Wpatrywał się we mnie bez słowa, a moje spojrzenie mimowolnie poleciało w kierunku krocza. Niestety to nie okazało się tylko snem. Była tam spora plama świadomego rodzaju, a mój członek stał dumnie na baczność.
Potter mimowolnie podążył za moim spojrzeniem, a moje policzki przybrały kolor krwistoczerwonych płatków maku.
Chyba chciał mi coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk nadchodzących kroków. Za zakrętu wyłoniła się resztą huncwotów z Blacki'em na czele. No nie jeszcze jego tu brakowało. Próbowałem się ruszyć, ale moje ciało było jak sparaliżowane. Rzuciłem błagalne spojrzenie Jemsowi, ale on już zdążył wstać. Co robić? Znowu spróbowałem się ruszyć, ale moje zdenerwowanie wcale nie pomagało. Jeśli zobaczą mnie w takim stanie to nie będę miał życia w tej szkole. No nawet bardziej niż teraz a to już byłby nie lada wyczyn.
Spróbowałem się skupić na wybranej części mojego ciała, zaczynając od czegoś prostego. Jak w eliksirach powoli, po kawałku i dokładnie...Jeden palec, jeden mały paluszek, rusz się...tylko odrobinę...proszę... Nic cholera jasna nic, a Blacke tu zaraz będzie! Ponownie spojrzałem na Jamesa szukając u niego ratunku, ale on chyba właśnie zmiarza na spotkanie ze swoimi przyjaciółmi. Będą się że mnie nabijać? Chyba przeceniłem dobroduszność Pottera.
Spróbowałem jeszcze raz ruszyć jaką kolwiek częścią ciała i ...udało się. Ruszyłem małym paluszkiem, akurat gdy 3 metry odemnie stał Blacka z Potterem, Lupinem i Peterem.
Nadszedł ciąg dalszy moich męczarni. Tym razem marzyłem by to był tylko sen.
****Zastanawiałem się jak w takiej sytuacji zachować jak największą godność? Gdyby moje ciało było choć trochę sprawne to przewróciłbym się na brzuch ukrywając wstydliwy problem. Może udałoby mi się nawet dostać do drobnej kieszonki w przedniej części mojego mundurki. Tam na takie okazje trzymałem mój specjalny eliksir Świętego Salomona. Ważenie go zajęło mi nieco ponad pół roku zarywania i tak pewnie nieprzespanych nocy, ale opłacało się. Po wypiciu dawał on przez krótki czas moc niewidzialności i przenikliwości, czyli innym słowem byłeś żywym duchem. Bardzo wygodne w czasie ucieczki od sytuacji takich jak ta. Niestety jego wypicie zakłada użycia całych rąk, a nie jedneg w dodatku małego palca.
Potter jestem po raz kolejny na twojej łasce. Czy kiedyś to się odwrócić?
***
Zamknąłem oczy po czym ponownie je otworzyłem jeśli zamierza mnie wyśmiać to dopilnuje by zapamiętał wzrok swojej ofiary do końca swojego marnego żywota.
Nie wiem skąd u mnie taka żywiołowość skoro jeszcze niedawno byłem żywym trupem, ale podejrzewam, że z tym jest jak z siwieniem włosów-następuje cyklicznie, fazami, a te fazy nie zawsze są regularne. Czasami włosy na chwilę znów ciemnieją by powrócić za jakiś czas jeszcze jaśniejsze.
Dziwne, ale prawdziwe. Szkoda, że nie jestem w stanie spożytkować tej energii inaczej niż przez złośliwość i o żałośniej tylko we własnej głowie. Taa...nawet z teoretycznie "lepszym" nastrojem jestem tym samym Severusem Snapem-pierwszym przegrywem tej szkoły. Super, chyba wolę by już to wszystko się zaczęło, te czekanie jest jeszcze gorsze. A tak nie będzie już nic co może mnie zaskoczyć...będzie po prostu źle, źle na nowym levelu, ale stabilnie. Jak to mówią o gospodarce pewnego bigosem płynącego kraju- ,,hujowo, ale stabilnie" -uznajmy, że mają rację, przynajmniej na karpę resztek mojej zdrowej psychiki. Muszę mieć siłę by wrócić do wydarzeń z mojego snu i to wszystko przemyśleć... Naprawdę porządnie przemyśleć....
***
Mimo swojego wcześniejszego postanowienia lekko przymknąłem oczy. No co to tylko w połowie złamanie obietnicy, zresztą po co wykłucam się z własną psychiką? Gdy znowu bardziej uchyliłem powieki to. Na zewnątrz świat był szary, to co w moim umyśle dłużyło się całym ciągiem czarnych myśli i średnio rozwijających konkluzji tam szło szybko i dynamicznie. James i Black na przeciwko siebie. Od razu rzucało się w oczy, że James nie wygląda najlepiej. Na białym prześcieradle twarzy jedynymi odznaczający punktami były skryte za szkłami dziwnie matowe oczy. Black chyba też to zauważył bo skierował się w stronę przyjaciela z wyciągniętymi rękami i niemym pytaniem wymalowany na twarzy. James coś do niego mówił, ale nie umiałem rozszyfrować słów. Zupełnie tak jakby mówili w innym języku. James z każdym słowem robił się coraz bardziej czerwony. Moja wieloletnia obserwacja od razu kazała mi przypuszczać, że kłamie. Kłamie? Czyżby w mojej sprawie? Mała lampka nadziei zapaliła się w sercu, ale zaraz zakryły ją bardziej logiczne myśli. Pewnie po prostu próbuje się wytłumaczyć yghmm...z mojego średnio normalnego stanu. Tak to dosyć możliwe, tylko w takim razie po co by kłamał? Bardziej widziałem niż usłyszałem żywiołowy krzyk Pottera, nadal lekko zaróżowiony, ale chyba z wyraźną ulgą, że nie musi patrzeć w oczy swojego przyjaciela, odszedł trochę zbyt szybkim tempem w moją stronę i bez cienia delikatności przewalił mnie sobie prze plecy. Czując się worek kartofli spojrzałem na resztę huncwotów. Czarno-białe mazidła próbowały podejść bliżej, ale chyba słowa Jamesa je powstrzymały.
Czułem tylko jak drgają mu struny głosowe i trzeszczy klatka piersiowa. Mięśnie były spięte trzymając mnie w sztywnym chwycie. Odpływałem w nicość.../Witam i życzę miłego dnia, jeśli uważasz, że moja praca jest tego warta to zostaw gwiazdkę i komentarz/
CZYTASZ
severusxjames
FanfictionPragnienia młodego Snape łaknącego bliskoskości swojego największego wroga. Zabóczy przystojny anioł z szatańską duszą, tak nieporadny w obcowaniu z TAK delikatnym sercem. NIe było dla niego już nadziei od kiedy oczy Jemesa Pottera spotkały się z je...