Termina, Kilka godzin później
Richard siedział w rogu pomieszczenia. Ściany całego statku były zbudowane z tego samego metalu, co reszta konstrukcji Taolich. Dopiero teraz, siedząc samemu w nieumeblowanym pomieszczeniu, Richard zrozumiał jaki chłód od nich emanował. Zdawał się przenikać mu poharataną skórę. Lecieli już tak od wielu godzin. Kiedy tylko weszli na pokład, kapitan został oddelegowany przez Venir do swojej kajuty, a przynajmniej tak kapitanowi spodobało się nazywać to miejsce. W rzeczywistości był to duży, zimny pokój, w którym nie było nic oprócz kilku krzeseł i ogromnego, zajmującego pół ściany okna na prawo od drzwi. Kapitan natychmiast po przebadaniu pomieszczenia usiadł na najdalej położonym od drzwi krześle i siedział tam przez w zasadzie całą podróż. Za oknem nie było widać nic oprócz ciemności.
Wyglądało to tak jakby statek w ogóle się nie poruszał. W końcu ciemność za oknem zaczęła szybko ustępować brązowemu niebu. Niebawem horyzont pokryły chmury.
- Dolatujemy! Zbieraj manatki i widzimy się przy wyjściu - Dobiegł go zimny głos zza drzwi, które po krótkiej chwili się otworzyły. Richard wstał po raz pierwszy od wielu godzin i podszedł do okna. Chciał rozciągnąć nogi, ale widok zabrał mu dech w piersiach.
Przed nim, jak daleko sięgało oko rozciągały się olbrzymie pola stali. Wytężył wzrok i spojrzał setki kilometrów za horyzont, lecz ogromne połacie ciągnęły się aż pod olbrzymie, zachodzące słońce zajmujące pół nieboskłonu. Lekko nad płatami stali latały niezliczone ilości małych, czarnych plamek. Przyjrzał im się i ze zdumieniem stwierdził, że są to statki wielkości tego w którym przyleciał. Byli naprawdę wysoko nad ziemią i zbliżali się z każdą sekunda do powierzchni. Pola stali przeplatały dziesiątki tysięcy małych szparek i tuneli, ciągnących się jak pajęczyna po całej powierzchni. Niebawem zauważył, że powierzchnia jest bardzo chropowata i przypomina buzujące w godzinach porannych miasto. To, co wydawało się ze stratosfery lekkimi wybrzuszeniami było w rzeczywistości "budynkami" mającymi kilkaset metrów wysokości! Przelecieli między kilkoma statkami i powoli zbliżali się do jednej ze szpar, mającej na oko około kilometra szerokości. Richardowi w głowie się zakręciło, jak wielkie jest to miejsce i jak wiele stworzeń musi w nim zamieszkiwać. Przypomniał sobie rodzinną farmę na ziemi i nie mógł uwierzyć, że tamta oddalona o, jak mu się zdawało setki lat przeszłość i teraźniejszość którą widział przed oczyma istnieją w tym samym wymiarze.
W końcu wlecieli w jedną ze szpar i zapanowały ciemności, rozświetlane znajdującymi się po bokach dziesiątkami świateł dobiegającymi z różnych tuneli. Richard szybko rzucił okiem w jeden z kwadratowych otworów w ścianach wąwozu i zobaczył olbrzymi, zbudowany z dziwnego metalu deptak. Wyglądał bardzo nowocześnie i spacerowały po nim dziwnie wygięte humanoidalne istoty. Szybko jednak stracił tunel z oczu kiedy statek pomknął głębiej w tunel. Lecieli tak około 10 minut, aż metalowe ściany i lampy ustąpiły miejsca kamieniowi. Niebawem zapanowała całkowita ciemność. Kapitan zastanawiał się jak głęboko pod metalową powierzchnią znajdują się w tym momencie. Biorąc pod uwagę prędkość statku mogło to być nawet kilka kilometrów. Odszedł od okna i ostatni raz rzucił okiem po pomieszczeniu. Nie miał co zostawić bo i tak nic nie posiadał. Wyszedł przez drzwi i ruszył korytarzem w stronę z której przyszedł. Przed wejściem czekali na niego już jego współtowarzysze i jakaś jedna nieznana kobieta. Rozmawiali żywo między sobą. Nieznajoma była wyraźnie niezadowolona i wymachiwała rękoma. Kapitan odsunął się na bezpieczną odległość i obserwował, gdyż zrozumieć i tak nic nie był w stanie. Dyskusja nagle została jednak przerwana i wszyscy spojrzeli na drzwi.
Drzwi otwarły się ukazując wejście do małego pomieszczenia o szerokości może 3 metrów z identycznymi drzwiami po przeciwnej stronie. Weszli tam wszyscy w 4 i wrota zamknęły się za nimi. Zapanowała niezręczna cisza, przerwana po jakimś czasie przed Venir.
- Trzymaj się blisko nas człowieku. Zostawilibyśmy cię tutaj, ale zbytnio się boimy że coś zepsujesz - Machnęła pistoletem na towarzyszkę - Naszej przyjaciółce bardzo nie spodobało się że jesteś tu z nami.
W tym momencie obrzuciła go zimnym spojrzeniem.
- Więc lepiej nie każ mi i Enribowi żałować że ci pomagamy, nawet biorąca pod uwagę naszą umowę.
- To wszystko był mój pomysł - Enrib zrobił z ustami coś na kształt uśmiechu i trzepnął łapą w przeciwne drzwi. Te otwarły się i powietrze zrobiło się zatęchłe i ciężkie. Wszyscy Taoli zapalili latarki. Enrib wręczył jedną Richardowi i wyszedł jako pierwszy. Bohater kliknął duży guzik, przypominający nieco tamten na kuli znalezionej w kompleksie i wyszedł na zewnątrz jako drugi.
Stali na dużym, kamiennym placu. Tu i ówdzie porozrzucane były jakieś śmieci. Dookoła nie słychać było nic oprócz przenikającej ciszy. Kiedy wszyscy znaleźli się już poza statkiem, Venir dała sygnał ręką i ruszyli szybkim krokiem. W marszu bohater rzucił okiem w górę, lecz nie był w stanie zobaczyć żadnego światła. Musieli wlecieć do jakiegoś zapomnianego tunelu. Podeszli wszyscy w 4 do krawędzi, gdzie bruk urywał się w ciemność. Richard poświecił w dół, lecz latarka, mimo olbrzymiego zasięgu nie była w stanie oświetlić dna przepaści. Venir pomachała do Enriba ręką i ruszyli gęsiego wzdłuż krawędzi za nią. W końcu doszli do miejsca gdzie posadzka łączyła się z kamienną, ewidentnie naturalnie uformowaną ścianą. Kawałek w przepaść, na prawo znajdowała się sporej wielkości szczelina prowadząca w głąb jakiejś jaskini. Kapitan domyślił się że to tego miejsca szukali. Venir jako pierwsza przekroczyła odcinek spokojnym dużym krokiem i stanęła po drugiej stronie. Odwróciła się i pomogła przejść Enribowi. Ten ruszył dalej w jaskinię oświetlając ją.
Kiedy druga Ivarianka przekraczała przepaść, kamień przesunął się pod jej stopą i ta runęła w przepaść. W ułamku sekundy Richard i Venir złapali ją za ramiona. Bohater poczuł jak ześlizguje się w stronę ciemności za ciężarem kobiety. Venir stała prawie że stała jedną nogą poza dziurą. Wykrzyknęła coś w głąb tunelu po Ivariańsku i wciągnęła towarzyszkę jednym silnym ruchem. Wszyscy ruszyli w głąb i kapitan kątem oka dostrzegł piorunujące spojrzenie jakim obrzuciła go kobieta. Richard był pod wielkim podziwem tej nagłej interwencji.
Przekroczył przepaść i ruszył za grupą trochę od nich odstając. Niebawem tunel rozszerzył się do pokaźnych rozmiarów, a tu i ówdzie widać było porozrzucane metalowe obiekty. Coraz bardziej wyglądać to zaczynało na miejsce zamieszkane i Richard był coraz bardziej ciekaw, jaka to dziwna rasa zamieszkuję te podziemne pieczary.
CZYTASZ
REFRAKCJA
Science FictionRok 2035. Zasoby ropy na ziemi zmierzają ku końcowi. Państwa świata zmuszone są do ofensywy, aby zdobyć cenny surowiec. W tym czasie na zajętych wewnętrznymi wojnami ludzi atakują tajemniczy obcy. Umieszczają oni ludzkość w specjalnym rejonie kosmos...