02 | PIĘKNY ZIMOWY PORANEK

4.3K 282 142
                                    


               Podróż do szkoły w Avonlea była okropna o tej porze roku. Było okropnie zimno, a ścieżka była dość śliska, jednak Ania Shirley nie zwracała na to uwagi, ponieważ szła ze swoją przyjaciółką od serca, Dianą. Szły obok siebie pod ramię, poprzez zmarznięty las. Jedynym dźwiękiem, który zakłócał cichy poranek, był skrzypiący śnieg pod butami.

— Och, Aniu, nie mogę doczekać się Zimowego Balu! Ma on miejsce tylko co dziesięć lat! Jakże nam się poszczęściło, że możemy żyć w takim momencie, nieprawdaż? — spytała Diana, uśmiechając się od ucha do ucha.

Uśmiech rudowłosej trochę zmalał, jednak starała się tego nie okazywać. Widzicie, Ania niekoniecznie lubiła imprezy dla rodzin ze względu na to, co stało się na ostatnim pikniku rodzinnym. Uważała, że takie spotkania są tylko po to, by ludzie mogli się stroić i oceniać innych. Ania nie była zbyt pewna siebie przez swoje rude włosy i piegi.

Bycie miasteczkową sierotą była czymś innym. Pójście sama na bal było jak szykowanie się na pewną śmierć. Ale kim ona by była, gdyby zrujnowała szczęście swojej przyjaciółki? To byłoby niezwykle samolubne, więc tylko się uśmiechnęła.

— Chyba tak?

Diana zachichotała, z czego ucieszyła się Ania.

— Słyszałam, że musisz iść z partnerem. Och, teraz jeszcze bardziej boję się iść dzisiaj do szkoły! Bal jest jutro! Co, jeśli nikt mnie nie zaprosi? Co ja wtedy pocznę? Och, przez całe życie na to czekałam. Co, jeśli—

— Uspokój się, Diano. Jestem pewna, że ktoś cię zaprosi! Taka cudowna dziewczyna jak ty będzie miała kolejkę chłopaków sięgającą aż do sąsiedniego miasta! Jeśli jakaś dziewczyna miałaby nie mieć pary na bal, to byłabym nią właśnie ja.

— Ucisz się, Aniu! Nie bądź taka okrutna dla siebie. Ty również jesteś cudowną dziewczyną i podniosłaś mnie na duchu. Każdy chłopak byłby szczęściarzem, by ciebie mieć. — Uśmiechnęła się brunetka, a jej przyjaciółka odwzajemniła tę mimikę twarzy, zastanawiając się, czym zasłużyła sobie na taką przyjaciółkę jak Diana.

— Dzień dobry, Diano — odezwał się znajomy im głos.

— À propos... — Na usta Diany wstąpił lekki uśmieszek. Ania przymknęła oczy w zirytowaniu i wzięła głęboki oddech, przygotowując się do tego, co zaraz miało się wydarzyć.

Kiedy tylko Gilbert Blythe ich dogonił, stanął obok nich i popatrzył na rudowłosą.

— Aniu. — Uśmiechnął się, podziwiając ją.

Dziewczyna przez cały czas wpatrywała się przed siebie, jednak nie mogła powstrzymać dziwnego uczucia, które pojawiło się w jej brzuchu. To było dla niej coś nowego i ani trochę jej się to nie podobało. On wypowiedział jej imię w taki szelmowski, dokuczliwym tonem, że nie mogła powstrzymać myśli, iż po prostu jej dokucza. Jednak Gilbert Blythe — chłopak, który starał się tak bardzo, by jedynie zdobyć jej uwagę, chciał dobrze.

— Piękny poranek, ech? — spytał, dumnie unosząc głowę podczas spaceru i zaciskając dłonie na rączce jego plecaka, który zaczął zsuwać się z pleców.

— Bez wątpienia jest piękny. — Barry uniosła kąciki ust.

— Bez wątpienia był — wymamrotała pod nosem Ania, a Gilbert popatrzył na nią rozbawiony.

— Więc, Gilbercie. Wiesz już, kogo jutro zabierasz na bal? — Droczyła się Diana.

Usta chłopaka wykrzywiły się w chytrym uśmiechu.

— Myślę o jednej dziewczynie, ale niesamowicie trudno jest ją oczarować. — Ania, która przez cały ten czas była cicha, uniosła podbródek jeszcze wyżej, gdy poczuła na sobie wzrok Gilberta. Starała się nie zwracać na to uwagi, próbując przekonać samą siebie, iż robił coś zupełnie innego.

Nagle przypomniała sobie ostatnie słowa Gilberta z ostatniej nocy.

— Czy chciałabyś ze mną pójść?

Szybko odrzuciła od siebie tę myśl. Dlaczego, spośród tylu pięknych dziewczyn ze szkoły, szarmancki Gilbert Blythe miałby zainteresować się właśnie nią?

Poza tym nienawidzili siebie. A przynajmniej ona. Po tym, jak upokorzył ją na oczach całej klasy, nazywając ją marchewką. Jak on śmiał? Ania w głowie miała jedynie to, że przecież jej włosy nie są podobne do marchewek! A jej włosy powoli zamieniały się w kasztanowe!

Czuła się winna byciu zdenerwowaną za coś, co wydarzyło się dawno temu. Poza tym przeprosił. Więc cicho się uspokoiła i skupiła na pozostaniu taką, kiedy szli do szkoły.

— Przykro mi to słyszeć. Ale jestem pewna, że wiele dziewczyn padnie ci do stóp, więc nie musisz martwić się o tę tajemniczą dziewczyną. Chociaż w sumie, Ania jest całkowicie woln... — Zanim Diana zdążyła dokończyć zdanie, głowa rudowłosej odwróciła się w jej kierunku. Jej oczy były szeroko otworzone, a uszy aż czerwieniły się z zażenowania.

Pomiędzy nimi zapadła cisza, a rozbawiony Gilbert Blythe podrapał się po tyle szyi.

— Cóż, musisz wiedzieć, że towarzystwo chłopaka nie jest konieczne w moim przypadku. Mogę iść sama, jeżeli tylko zechcę. Obecność kogoś przeciwnej płci nie jest dla mnie wymogiem, by dobrze się bawić na balu. Odmawiam kontynuowania tych stereotypów! — odezwała się Ania, rozwodząc się nad byciem niezależną kobietą, a Gilbert i Diana poczuli się rozbawieni jego słowotokiem.

Kiedy w końcu dotarli do szkoły, odłożyli swoje rzeczy i odwiesili kurtki.

— Dziękuję za odprowadzenie nas, Gilbercie. — Uśmiechnęła się Diana z wdzięcznością.

— Przyjemność po mojej stronie — odparł delikatnie, spoglądając na Anię, która uniosła brwi. Kiedy tylko razem z Dianą odwiesiły swoje nakrycia wierzchnie, Gilbert puścił jej oczko, następnie odchodząc do swojej ławki. Rudowłosa została ze zmieszanym wyrazem twarzy i dziwnym uczuciem w brzuchu.

I ani trochę jej się to nie podobało.

ZIMOWY BAL ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz