- To powinno być tutaj - Powiedział Richard sam do siebie przekraczając framugę dużych drzwi.
Dolny pokład statku był niczym labirynt setek przeplatających się w najdziwniejszych miejscach korytarzy. Były one o wiele mniejsze i ciaśniejsze niż ich odpowiedniki znajdujące się wyżej, ale tak czy siak jak na ludzkie standardy były ponadprzeciętnie wysokie.
Nawet ze swoją bardzo dobrą orientacją w terenie kapitan wielokrotnie pogubił się i wrócił do punktu wyjścia, a nie napotkał po drodze nikogo oprócz kilku upitych do nieprzytomności Taolich. To właśnie tutaj wszyscy niżej urodzeni obywatele przychodzili spędzać wolny czas, którego mieli niewiele. Richard zdołał zauważyć, że członkowie kasty pełnili z reguły funkcje wyższych administratorów i wysoko postawionych żołnierzy oraz naukowców. Ci ostatni byli wyjątkowo cenieni przez społeczeństwo, z nieznanych jeszcze kapitanowi powodów. Zwykli Taoli byli z reguły regularnymi wojownikami lub robotnikami. Wszyscy mieli jednak przynajmniej podstawowe wykształcenie, które było obowiązkowe, podobnie jak na ziemi.
Kapitan kontynuował wędrówkę przez brudny korytarz, wymijając sterty śmieci. Wyrzucanie ich na wyższych pokładach musiało być niezwykle wysoko karane, skoro wszystkie lądowały tutaj. Dolne pokłady musiały pełnić funkcję zsypu, jak ten w którym bohater przebudził się wcale nie tak długi czas temu.
Obok niego przeszedł jeden z tych pokracznych stworów, którego Elon uderzył na górze. Może on będzie wiedział którędy do kantyny.
- Przepraszam bardzo... którędy do kantyny - Stwór zatrzymał się i spojrzał garbiąc się na kapitana spode łba. Jego oczy zdawały się okazywać ślady inteligencji, ale Richard uświadomił sobie że dziwny byt nie miał prawa znać ludzkiej mowy. To pewnie był przywilej nielicznych którzy mieli kontakt z ludźmi. Minął go i ruszył swoją drogą, zastanawiając się czym też mogą być te stwory. Czuł na karku jego spojrzenie aż do czasu kiedy skręcił w prawy korytarz. Spojrzał na zegarek który znalazł w swoim apartamencie. Była 17:50. Już ponad 3 godziny się tutaj błąka. Jeśli szybko nie znajdzie kantyny, jedyna szansa na zobaczenie ludzi może przepaść. Ku uciesze Richarda, niebawem usłyszał dziwna muzykę. Melodia była bardzo dziwna i ciężko było ją nawet nazwać muzyką.
Bohater przyśpieszył kroku w stronę z której dobiegał dźwięk. W końcu na samym krańcu długiego korytarza zobaczył wejście w ścianie, prowadzące do dużego pomieszczenia. Wszędzie paliły się tam kolorowe, oślepiające światła. Muzyka stała się porażająco głośna. Najbardziej podobna była do Techno, ale jednak nie do końca w tym stylu. Richard był zszokowany. Te dźwięki nie kojarzyły mu się z kompletnie niczym na ziemi. Dookoła poustawiane były okrągłe stoły. Klękali przy nich Taoli obu płci, a dookoła krzątały się te dziwne poczwary wycierające i tak niemożliwie brudną podłogę. Pomieszczenie miało 2 piętra wysokości i nierówny dach z otwartą wentylacją w rogu. Kapitan zdał sobie sprawę, że z jakichś dziwnych powodów nigdy wcześniej nie widział kobiet Taoli. Wyglądały one bardzo podobnie do ludzi. W przeciwieństwie do mężczyzn były standardowych proporcji, ale też były lekko zielonkawego koloru.
Wszyscy spojrzeli na nowo przybyłego na kilka sekund. Pewnie był pierwszym człowiekiem jakiego widzieli od lat i ciekawska natura Taolich dawała o sobie znać. Kapitan nie dając nic po sobie poznać po prostu przeszedł między stołami, starając się trzymać możliwe najbliżej ścian. Niebawem prawie wszyscy stracili nim zainteresowanie i powrócili do swoich zajęć. Tylko co po niektórzy wciąż rzucali na niego okiem. Szepty tonęły w głośnej muzyce i bohater nie miał pojęcia co myślą o nim tubylcy. Zaczął rozglądać się nerwowo po sali, szukając Taoliego który zaprosił go w to miejsce. Dochodziła 18. Na szczęście zobaczył go nieopodal. Siedział przy stole razem z jakąś ubraną w kombinezon kobietą. Kapitan prędko podszedł do stołu i uklęknął. Oboje natychmiast przerwali prowadzoną rozmowę i spojrzeli na niego.
- A więc jednak przybyłeś - Powiedział mężczyzna głębokim głosem i uśmiechnął się - zastanawiałem się czy uda ci się tu dotrzeć. Całkiem nieźle jak na kogoś kto w zasadzie przybył z innego świata czyż nie?
Kapitan odwzajemnił uśmiech - No dobra, a więc o co chodzi?
W tym momencie kobieta przemówiła.
- Jesteś nam potrzebny.
To tyle? Pomyślał protagonista. Od razu do konkretów?
- Do czego niby? Wy też jesteście mną jakoś cholernie podekscytowani? Jak wszyscy inni?
Kobieta zignorowała komentarz i powiedziała tylko.
- Niebawem lecimy na Terminę uzupełnić zapasy, a potem na planetę FAR. Po drodze jest Geri. Możemy cię tam wysadzić. - Splotła ręce na piersiach i oczekiwała jego reakcji. Towarzyszący jej mężczyzna wciąż nie przemawiał.
Kapitan zaczął się zastanawiać. Zdecydowanie coś tu nie grało. Tego akurat był pewien. Tych dwoje musiało coś ukrywać i na pewno nie grali w otwarte karty. Ewidentnie Taoli nie pałali miłością do ludzi, więc czemu tych dwojga miało mu tak po prostu pomagać?
- Czego oczekujecie w zamian? Rozumiem że nie za darmo przewozicie mnie na czarno na drugi koniec sektora?
- Skąd ta pewność że na czarno? - Tym razem to duży gigant przemówił.
- W takiej dziurze nie spotykaliby się normalnie członkowie kasty, nie sądzisz?
Mężczyzna milczał przez chwilę, po czym skinął głową i nachyliwszy się, powiedział swojej towarzyszce:
- Bystry jest - Uśmiechnął się, lecz jej twarz pozostała niewzruszona.
- Na razie nic... ale kiedyś możemy się o coś upomnieć. Myślę że zdajesz sobie sprawę żę odegrasz jeszcze rolę w tym konflikcie.
- Jakim konflikcie, chodzi o ten między wami a Ivarianami?
Rozmówcy spojrzeli po sobie i zaczęli rozmawiać, lecz tym razem muzyka, a raczej brzdąkanie które teraz dobiegało niby znikąd zagłuszyło ich słowa. Nachylenie się wyglądało by podejrzanie, więc Richard przybrał jedynie obojętny wyraz twarzy i siedział dalej w tej samej pozycji.
- To jak, lecisz z nami? - Zapytał się mężczyzna.
Richard spojrzał w bok i zastanowił się. I tak nie miał nic do stracenia.
- Zgoda.
W tym momencie kobieta wstała od stołu i odeszła w stronę drzwi, szepcząc coś Taoliemu do ucha.
-Doskonale. Możemy się sobie przedstawić. Ja jestem Erbin, a tamta to Venir. Będziesz się musiał jej słuchać podczas całego lotu. Wyglądasz na człowieka który wie co dla niego dobre.
W tym momencie spojrzał na kapitana od stóp do głów.
- Chodź za mną, wylatujemy od razu. Załatwiłem tymczasową dyspensę ze służby u Elona. Nie ma po co byśmy tu zostawali.
Obaj wstali od stołu i powoli opuścili karczmę. Niebawem muzyka zaczęła cichnąć za rogiem.
Czy każdy facet ma tu imię na "E"? Zastanawiał się bohater.
CZYTASZ
REFRAKCJA
Science FictionRok 2035. Zasoby ropy na ziemi zmierzają ku końcowi. Państwa świata zmuszone są do ofensywy, aby zdobyć cenny surowiec. W tym czasie na zajętych wewnętrznymi wojnami ludzi atakują tajemniczy obcy. Umieszczają oni ludzkość w specjalnym rejonie kosmos...