obowiązku wyplątać z tej sytuacji.
-Severusie, ja...-widocznie nie wiedział co powiedzieć, więc mu pomogłem.
- Nie oczekuje, że odwzajemnisz moje ucxucie, chcę byś po prostu wiedział.
Odetchnął z wyraźną ulgą co mimo wszystko sprawiło mi ból, czy byłem aż takim naiwniakiem oczekując innej reakcji?
Nagle jednak się skrzywił.
- Skoro mówisz, że mnie kochasz to czemu pocałowałeś Lily?
Westchnąłem inteligencja tego gryfona była powalająca.
-by wzbódzić w tobie zazdrość to takie trudne do zrozumienia?
-rozumiem teraz czemu przyszedłeś za mną do zakazenego lasu...
-akurat mamy sezon na borowiki, też chciałeś je pozbierać?
parsknął krutkim śmiechem po czym jego wzrok padł na mojej nadal nagiej klatce piersiowej. Wyplątał o dziwo nadal zaplątaną w moją ręke i poszedł po zestaw ubrań dla mnie. Szpitalna piżama może nie była szczytem modowych marzeń, ale jego dotyk przy wkładaniu był bezcennym doznaniem. Jęknołem cicho gdy przypadkiem zachaczył o moje krocze, a on widząc jak na mnie wpływa speszył się nieco.
Już widać miał zamiar szybko się zmyć po wykonaniu brudnej roboty, ale niepozwoliłem mu gdy chwilowo poczucie winy nie pozwalało mu mi odmówić.
- zostań do póki nie zasne-poprosiłem, a on jak grzeczny piesek usadowił się na brzegu łóżka nawet nie protestując gdy chwyciłem go ponownie za ręke.
Tym razem jednak pociągnołem go na tyle mocno, że był zmuszony pochylić się nisko, podpierając się teraz na przedramionach.
Czując moją desperacje, westchnął i ku zdziczałej radości położył się obok z nadal unieruchmioną ręką.
Łóżka szpitalne są dosyć małe, ale pierwszy raz jest to dla mnie zaletą. Przyciśnięty do klatki piersiowej Jamesa z głową swobodnie wtuloną w jego pierś oddychałem miarowo czując nadchodzący sen.
Mimo wszystko myśli o tym jak daleko przez własne poczucie winy posunie się pewien gryfon nie dawały mi spokoju do ostatniej kropli świadomości, która w końcu ustąpiła głębokiej ciemności.
Wprost idealnej na troche bardziej luźniejsze i śmielsze marzenia...

severusxjamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz