03 | SEKRETNY WIELBICIEL

4.1K 261 334
                                    


               — Źle! Usiądź, Moody. Ugh — powiedział pan Phillips.

Aktualnie trwał jeden z tych sławnych konkursów ortograficznych i Ania wygrywała. Jednak ten konkurs był inny niż zwykle, ponieważ za nauczycielem nonszalancko siedział Gilbert Blythe. Pan Phillips rozkazał mu podawać słowa, ponieważ jak to powiedział nauczyciel „Dajmy innym szansę. Jeśli wygracie, to będzie prawdziwa wygrana". Ania nie była zbyt ucieszona tą wiadomością. To było niesprawiedliwe w stosunku do innych! Wygrała tyle konkursów ortograficznych, co Gilbert i mieli takie same wyniki! Dlaczego to nie ona podawała słowa? Jej głos był wyraźniejszy niż Gilberta.

Stała przed całą klasą z dłońmi splecionymi za plecami. Czuła się dość niekomfortowo, kiedy wszystkie oczy były skierowane na nią, jednak nadal dumnie unosiła głowę. To była trzecia runda, a Moody Spurgeon właśnie źle przeliterował słowo publiczność, pozostawiając jedynie Billy'ego Andrewsa, Michała Merrithewa i najdroższą Anię. Stała pomiędzy dwójką chłopców, którzy mieli na twarzy delikatne uśmiechy, jednak na twarzy rudowłosej nie było nawet cienia tego wyrazu. Jeszcze nie otrząsnęła się z szoku przez stronniczość pana Phillipsa. Jestem tak samo dobrą uczennicą, jak Gilbert Blythe, dlaczego to nie ja podaję słowa?

— Przeliteruj... — zaczął Gilbert, a jego oczy rozejrzały się po pokoju, następnie spoczywając na Ani. W sekundzie, kiedy ich spojrzenia się spotkały, Ania spuściła wzrok na swoje znoszone buty.

Czarujący. Blythe przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu.

Z nieznanego powodu rudowłosa poczuła nagłą potrzebę spojrzenia przed siebie, a jej spojrzenie spotkało się z Gilbertem. Miał na twarzy rozbawiony, niemal niezauważalny uśmiech, który zniknął tak szybko, jak się pojawił, ale och, był tam i Ania go widziała.

Natychmiast przerwała kontakt wzrokowy, próbując znaleźć inne miejsce do wpatrywania się, w tym samym czasie modląc się, by konkurs niedługo dobiegł końca. Naprawdę nie lubiła, gdy ktoś się jej przyglądał.

— C-Z-A-R... — Michał się zaciął. — Ó?

— Niepoprawnie, panie Merrithew. Zajmij miejsce — rozkazał pan Phillips z monotonnością. — Co za niespodzianka, panie Andrews. Ostatnio dobrze sobie radzisz!

— Dziękuję panu. Staram się — odparł dumnie Billy i popatrzył na dziewczynę obok siebie. — Powodzenia, Aniu.

Na jego ustach zagrał złowieszczy uśmiech, na co Ania przygryzła wnętrze swojego policzka, a jej dłonie zacisnęły się w pięści przez zirytowanie. Billy Andrews zawsze dokuczał wszystkim w szkole, a jego ulubieńcem została rudowłosa. Wyznaczył sobie w niej cel, przezywając ją i obrażając. Ania już prawie mu wszystko wygarnęła, jednak szybko się uspokoiła.

— Billy Andrewsie, wystąp do przodu — powiedział formalnie Gilbert. — Przeliteruj...

Jego oczy ponownie powędrowały do Ani, jednak ona zamiast odwracania wzroku, patrzyła wprost na niego.

— Opalowy — zakończył, a na jego twarzy nie było ani śladu uśmiechu. Patrzył wprost na Anię, a ona odwzajemniała to spojrzenie. Jej blade policzki teraz były gorące i czerwone, ale ona wyglądała na nieprzejętą.

— O-P-A-L-O-W-Y — odpowiedział pewnie siebie Billy.

— Poprawnie — zauważył brunet, przerywając kontakt wzrokowy. — Aniu, nie Anno, proszę, wystąp do przodu.

Z tyłu klasy rozbrzmiały śmiechy, do których dołączył nawet pan Phillips. Ania była znana z informowania ludzi, że ma na imię Ania, a nie Anna, bo jej imię było dość zwykłe bez tego zdrobnienia. Oczywiście, dziewczyna nie uznała tego za zabawne. Na jej twarzy nie było śladu żadnej ekspresji, kiedy zrobiła krok do przodu.

ZIMOWY BAL ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz