Spotkanie przy szklaneczce

183 8 7
                                    


        Zadanie, które dostali miało było proste, odnaleźć i  przywieść Gambita. Jednak proste nie było... Minął tydzień, a śladu po Gambcie nie było. Mimo że poszukiwania Gambita prowadził sam Logan z pomocą znajomych Colossusa, poszukiwania utknęły w martwym punkcie. Zostało im ostanie miejsce, w którym mógł zatrzymać się Cejun, Stara Octownia. Legendarny hotel-klub, miejsce spotkań przestępczego półświatka na wschodnim wybrzeżu.
-Co,jeśli go tam nie będzie? - spytał Rosjanin znużonym głosem.
-Napijemy się - burknął Wolverin zaciągając się tanim papierosem.
-Myślę, że jeśli naprawdę nie chce być znaleziony, to go nie znajdziemy - dodał Piotr posępnie.
-Ma zdolności, to trzeba mu przyznać - mruknął niechętnie Wolverin. Od dłuższej chwili szli w ciszy, słońce powoli zaczęło chować się za kamienicami. Odeszli od głównej ulicy i skręcili na zachód. Kamienica Starej Octowni była wyrestaurowanym budynkiem z ozdobnymi balkonami, ornamentami o motywie ziół i kwiatów oraz bogato ozdobionym w liczne reliefy. Na parterze mieściła się restauracja, a na górnych piętrach pokoje hotelowe. Dwójka mężczyzn skręciła, mijając główne wejście, kierując się do wejścia bocznego, który prowadził do nocnego kluby Starej Octowni.
-Jesteś pewny tego znajomego? - wyburczał Wolverin widząc ochronę klubu.
Tak, Ivan na pewno podał nam dobrą wizytówkę - powiedział Piotr, wyciągając ozdobną kartę z portfela. Ochroniarze bacznie się im przyglądali. Piotr, podał pierwszemu ochroniarzowi kartę, ten ją uważnie przejrzał w dłoni następnie,wyciągnął skaner. W tym czasie dwaj inni przeszukiwali dokładnie Piotra i Logana. Po kontroli pierwszy grab oddał wizytówkę Piotrowi, po czym otworzył im drzwi do klubu.


      Klub stanowiła rozległa piwnica, o miłym jazzowym klimacie. Meble były w całości drewniane, jak również scena, na której aktualnie grała jakaś afroamerykańska kapela. W półmroku sali panowały dwa kolory brąz i czerwień. Po zejściu ze schodów stanęli na chwilę rozglądając się, w klubie nie było jeszcze wielu gościu,a po poszukiwanym nie było śladu. Skierowali się więc do baru.
-Wódkę poproszę - sapnął Piotr, siadając na malutkim krzesełku barowym.
-Whisky z lodem - dodał Wolverin wyciągając cygaro. Starszy barman spojrzał na nich z ukosa, ale nic nie powiedział, zabierając się do realizacji zamówienia.
-Był tu może około dwudziestoparoletni Luizjańczyk, około metr osiemdziesiąt wzrostu, z dość specyficznym oczami - zaczął Wolverin jakby od niechcenia.
-Papa, tu as entendu ça? -powiedział nagle młodszy barman zapewne syn starszego, sądząc po podobieństwie - Na taki opis obraziłby się...
-Jeśli pytacie za każdym razem o Gambita w ten sposób, to nie wróże wam powodzenia - powiedział w końcu starszy barman, podając drinki.
-Jesteśmy już trochę znużeni... - mruknął spod nosa Piotr, sięgając po kieliszek.
I lepiej, że go nie ma, w Instytucie będzie spokój - dodał Wolverin wychylając własnego drinka. Mijały godziny, a gości przybywało, tak samo, jak wypitych kieliszków...


-Nie martw się Peter - powiedział Wolverin,kładąc rękę na ramieniu zasmuconego kompana - Profesor na pewno coś wymyśli w związku z twoją rodziną.
-To nie takie proste,nie łatwo wyjść czysto z bagna, mimo kaloszy - powiedział posępnie Rosjanin.
-Dwa razy Remy Martin - powiedział nagle nieznajomy mężczyzna wychylając się spomiędzy ogromnych ramion Wolverina i Colosussa. Jego kruczo czarne włosy ułożone były dość fantazyjną fryzurę niczym z mangi. Miał na sobie białą koszulę podwiniętą do łokci, czarną kamizelkę z fioletowymi zdobieniami,typowe spodnie w kant do garnituru również czarne. Tęczówki jego oczu miały kolor głębokiego fioletu. Wolverin wciągnął powietrze. Zapach wody kolońskiej był znajomy...
-Bonne soirée Sébastien - powitał go starszy barman.
-Quentin, miło cię widzieć znów za barem - powiedział czarnowłosy siadając obok Wolverina.
-Przecież nie zostawię klubu na głowie Nathana -odparł nieco wzburzonym głosem, wskazując głową na syna, który zagadywał od dłuższej chwili szczupłą brunetkę - Nic by z tego klubu nie zostało...
-Nie każda latorośl wyrasta na godnego następcę - burknął czarnowłosy, jego francuski akcent był czysty i wyraźny - A co u młodego ? - dodał po francusku.
-Nie śpi najlepiej ostatnio - zaczął przechodząc również na francuski - Jest rozdrażniony. Do tego nie przyjmuje zleceń. Co wkurza zainteresowanych...
-Ooo - wydobyło się ust czarnowłosego - to nic nowego. Gorszy okres.
-Gorszy okres ? -powiedział z wyrzutem - U niego humory trwają zazwyczaj parę godzin, może dzień, ale tydzień ?! W czwartek wzywałem karetkę!
-Kto oberwał? - spytał zaciekawiony mężczyzna.
-Jeden z Sycylijczyków. Nie wiadomo do końca, o co poszło. Chodząc słuchy, że powiedział coś niemiłego na temat Dariusa... -odpowiedział barman, czarnowłosy westchnął przeciągle słysząc dobrze znane mu imię.
-To śliski temat, nawet ja go nie poruszam... - mruknął popijając drinka.
-Z Dariusa podobno był kawał huja - wtrącił nagle Nathana przybliżając się - Ale ty przecież o tym wiesz Sebastianie.
-Był - powiedział sucho -I nie radzę ci mówić o nim w ten sposób, Remy ma bardzo dobry słuch i wbrew pozorom bardzo wybuchową naturę - skarcił wzrokiem młodszego barmana - Darius dla Remiego był kimś więcej niż tylko trenerem czy ochroniarzem, o czym Gildia woli milczeć...Słysząc historię o nim nie usłyszymy o prawdziwej relacji między nimi, tylko to, co Jean chce rozprzestrzeniać...
-To pewne ? -spytał cicho starszy barman - Będzie następcą? -Sebastian znów westchnął tym razem przymykając przy tym oczy.
-Jean zrobi wszystko by tak się stało... Ale jakoś wątpię by sam zainteresowany tego chciał, choć może nie mieć wyboru... -powiedział niskim głosem dopijając do końca pierwszego drinka.Obaj barmani potaknęli głową, po czym wznowili pracę.

Królewski GambitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz