Przodkini

45 1 0
                                    



       Minęło jakieś dziesięć minut odkąd opuściłem plażę z Rogue na rękach. Wszedłem do Instytuty, nikogo po drodze nie napotykając.Czyżby smród był, aż tak mocny? Tego nie mogłem wiedzieć, nie czułem go. Położyłem ostrożnie Rogue na jednej z dużych kanap w salonie, a sam pośpiesznie zająłem się szukaniem czegoś przydatnego do usunięcia tego demonicznego odoru. Szukałem i szukałem, ale niczego przydatnego nie znalazłem. Żadnej książki,żadnej cholernej wzmianki na temat demonów. Merde! Zawsze,wierzyłem w swoją intuicje. Gdy dowiedziałem się o tej skrzyni byłem przekonany, że znajdę w niej coś przydatnego na temat walki z demonami, a tu wielka klapa.

    Rogue delikatnie poruszyła się na kanapie. Odwróciłem wzrok w je jkierunku, po chwili do mojego umysłu zaczęły dochodzić jej myśli i odczucia. Ręka nadal ją bolała, ale znacznie mniej, za to w głowie panował istny mętlik. Wypierała myśl o tym co się przed chwilą stało.

-Niestety to prawda... - burknąłem niemrawo spuszczając głowę. Czułem się winny. I miałem ku temu powody, to wszystko moja wina...

-Jasne... - odezwała się Rogue siadając – Za gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz też odpowiadasz...

Jej sarkastyczna wypowiedź wcale nie podniosła mnie na duchu. Za to poczułem jeszcze większe przygnębienie i bezsilność w zaistniałej sytuacji. Nic nie mogłem zrobić, aby uratować nas z tej sytuacji, którą niezaprzeczalnie doprowadziłem ja. Właśnie ja, nie ona! Swoim zachowaniem ściągnąłem to na nas...

Rogue tym razem nie odpowiedziała. Za to wstała i podeszła do kufra przeglądając go. Jej myśli wirowały w mojej. A jak na złość głos milczał, nie dając żadnej wskazówki. Zostaliśmy w tym wszystkim sami.

-Przeglądałeś wszystko? - spytała nie patrząc na mnie. Ja siedziałem na podłodze oparty o kanapę. Byłem już na skraju całkowitego poddania się z rozpaczy, którą głównie generowało wciągniecie w to wszystko Rogue.

-Tak, dwa razy... - powiedziałem smętnie. Wtedy dojrzałem coś co wcześniej mi umknęło. Leżący na wierzchu pergamin, który na pierwszy rzut oka był czysty, mienił się poświatą liter, gdy tylko Rogue ruszyła nad nim swoja ręką na której miała wypalone runy. Litery co rusz pojawiły się i znikały, w zależności jak blisko Rogue przybliżała rękę. Nadzieja znów zagościła w moim umyśle. Nim zdążyłem powiedzieć o tym Rogue, już miała go dłoniach bacznie się mu przyglądając. No tak po co słowa, skoro myśli mnie wyprzedzają. Usiadłem obok niej, podała mi pergamin, który w moich rękach momentalnie rozświetlił się ukrytą jak dotąd mocą.

-Czuję, że to jest to – powiedziałem nie ukrywając w głosie nadziei. Rogue lekko się uśmiechnęła. Tchnąłem w pergamin swoją energię, ten momentalnie rozświetlił się tak jasno, że musieliśmy zamknąć oczy, po chwili jasne światło zniknęło, a pergamin zapewnił się pismem i oraz sporym rysunkiem przedstawiającym koła w którym nakreślono z geometryczną dokładnością szereg run i wzorów.

-Zaklęcie przywołania – powiedzieliśmy jednocześnie. Spojrzeliśmy po sobie, oboje zaskoczeni.

-Wiesz co tu jest napisane? - spytałem zdziwiony.

-Tak – odpowiedziała dziewczyna – Chyba to jest tak, jak z moją mocą kiedy kogoś dotknę. Chyba przejęłam twoją pamięć na temat języka twojej rodziny...

Z moich ust wydało się ciche ooo. Ale nie drążyłem tematu. Nieco mnie krępowało, że Rogue nagle wie tyle o mnie. Nie ze wszystkiego co w życiu zrobiłem byłem dumny. Tak samo jak nie wszystkie sekrety mojej rodziny powinny opuścić światło dzienne.

Królewski GambitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz