Był piękny poranek... Słońce dopiero było widoczne na horyzoncie. Poranki są piękne... Niebo wygląda wtedy jakby namalowane pędzelkiem przez Boga.
Lecz z cudownymi porankami wiąże się niemiłe wręcz nieznośne wstawanie z łóżka. Nikt nie chce przerywać snu oraz słodkiego lenistwa. Właśnie w podobnej sytuacji był Peter, który już usłyszał znienawidzony odgłos budzika.Leniwym ruchem wstał i ubrał się w rzeczy z wczoraj. Motto w jego domu brzmiało: ,,Jak coś nie śmierdzi można ubrać".
W taki o to sposób przebrany wszedł do windy i zjechał do kuchni. Po schodach nie mógł zejść, bo ledwo widząc zabił by się na którymś stopniu. Z kuchni dochodził już zapach świeżych grzanek.
- Dzień dobry panie Stark.- przywitał się nastolatek z rozczochraną fryzurą.- Cześć Peter. Ile razy muszę ci jeszcze mówić, że wystarczy Tony albo tato?- odrzekł Tony z uśmiechem na twarzy podając śniadanie Peter'owi.
- Czy ty w ogóle spałeś?- spytał chłopak patrząc podejrzliwie na mężczyznę.
- Oczywiście, że...- Nie?
- Właśnie
- To jest niezdrowe! Sen jest każdemu potrzebny.
- Wezmę to sobie do serca- uśmiechnął się ironicznie Stark, a Peter patrzył na niego zażenowany. Taki dorosły, a jednak ciągle dziecko.
- Młody poszedłbyś do sklepu tylko po chleb?
- Oczywiście!- krzyknął pobudzony dzieciak. Wyciągnął z portfela pieniądze i pognał na dwór.
- Skąd tyle w tym dziecku energii?- zastanawiał się na głos Stark.
Peter szedł spokojnie do sklepu był on niedaleko prawie naprzeciwko wieży. Nagle na ziemi zauważył dziurę. Ciekawy wszedł do środka... Ku jego zdziwieniu znalazł się w zupełnie innym miejscu... Wyglądało to jak hm.. właśnie jak? To był wielki pokój z dużą ilością książek. Niektóre były w łańcuchach co zdziwiło Peter'a. Szedł spokojnie starając się nie hałasować.
Nagle usłyszał jakieś głosy. Schował się za jednym z regałów i nasłuchiwał.- Wong!Gdzie jest ta cholerna książka?! - krzyczał jakiś głos.
- Stephen nie krzycz! Dobrze wiesz, że to nie pomoże! - teraz krzyczał inny głos.
Peter spróbował się wychylić i zobaczyć kto to. Pierwsza postać była dosyć wysoka i nosiła czerwoną pelerynę. Druga była od niej niższa i grubsza. Peter nie zauważył nic więcej, ponieważ nie chciał ryzykować zdradzenia swej kryjówki.
- Teraz sam krzyczysz!
- Eh... Książka jest w sektorze C na 7 półce.
- Dziękuję.- powiedział najprawdopodobniej Stephen i poszedł w kierunku wskazanego przez Wonga.
Peter uznał, że czas wracać. Nie wiedział kim są ci ludzie i nie chciał poznać tego na własnej skórze. Powoli wycofywał się w stronę drzwi, starając się zrobić to jak najciszej.
Nagle jakaś nieznana siła podniosła go do góry, aż zaczął lewitować.- Kim ty jesteś?- spytał mężczyzna w pelerynie. To on sprawił, że Peter zawisł w powietrzu.
- Em... Ja... Jestem Peter Parker. - odpowiedział wahając się chłopak.
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem tu, bo chciałem wypożyczyć książki... Myślałam, że to biblioteka- Peter miał nadzieję, że ta wymówka przyjedzie... Niestety.
- Podsłuchiwałeś?- spytał zirytowany mężczyzna.
- Um nie- Peter spojrzał na minę czarodzieja i westchnął- Tak...
