2.

6.1K 320 308
                                    

Był piękny poranek... Słońce dopiero było widoczne na horyzoncie. Poranki są piękne... Niebo wygląda wtedy jakby namalowane pędzelkiem przez Boga.

Lecz z cudownymi porankami wiąże się niemiłe wręcz nieznośne wstawanie z łóżka. Nikt nie chce przerywać snu oraz słodkiego lenistwa. Właśnie w podobnej sytuacji był Peter, który już usłyszał znienawidzony odgłos budzika.

Leniwym ruchem wstał i ubrał się w rzeczy z wczoraj. Motto w jego domu brzmiało: ,,Jak coś nie śmierdzi można ubrać".

W taki o to sposób przebrany wszedł do windy i zjechał do kuchni. Po schodach nie mógł zejść, bo ledwo widząc zabił by się na którymś stopniu. Z kuchni dochodził już zapach świeżych grzanek.

- Dzień dobry panie Stark.- przywitał się nastolatek z rozczochraną fryzurą.

- Cześć Peter. Ile razy muszę ci jeszcze mówić, że wystarczy Tony albo tato?- odrzekł Tony z uśmiechem na twarzy podając śniadanie Peter'owi.

- Czy ty w ogóle spałeś?- spytał chłopak patrząc podejrzliwie na mężczyznę.
- Oczywiście, że...

- Nie?

- Właśnie

- To jest niezdrowe! Sen jest każdemu potrzebny.

- Wezmę to sobie do serca- uśmiechnął się ironicznie Stark, a Peter patrzył na niego zażenowany. Taki dorosły, a jednak ciągle dziecko.

- Młody poszedłbyś do sklepu tylko po chleb?

- Oczywiście!- krzyknął pobudzony dzieciak. Wyciągnął z portfela pieniądze i pognał na dwór.

- Skąd tyle w tym dziecku energii?- zastanawiał się na głos Stark.

Peter szedł spokojnie do sklepu był on niedaleko prawie naprzeciwko wieży. Nagle na ziemi zauważył dziurę. Ciekawy wszedł do środka... Ku jego zdziwieniu znalazł się w zupełnie innym miejscu... Wyglądało to jak hm.. właśnie jak? To był wielki pokój z dużą ilością książek. Niektóre były w łańcuchach co zdziwiło Peter'a. Szedł spokojnie starając się nie hałasować.
Nagle usłyszał jakieś głosy. Schował się za jednym z regałów i nasłuchiwał.

- Wong!Gdzie jest ta cholerna książka?! - krzyczał jakiś głos.

- Stephen nie krzycz! Dobrze wiesz, że to nie pomoże! - teraz krzyczał inny głos.

Peter spróbował się wychylić i zobaczyć kto to. Pierwsza postać była dosyć wysoka i nosiła czerwoną pelerynę. Druga była od niej niższa i grubsza. Peter nie zauważył nic więcej, ponieważ nie chciał ryzykować zdradzenia swej kryjówki.

- Teraz sam krzyczysz!

- Eh... Książka jest w sektorze C na 7 półce.

- Dziękuję.- powiedział najprawdopodobniej Stephen i poszedł w kierunku wskazanego przez Wonga.

Peter uznał, że czas wracać. Nie wiedział kim są ci ludzie i nie chciał poznać tego na własnej skórze. Powoli  wycofywał się w stronę drzwi, starając się zrobić to jak najciszej.
Nagle jakaś nieznana siła podniosła go do góry, aż zaczął lewitować.

- Kim ty jesteś?- spytał mężczyzna w pelerynie. To on sprawił, że Peter zawisł w powietrzu.

- Em... Ja... Jestem Peter Parker. - odpowiedział wahając się chłopak.

- Co ty tu robisz?

- Przyszedłem tu, bo chciałem wypożyczyć książki... Myślałam, że to biblioteka- Peter miał nadzieję, że ta wymówka przyjedzie... Niestety.

- Podsłuchiwałeś?- spytał zirytowany mężczyzna.

- Um nie- Peter spojrzał na minę czarodzieja i westchnął- Tak...
Stephen odłożył chłopaka na ziemię i przetarł rękami twarz.

- Jeszcze tego brakowało...- powiedział jakby sam do siebie. Nagle usłyszeli huk. Na piętrze coś wybuchło. Szybko pobiegli po schodach i zobaczyli wielką dziurę w ścianie. - Co do jasnej cholery tu się dzieje?!- krzyknął rozłoszczony mężczyzna i ku zdumieniu Peter'a wyczarował dwie tarcze.
Chłopak patrzył na to dłuższą chwilę z otwartą buzią. Znikąd wystrzelił jakiś promień. Stephen w porę obronił się tarczą. Peter dobrze wiedział co to za promień. To ten sam, który pojawił się w szkole, gdy nauczycielka dała mu spóźnienie. To ten sam , który postrzelił w nogę łobuza.
Właśnie to był...
- Panie Stark!- krzyknął chłopak. W głosie można było czuć ulgę, ale też złość za kolejny ,, przypadkowy" strzał z rękawicy.

- Peter!-wykrzyknął szczęśliwy Tony i zaczął celować w Stephen'a.-Kim jesteś? I dlaczego porwałeś Peter'a?!

- Ja nie mogę! Mam dużo na głowie  świecie! Za jakie cholerne grzechy rzucasz mi na głowę tych pajaców?-krzyczał mag.

- Odpowiesz?

- On sam przyszedł i podsłuchiwał moją rozmowę.

- Jasne... Peter nie jest aż tak nieodpowiedzialny- odrzekł Tony z zwyczajną dla niego pewnością siebie. Peter zrobił minę dziecka, które zepsuło jakąś zabawkę. - Peter ty idioto... A ja na zawał schodzę.

- Może przerwę waszą słodką pogadankę, gdyż mam rozpierdzielone drzwi!- znów odezwał się Stephen. Był zdenerwowany nie... Był wkurzony. Miał własne problemy i nie chciał, aby dwóch debili psuło mu pracę.

- A tak ... Tu masz czek na tysiąc dolarów starczy.- odpowiedział Tony i wręczył Stephen'owi papierek. Strange wziął papier i portalem wysłał go Wong'owi.-Kolega z branży?

- Przepraszam co?

- No wiesz ratowanie ludzi, miast...

- A tak... Jakby. A teraz moglibyście uprzejmie opuścić ten budynek?

- Nie śpieszy nam się... Możemy coś zjeść. Młody jest głodny- Peter już chciał zaprzeczyć, ale Tony szybko go uciszył.

- Wolałbym nie

- O co to?- spytał Peter wskazując na wielki czerwony kamień za gablotą.

- Jest to kamień prawdy, który...- odpowiedział mag, ale nie dokończył. Peter już go nie słuchał i przyglądał się kolejnym rzeczom.
- A to? Co to takiego? - Peter biegał w kółko zadając co raz więcej pytań. Stephen nie nadążał już za chłopakiem, więc przestał odpowiadać. Mężczyzna wiedząc, że nie wyprosi po dobroci towarzyszy zaczął tworzyć portal.

- Co pan robi?- zapytał znowu Peter. Stephen nie wytrzymał i krzyknął:

- Herbatę tu robię! Cicho bądź!- niestety przez nieuwagę Strange portal zaczął żyć własnym życiem powodując powiększanie się go.
Stephen patrzył na młodego z wzrokiem mordercy przez co Peter zrobił minę zbitego psa. Próbował zatrzymać powiększająca się dziurę. Niestety dziura powiększała się, aż do momentu gdy wciągnęła ich.

- Fuck- krzyknął Tony zanim znikł w odmętach dziury.

I do not believe | IronStrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz