Nathan Rogers
- Nathan. Nathan!!! - słyszę głos mojej matki dochodzący z dołu. Mimo woli otwieram oczy i zdenerwowany tym, że ktoś mnie obudził, odkrzykuję mojej rodzicielce zwykłe
- Co?!! - przepełnione jadem i wyrzutem. Dlaczego ci ludzie tak wcześnie wstają?
- Jak chcesz ze mną rozmawiać, to zejdź na dół!! - odpowiada moja niezrażona rodzicielka.
Chyba sobie już nie pośpię. Zrezygnowany wstaję i łapię się za głowę. Zbyt gwałtowna zmiana położenia spowodowała, że zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Gdy już znalazłem się na dole, nadal wściekły, że mnie obudzono, powiedziałem:
- Co? - z tym, że teraz już bez jakichkolwiek uczuć.
- Wczoraj mówiłeś, że jutro o 12. wychodzisz.
- Zgadza się, ale to dopiero za cztery godziny - mówię, sięgając po płatki i ziewając.
- Jutro jest 18 września, mówi ci to coś? - mówi sfrustrowana matka i nie dając mi nawet chwili na dojście do słowa ciągnie swój wywód dalej - Jutro są międzynarodowe rozgrywki w koszykówce, masz możliwość, aby w przyszłości zagrać w NBA. To dla ciebie życiowa szansa, nie zmarnuj jej - zaczyna gadać jak mój trener. Po dwóch minutach ciszy dodaje.
- Chciałabym, żebyś spędził te cztery godziny z nami. Ze mną, z tatą i Viktorią.
Westchnąłem - to miał być ostatni dzień z rodziną, z moimi przyjaciółmi i znajomymi przed zawodami. Od dziecka marzyłem, żeby zagrać w lidze narodowej i dlatego cały wolny czas poświęcałem na treningi. Chciałem spełnić swoje dziecięce pragnienie. Nie wiedziałem jednak wtedy, ile konsekwencji będzie to za sobą pociągało. Moja przeszłość składa się głównie z ograniczeń i obowiązków. Określona dieta, ilość wolnego czasu, zawody, godziny spędzone na morderczych treningach. Po tylu latach wysiłku fizycznego i psychicznego zaczynam się zastanawiać, czy było warto. Nigdy nie miałem wystarczającej ilości czasu na spotkania z przyjaciółmi, na zawieranie nowych znajomości. Ów „Wielki Wyjazd" wiązał się z brakiem jakiejkolwiek wolności. Z tej perspektywy brzmi to jakbym nie chciał już więcej mieć do czynienia z tym sportem, ale to nie tak. Kocham ten sport, tę adrenalinę towarzyszącą każdej sytuacji, kiedy pomarańczowa piłka wpadała w metalową obręcz. Ale od jakiegoś czasu mój umysł zaprząta pewna piękna istota. Lena. Na samą myśl o tej dziewczynie uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Jest to najpiękniejsza „laska", jaką w życiu miałem okazję spotkać. Ma cudowne kasztanowe włosy, idealne usta, a jej błękitne niczym ocean oczy mają w sobie coś niezwykłego, coś, co spowodowało, że nie mogę przestać o niej myśleć.
- Mamo, ja też chcę jeść płatki z herbatą - powiedziała moja młodsza siostra.
- Płatki z czym? - zapytała z niedowierzaniem mama.
Zawsze uważałem, że Viki ma dość specyficzne pomysły.
- Z herbatą; Nathan właśnie sobie takie robi.
Zdezorientowany spojrzałem na ręce. Chwila! Przecież ja trzymam dzbanek z herbatą.
- Nathan, co ty robisz?
- Trudno stwierdzić - odpowiadam, odkładając na bok miskę z rozmoczonymi płatkami i zabieram się za przyrządzanie kanapek, bo cornfleksów chyba już dzisiaj nie zjem. Tym razem jednak cała moja uwaga skupia się na tej czynności.
- Może pooglądamy album ze zdjęciami? - proponuje mama.
- Nie, ja chcę bajkę - marudzi moja siostra. Czasami mam wrażenie, że jest uzależniona od bajek i słodyczy.
- Pamiętasz, co ci rano mówiłam? Obejrzysz dopiero, jak Nathan pójdzie do kolegów.
- Ale ja chcę teraz!
- Nie, Nathan jeszcze jest w domu.
- Nathan idź sobie!! - krzyczy mała na całe gardło.
- John! - krzyczy również na całe gardło, ale już nie Viki tylko moja mama.
W drzwiach pojawia się mój tata z miną niewiniątka.
- Coś się stało? - pyta lekko zdziwiony i drapie się w głowę.
Słyszę, jak mama po cichu liczy do dziesięciu.
- Nie, nic się nie stało, czy mógłbyś, proszę, przynieść nasz rodzinny album?
- Oczywiście.
- Ale ja ... - znowu zaczyna Viktoria, ale mama spogląda na nią tak groźnie, że nic już nie więcej nie mówi.
Słyszę dzwonek do drzwi, to na pewno Patric.
- Ja otworzę, ja, ja, ja!!! - krzyczy moja siostra i biegnie do drzwi. Szybko zrywam się z kanapy i zabieram torbę na basen.
- Uważaj na siebie - z troską mówi mama - Pa.
- Pa - rzucam i macham jej ręką. W przedpokoju widzę całego mokrego Patrica, który opowiada o czymś z przejęciem małej Viki.
- Cześć stary!
- Cześć młody! - odpowiada z przekąsem i uśmiecha się na mój widok.
- To co, idziemy?
- Jeszcze się pytasz?
Wychodząc z domu zauważam, jak karetka razem z policją jadą w stronę centrum.
- Przy takiej pogodzie moglibyśmy pływać nawet na dworze - stwierdzam, naciągając kaptur na głowę.
- Żebyś wiedział - odpowiada, a nasza rozmowa kieruje się na wyniki ostatniego meczu koszykówki.
Idziemy zaledwie parę minut, a już jesteśmy cali mokrzy. Nareszcie jesteśmy przed basenem, czekają tam na nas Paul, Benedict i Orlando. Już mi ich brakuje. Szkoda, że nie ma z nami Leny, ona pewnie nawet nie wie, że istnieję. Czuję niemiły skurcz w żołądku.
- Dobranoc Młody - mówią wszyscy razem. Zawsze się tak witaliśmy. Czemu „dobranoc"? Nie wiem, Młody - dlatego, że jestem najmłodszy z nich wszystkich.
- Dobranoc Starzy - odpowiadam.
Pływaliśmy, graliśmy w pseudosiatkówkę, zjechaliśmy już z wszystkich zjeżdżalni, nie mieliśmy już właściwie co robić, a zostało nam jeszcze pół godziny czasu.
- Może poskaczemy - zaproponował Orlando.
- Ok - odparliśmy chórem.
- Ja pierwszy - na ochotnika zgłosił się Benedict.
- Dobra, dajesz - powiedziałem.
Wskoczył, a po nim Patric, Paul, kolejny byłem ja. Wszedłem po schodkach. Kiedy byłem na samej górze, rozejrzałem się, z góry wszystko wygląda inaczej. Szedłem właśnie po cienkiej kładce, gdy nagle poczułem, jak moja noga się wykrzywia, a ja upadam. Czuję, jak tracę równowagę i upadam, próbuję się czegoś złapać, ale nie mam czego. Spadam, lecę w dół, a moje bezwładne ciało sprawia wrażenie, jakbym stracił nad nim kontrolę. Mam nadzieję, że woda znajdująca się gdzieś tam na dole, chociaż w jakimś stopniu zamortyzuje upadek. Czuję, jak uderzam w taflę wody plecami, jak to potwornie boli. Usilnie próbuję o coś zahaczyć ręką, nogą, czymkolwiek, ale ból w plecach jest nie do wytrzymania. Boję się. Co, jak tego nie przeżyję? Ostatnia rzecz o jakiej myślę to Lena i jej piękne błękitne oczy.
CZYTASZ
A miało być tak pięknie
Short Story"Istniejemy tylko tu i teraz, za chwilę możemy zniknąć!"