Stephen odłożył chłopaka na ziemię i przetarł rękami twarz.- Jeszcze tego brakowało...- powiedział jakby sam do siebie. Nagle usłyszeli huk. Na piętrze coś wybuchło. Szybko pobiegli po schodach i zobaczyli wielką dziurę w ścianie. - Co do jasnej cholery tu się dzieje?!- krzyknął rozłoszczony mężczyzna i ku zdumieniu Peter'a wyczarował dwie tarcze.
Chłopak patrzył na to dłuższą chwilę z otwartą buzią. Znikąd wystrzelił jakiś promień. Stephen w porę obronił się tarczą. Peter dobrze wiedział co to za promień. To ten sam, który pojawił się w szkole, gdy nauczycielka dała mu spóźnienie. To ten sam , który postrzelił w nogę łobuza.
Właśnie to był...
- Panie Stark!- krzyknął chłopak. W głosie można było czuć ulgę, ale też złość za kolejny ,, przypadkowy" strzał z rękawicy.
- Peter!-wykrzyknął szczęśliwy Tony i zaczął celować w Stephen'a.-Kim jesteś? I dlaczego porwałeś Peter'a?!- Ja nie mogę! Mam dużo na głowie świecie! Za jakie cholerne grzechy rzucasz mi na głowę tych pajaców?-krzyczał mag.
- Odpowiesz?
- On sam przyszedł i podsłuchiwał moją rozmowę.
- Jasne... Peter nie jest aż tak nieodpowiedzialny- odrzekł Tony z zwyczajną dla niego pewnością siebie. Peter zrobił minę dziecka, które zepsuło jakąś zabawkę. - Peter ty idioto... A ja na zawał schodzę.
- Może przerwę waszą słodką pogadankę, gdyż mam rozpierdzielone drzwi!- znów odezwał się Stephen. Był zdenerwowany nie... Był wkurzony. Miał własne problemy i nie chciał, aby dwóch debili psuło mu pracę.
- A tak ... Tu masz czek na tysiąc dolarów starczy.- odpowiedział Tony i wręczył Stephen'owi papierek. Strange wziął papier i portalem wysłał go Wong'owi.-Kolega z branży?
- Przepraszam co?
- No wiesz ratowanie ludzi, miast...
- A tak... Jakby. A teraz moglibyście uprzejmie opuścić ten budynek?
- Nie śpieszy nam się... Możemy coś zjeść. Młody jest głodny- Peter już chciał zaprzeczyć, ale Tony szybko go uciszył.
- Wolałbym nie
- O co to?- spytał Peter wskazując na wielki czerwony kamień za gablotą.
- Jest to kamień prawdy, który...- odpowiedział mag, ale nie dokończył. Peter już go nie słuchał i przyglądał się kolejnym rzeczom.
- A to? Co to takiego? - Peter biegał w kółko zadając co raz więcej pytań. Stephen nie nadążał już za chłopakiem, więc przestał odpowiadać. Mężczyzna wiedząc, że nie wyprosi po dobroci towarzyszy zaczął tworzyć portal.- Co pan robi?- zapytał znowu Peter. Stephen nie wytrzymał i krzyknął:
- Herbatę tu robię! Cicho bądź!- niestety przez nieuwagę Strange portal zaczął żyć własnym życiem powodując powiększanie się go.
Stephen patrzył na młodego z wzrokiem mordercy przez co Peter zrobił minę zbitego psa. Próbował zatrzymać powiększająca się dziurę. Niestety dziura powiększała się, aż do momentu gdy wciągnęła ich.- Fuck- krzyknął Tony zanim znikł w odmętach dziury.
CZYTASZ
I do not believe | IronStrange
FanfictionTony razem z Peter'em przypadkowo poznają czarodzieja. Niby nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego, ale nagły zwrot akcji zniweczy ich plany. Czy dadzą radę? Czy wykiełkuje w nich coś... Nowego? Zobaczcie sami #1 IronStrange! Dziękuję z całego serduszk...