Seokjin cały napięty usiadł na kanapie, na którą został uprzednio pociągnięty przez Taehyunga, a następnie spojrzał na niego gdy wyciągał z szafki butelkę o brunatno-zielonym kolorze, a następnie ją otwierał specjalnym korkociągiem. Poszło mu to bardzo sprawie, choć Jin mógł się dopatrzeć drżenia jego cudownych palców podczas wykonywanej czynności. Zaczęło do niego docierać, że znów doprowadził swojego księcia do stanu rozbicia emocjonalnego, lecz nie mógł już tym faktem tak naprawdę nic zrobić, nie potrafił cofnąć się z czasie i w pożądanej sekundzie, decydującej o obrocie spraw, przestać krzyczeć. Zrobiło mu się strasznie źle i jeszcze mocniej dobił się własnym postępowaniem. Szatyn w milczeniu spojrzał na siedzącego Jina i posłał mu lekki uśmiech, a potem odwrócił głowę.
Ciekawe, czy jego mina się diametralnie zmieniła, gdy ich spojrzenia już nie były jednością?
Tae też udawał? A może rzeczywiście był słodyczą świata?
Obserwował jego poczynania i zastanawiał się nad tym, jak bardzo Taehyung był otwartą i cierpliwą osobą. W łazience wykazał się niewyobrażalnym stopniem wyrozumiałości w reakcji na irracjonalne słowa Seokjina i wcale nie postawił się w roli ofiary, raczej dążył do okazania wsparcia.
Korek strzelił, a jego śniade palce objęły po kolei dwie lampki, aby wypełnić je czerwonym winem. Pod sam koniec usiadł obok bruneta i podał mu alkohol. Jin, jakby w przypływie multum doznań, nachylił się nad swoim ukochanym i ucałował kilkakrotnie jego różane wargi o teksturze jedwabiu i woni truskawek. Najwyraźniej oboje bardzo potrzebowali bliskości i wcale nie musieli sobie tego komunikować wprost. W tym samym czasie ich ręce powędrowały na plecy tego drugiego w celu pomniejszenia fizycznego dystansu.
Jin chciał go przepraszać, chciał przepraszać do granic możliwości, ale wiedział, że w rezultacie i tak ten incydent mógł się powtórzyć, i jak nie w tej samej formie, to ewentualnie w innej o podobnym zabarwieniu.
Przejechał palcami wzdłuż linii jego kręgosłupa, wyczuwając niemalże każdy pojedynczy krąg. Na razie panowała cisza nacechowana oczekiwaniem.
Nie czul presji, jednak był chorobliwie zdenerwowany. Jego cisza była szumem, jego świat był zawirowanym bytem, pośrodku którego znajdował się obserwujący go Taehyung.
Wypił prawie pół lampki wina za jednym razem. - Jestem pojebany... - szepnął płaskim głosem, lecz szatyn od razu pokręcił głową i zagarnął jego niesforne kosmyki za tyłu. Nie odzywał się, bo chciał dać Jinowi swobodnie mówić. - Znów się mnie bałeś. Ale ja nad tym nie panuję, nie umiem, bo zawsze chodzi o to samo... - kontynuował, mocząc ponowie wargi w bordowej cieczy o cierpkim aczkolwiek bardzo wykwintnym smaku. - Chodzi o to, co się działo kiedyś.
Nie potrafił składnie mówić, nie w takiej sytuacji. Musiał na moment przymknąć oczy i pooddychać głęboko, aby dostarczyć sobie więcej tlenu. Gotował się cały w środku.
Skierował wzrok na jego czekającą twarz i uderzyła w niego świadomość, iż tylko jemu mógł powiedzieć wszystko.
I spotkało go nieopisane szczęście.
- Chodziłem z nimi do jednej klasie w liceum. - powiedział w końcu i pospiesznym ruchem dłoni potarł się do rozgrzanych alkoholem policzkach i powiekach. Był to w pewnym sensie jego specyficzny odruch będący reakcją na odtwarzanie wspomnień. Zamrugał mocno. - Nigdy ci jeszcze nie mówiłem o swojej przeszłości, to znaczy, wiesz bardzo mało. - popatrzył się na Tae, podczas gdy tamten zachęcająco skinął głową. - Myślałem, że mogę to wszystko zignorować i spróbować zapomnieć. Sądziłem, że to najlepszy sposób, ale nie... Bo to ciągle wraca, wraca, w snach, wrzyna się we mnie jak pierdolony robak w mózgu. - złapał się za głowę i zaciął momentalnie, gdyż rosnące ciśnienie w oczodołach nie chciało dać mu spokoju, miał spocone dłonie i odnosił wrażenie, że zaraz straci przytomność.
Tae spuścił wzrok, ale zaraz potem objął zdruzgotanego bruneta i przyciągnął mocno do siebie. Przyswajał nowe fakty, składał fragmenty obiektywizmu, osadzał je na osi czasowej, lecz było tego jeszcze za mało. Czekał.
- Prawie każdego dnia mam sny. Jesteś w nich ty, niekiedy widzę siebie jako nastolatka albo dziecko. Widzę swoją matkę, widzę posąg. I krew, dużo krwi. Nie wiem już, co jest prawdziwe... Zastanawiam się czy o prawdziwości czegoś decyduje forma materialna, czy może też wyobrażenia są prawdziwe... - Jin westchnął, bo przyłapał się na odbieganiu od tematu. - Mam koszmary, ale takie cholernie przerażające... Często budzę się z krzykiem, cały się trzęsę i nie wiem wtedy kim jestem. Po naszym rozstaniu mi się pogorszyło... - stwierdził. - Potem biegnę do łazienki i siedzę tam kilka godzin. Myję się cały, bo nie chce być... Zakrwawiony, brzydki. Ciężko to wytłumaczyć. - nachylił się i dokończył wino.
- Na razie rozumiem. - zapewnił Taehyung, dolewając mu alkoholu.
- W pierwszej klasie liceum zacząłem być prześladowany. - poczuł nagłą falę mdłości, więc odstawił szkło i spojrzał mu w oczy. Czuł pulsowanie nawet na ustach i języku. - Starałem się, rozumiesz, nie reagować, a potem im się stawiałem. Najpierw były same słowa, więc jeszcze to znosiłem.
Ciemne oczy szatyna jako te dwie galaktyki zawarte w tęczówkach, pełne mądrości i miłowania, utwierdzały go w magii zaistniałej sytuacji. Doświadczał czegoś mistycznego w sensie umysłowym, bo mógł w końcu komuś o tym opowiedzieć. Złapał jego wiecznie ciepłą dłoń i musnął wargami jej wierzch.
- Pewnego popołudnia napadli mnie za szkołą. Pod śmietnikami. Byłem sam, ich pięciu. Opór nic nie dał. Możesz sobie wyobrazić resztę... Ale najgorszy chyba był moment, gdy odzyskałem przytomność. Nie mogłem się podnieść, prawie nic nie widziałem. Czułem się jak potwór i byłem potworem. - spojrzał na sufit i kilka razy odetchnął mocniej. Coś dziwnego w nim narastało. - Pierwszy raz w życiu ludzie krzywili się na mój widok. Szedłem, ale nie czułem się sobą. Było już ciemno.
Mimika twarzy Tae wyraźnie uosabiała szok, a jego ręce jeszcze mocniej zaciskały się na Jinie. Chyba powstrzymywał płacz, bo dolna warga mu drżała, choć nieudolnie próbował zagryzać ją i ssać, aby ukryć swój stan.
- W domu, gdy zobaczyłem siebie w lustrze... Wyglądałem jak jebana wywłoka Frankesteina. Krew, siniaki. Nawet nie wiem co robiłem, nie pamiętam, ale znalazła mnie matka. Podobno miałem jeszcze czerwoną plamę na czole. Byłem w szpitalu 4 dni, bo miałem złamane żebra. Matka poszła na skargę do profesora, ale nie zdradziłem sprawców, oni zaszantażowali mnie. I wiesz co? To tylko pogorszyło sprawę, bo potem...
Po śniadych licach Taehyunga, tego delikatnego jak róża i słodkiego jak miód księcia, zaczęły strużkami spływać ciepłe łzy.
- Jin, nie miałem pojęcia... - tylko tyle zdołał z siebie wydusić.
- Oczywiście, że nie.
- Skarbie, tak mi przykro.. - Jin doświadczył czegoś niebywałego, bo nigdy nie sądził, że ktoś po usłyszeniu tej okropnej historii zacznie go całować po czole i nosie. Takiego scenariusza w życiu nie rozważał. - Nikt sobie nie zasłużył na przemoc. Oni nie mieli prawa... - zająknął się. - Cokolwiek ci zrobić. Powinni ponieść konsekwencje i...
- To już bez znaczenia, za późno, Taehyung. Nie zmienię przeszłości.
- Czy rozmawiałeś o tym z psychologiem? Albo innym specjalistą? Z kimkolwiek?
- Nie. - pokręcił głową. - To trudne.
- Ja ci pomogę, postaram się. - po tych słowach Jin objął go mocno i swoimi pełnymi wargami starł łzy z policzków zszokowanego szatyna, który opuścił na moment powieki w nieznacznym rozluźnieniu.
- Kocham cię, ale muszę sobie sam pomóc. Dziękuję, że mimo wszystko mnie nie odtrąciłeś. Zaczynam rozumieć więcej dzięki tobie.
Taehyung spojrzał na bruneta z mocno bijącym sercem, gdyż takich słów się po nim nie spodziewał. - Dzięki mnie? - jego truskawkowe usta i winne wypieki przyciągały wzrok.
Niekiedy chęć przebudowania świata umożliwia stworzenie podłoża dla lepszej, wspólnej przyszłości. Jin zapragnął ją stworzyć, lecz musiał zrobić to w pojedynkę.
- Tak.
🍰
Kochani, chciałam tylko ogłosić, że zbliżamy się do końca. Czeka nas jeszcze jeden rozdział!
CZYTASZ
apollo in my dreams
Fanfictionmarzyciel schwytany w jadowite szpony złudzeń miota się bezsilnie spragniony siebie ✧・゚: *✧・゚:* taejin; angst, smut