Czym są sny?
Zazwyczaj są definiowane jako wytwory wyobraźni, jako kumulacja każdego przejawu stłumionego materiału psychicznego, który został w rzeczy samej nieświadomie wciśnięty na poziom podświadomości osoby śniącej.
Odtwarzają w szczególny sposób pożądane obrazy, uwydatniają największe obawy, niekiedy nawiedzają w nocy w postaci najgorszych koszmarów. Wyrażają tęsknotę za czymś nieosiągalnym bądź też w pełni osiągalnym. Są formą wysublimowanej fantazji. Kreują utopijny świat.
Mogą być wykwintnym symbolem czegoś, co z pozoru wydaje się trywialne.
Ruminacyjną zmorą nocną Kima Seokjina była zjawiskowa rzeźba wykuta z białego marmuru. Czysta, estetyczna rzeźba, dostojna, kunsztowna w swoim trwającym niewzruszeniu mijającego czasu. Odporna na zarówno cudzy, jak i własny ból. Zapierająca dech w piersiach osób ją podziwiających.
Zamykam oczy i spowity płaszczem ciepłego snu, znów przenoszę się do innego miejsca. Nie wiem, dlaczego się znajduję akurat przed kamienistym obliczem posągu, jednak nie zastanawiam się nad tym. W tle powiewa bardzo cichy wiatr i zdaje się, iż liście rozpoczynają wędrówkę po niebie, chcąc z gracją zarysować niestworzone kształty. Niefortunnie opadają szybko na okoliczne ścieżki. Nie zwracam na nie uwagi.
Stoję w bezruchu i wodzę wzrokiem po każdej nierówności monumentu, zachwycam się jej idealnymi kształtami, obejmuję spojrzeniem całą sylwetkę.
Jestem wnikliwym obserwatorem pozbawionym krytycyzmu. Jestem zaintrygowany.
Wbrew woli przybliżam się, przez co patrzę na dzieło sztuki od dołu, stojąc u jego stóp. Duszę się, zapominam o funkcji, jaką spełniają powietrze oraz moje własne płuca. Nie bacząc na przeszkody, patrzę się dalej. Otoczenie okrywa krwiście czerwona poświata.
Do mojej jaźni dociera fakt twierdzący, iż chcę być równie perfekcyjny. Nie odczuwam tego wprost, ale każdej nocy kolejna cząstka mnie zostaje pochłonięta przez nieskrępowane niczym dążenia.
Czerwone poblaski towarzyszą moim odczuciom, które się wzmagają wraz z baczniejszym podziwianiem rzeźby. Przejeżdżam palcami po białym, wymodelowanym udzie i czerpię z tego dziwną satysfakcję. Dotykam go, chłonę jego artyzm, jego ponadczasowość.
W tym momencie żar rozrywa moje wnętrze i zastaję mrok.
Cisza nocna została przerwana przez Jina, który gwałtownym zerwaniem się z łóżka, jednym ruchem, odrzucił na podłogę kołdrę i rozkojarzonym, a zarazem przerażonym spojrzeniem zaczął błądzić po ciemnym pomieszczeniu, jakoby szukając w nim odpowiedzi. Zalana zimnym potem twarz i rozedrgana reszta ciała, sprawiła, iż popadł w chwilową katatonię. Zaczął dotykać się po twarzy, badać strukturę swoich włosów, układając je od razu w należytym porządku. Nigdy nie pozwalał niezdarnym kosmykom psuć efektowności swej boskiej aparycji. Dokładnymi gestami sprawdzał, czy sen nie wpłynął negatywnie na jego urodę i zdecydował, że pot na skóry twarzy może wpłynąć na kondycję cery, zanieczyszcić ją, a to byłoby karygodne. Nieskazitelna prezencja była jego priorytetem i wszelkimi sposobami dążył do jego realizacji.
Kim Seokjin o trzeciej nad ranem powędrował do łazienki i najpierw umył twarz tłustym olejkiem, aby się nie przesuszyć zbyt twardą wodą z kranu. Kiedyś nabawił się przez to paskudnych skórek w okolicy warg, dlatego każdego dnia stosuje natłuszczające preparaty. Zrobił to z najwyższą starannością, masując pory, wykonując odpowiedni masaż pobudzający krążenie. Spłukał zawartość, a następnie zastosował piankę do mycia twarzy, która ostatnio weszła na rynek. Kiedy cera była wystarczająco oczyszczona, zrobił peeling z brązowego cukru, patrząc się na swoje anielskie odbicie w lustrze. Kolejno użył serum antyoksydacyjne i gdy się wchłonęło, wklepał krem wodny i na końcu pielęgnacyjny. Kremu z filtrem słonecznym nie nakładał, bo w końcu była noc- na rano zaplanował sobie szybką maseczkę nawilżającą oraz uspokajającą- idealną na dobry początek dnia. Prewencyjnie przykleił plastry przeciwstarzeniowe pod oczy, aby zapobiec powstaniu zmarszczek mimicznych oraz niechcianych cieni.
Każdy fragment jego twarzy wyglądał jakby był stworzony przez siły wyższe. Nie miał żadnej skazy.
Pielęgnacja wprowadziła go w euforyczny nastrój, przez co popadł w samozachwyt. Niczym Narcyz odurzał się swoim urokiem. Patrzył się na siebie i podziwiał. Wiedział, że był wspaniały.
Nachylił się nad gładką powierzchnią lustra i oparł się o nią wypielęgnowanymi dłońmi, po czym przybliżył się jeszcze bardziej, aby wytworzyć pod wpływem ciepłego oddechu parę wodną. Gdy para była wystarczająco mglista, odcisnął na niej ślad pełnych ust, a następnie przejechał językiem wzdłuż odbicia rysów swojej twarzy. Pieścił własny wizerunek. Wodził wargami po tafli, ocierał się o nią rozgrzanym policzkiem, zostawiając smugi po kilku warstwach kremów.
- Wyglądasz przepięknie. - wyznał po cichu, głosem pełnym czułości. Zaśmiał się. - Wiem. - odparł.
Usatysfakcjonowany, oderwał się szybko od lustra i włączył radio w łazience. Zrzucił z siebie nocną koszulkę oraz dół od piżamy. Nagi podobał się sobie najbardziej. W wyłożonym kafelkami pomieszczeniu zaczął rozbrzmiewać donośny głos speakera.
- Witamy wszystkim nocnych marków w godzinie z największymi hitami poprzedniego stulecia! Mamy nadzieję, że nas słuchacie, bo przygotowaliśmy kilka perełek! Zostańcie, a nie pożałujecie!
- Lubicie deszczowe klimaty? Oby, bo Tion ma dla was Gene'a Kelly'ego z piosenką "Singing in the rain"!
Jin okręcił się bosymi stopami na kafelkach i spojrzał jeszcze raz na swoją sylwetkę. Czuł się jak dzieło sztuki. Istne, najprawdziwsze, żywe. Przejechał palcami po obojczykach i lekko zbudowanej klatce piersiowej. Objął na moment palcami szyję i odchylił ją. Rozkoszne, w jego mniemaniu, jabłko Adama wyróżniło się znacząco.
- I'm singing in the rain, just singing in the rain... What a glorious feeling!
Napiął cześć mięśni na plecach, aby wyczuć ich obecność.
- And I'm happy again!
Uradowanym, tanecznym krokiem narzucił na siebie jedwabny, czerwony szlafrok, który delikatnie okrył jego woskowe ciało. Karminowy materiał wprost idealnie komponował się z białą skórą. Nie znał lepszego połączenia.
Jego psychika rozpływała się w idyllicznej wizji samego siebie.
Przemawiała przez niego autentyczna ułuda. Jego ciemne tęczówki, niczym spodki drogiej włoskiej kawy espresso, uzewnętrzniały odrealnienie, choć nie było to w pełni widoczne ze względu na znaczne rozszerzenie źrenic.
- Let the stromy clouds chase, everyone from the place. - przygładził boki, chcąc dotykiem podkreślić wyśmienicie zarysowane biodra i pośladki.
- Come on with the rain... I've a smile on my face.
Ostatnie słowa zaśpiewał wraz z Genem, obserwując tym razem nie siebie, ale malutki polaroid przyklejony taśmą do rogu umazanego lustra. Prostokątna fotografia przedstawiała ślicznego, uśmiechniętego chłopaka o blond włosach i z drobniusieńkim pieprzykiem znajdującym pod czubkiem nosa.
🍇
Niniejszym rozpoczynam nowe opowiadanie! Będzie miało ono zdecydowanie inną atmosferę niż "life isn't fairytale".
Jak wrażenia? Mam nadzieję, że wam się spodoba, liczę na opinie, odczucia, cokolwiek! Oraz każdemu, kto zechciał przeczytać ten rozdział, dziękuję. Przyznam szczerze, że trochę boję się przyjęcia przez was czegoś świeżego.
Przesyłam buziaki, adoruję.
I dla @niepotrzebne : 🌵
CZYTASZ
apollo in my dreams
Fanfictionmarzyciel schwytany w jadowite szpony złudzeń miota się bezsilnie spragniony siebie ✧・゚: *✧・゚:* taejin; angst, smut