The Message

8 1 0
                                    

------------------------Roll------------------------

Po powrocie do laboratorium, a raczej co z niego zostało, od razu przywitał nas Doktor Light ściskając mnie i Gema mocno.
- Wszystko w porządku? Okropnie się o was martwiłem, więc gdy tylko zainstalowałem odpowiednie ulepszenia wysłałem CrashMana i IceMana by wam pomogli.
- Zrobiłeś to w samą porę, doktorze - odezwał się Crash - Gdy przybyliśmy na miejsce, DWN-019 był nieprzytomny, a DLN-002 została by zniszczona przez DWN-020 - Stałam tam jak wryta. Jeszcze parę sekund Crash był dość żartobliwy, lecz przy moim ojcu nawet nie mówił nam po imieniu, tylko używał naszych kodów modeli. Było to trochę przerażające.
- ...Dobrze. Dziękuję ci CrashMan, ale mam do ciebie też małą prośbę - powiedział po chwili zastanowienia Doktor Light.
- Oczywiście. Czego ode mnie oczekujesz?
- Rozluźnij się trochę. Nie mów do swoich braci i sióstr jakby byli niczym oprócz numerów.
- J-Ja... - Zająkał się na chwilę, lecz od razu się wyprostował - Dobrze, od teraz, przy zdawaniu raportu, postaram się nie korzystać z kodów a właściwych imion moich towarzyszy. - Rozejrzałam się. Gem stał równie osłupiony co ja, za to Doktor oraz Lódek stali z poważnymi minami.
- Dziękuję. Teraz, Roll, możesz mi opowiedzieć co się wydarzyło podczas misji?
Podeszłam o krok przed resztą i w szczegółach opowiedziałam jak poradziliśmy sobie z robotami w magazynie, a następnie Gem opowiedział swoją wersję.
- Większość tego co powiedzieliście brzmi uczciwie, jednak coś mi nie pasuje... - Doktor podszedł do ogromnego telewizora i włączył go pokazując widok miasta. W tym magazyn który wyglądał tak samo jak przed naszym przybyciem - Jeżeli to co mówicie jest prawdą, w takim razie pan Darwin będzie musiał odpowiedzieć na parę pytań - Light nacisnął parę przycisków i nagle na monitorze pokazała się twarz dyrektora ludzkiej militarji. - Dyrektorze, czy moglibyśmy porozmawiać z Darwinem Low?
- Nie widzę problemu. Pan Darwin przed chwilą wrócił do domu, podam panu jego numer.
Kolejne parę przycisków zostało wciśniętych, lecz tym razem ekran został czarny, tylko z głośników dobył się głos Darwina.
- Tak? Kto mówi?
- Tutaj doktor Thomas Light. Mam do pana parę pytań, panie Low.
- Oczywiście, pańskie roboty mnie uratowały, mam u was dług. O co chce pan zapytać?
- W magazynie powiedział pan moim robotom że magazyn wybuchnie, lecz dalej stoi na miejscu w tym samym stanie co parę godzin temu.
- Tak, wiem i muszę mocno przeprosić, było to po prostu niepotrzebne ostrzeżenie.
- Jak to niepotrzebne?! - Odezwał się Gem. - Mówiłeś przez głośnik że cały magazyn wybuchnie!
- Tak, wiem. Lecz zrobiłem to nie bez powodu. Widzicie, gdy poszliście ratować tych ludzi, ze skrzyń wydobył się blask, który stawał się coraz jaśniejszy. Myślałem że wszystkie skrzynie wybuchną, więc dla bezpieczeństwa ostrzegałem was.
- Skrzynie? - Znowu odezwał się Gem po pppp- Czy w tych skrzyniach znajdowały się te dziwne kryształy?
- Chyba tak. Nie jestem pewien, dlaczego?
- Gdy walczyłem z MetalManem on zniszczył skrzynkę tych kryształów. Wyleciał z niej ostry blask w wielu kolorach, lecz nie było żadnych większych zniszczeń.
- Tak! Właśnie o ten blask mi chodzi! Wyglądał jakby miał stworzyć duży wybuch, co nie?
- Trochę, tak...
Nastała dziwnie długa cisza, którą nareszcie przerwał Doktor.
- No tak... Przepraszamy że dzwoniliśmy. Po prostu chcemy otrzymać wszystkie możliwe informacje. Nie jesteśmy pewien co Albert Wily może tym razem planować, więc wszystko czego się dowiemy może nam pomóc...
- Rozumiem doktorze, oraz mam nadzieję że uda wam się go schwytać. Mam również do was prośbę. Jeżeli spotkacie moją żonę, Annę, proszę, uratujcie ją. Jest dla mnie wszystkim...
- Możemy cię upewnić że jeżeli te roboty przetrzymują twoją żonę, zrobimy wszystko w naszej mocy aby ją uratować! - Powiedziałam, a właściwie trochę krzyknęłam.
- Dziękuję, jeżeli mi się uda spróbuję wrócić do pracy jak najszybciej i wtedy będę was informował o wszystkim co wiemy. - Na te słowa odłączył się. Dobrze że ten problem rozwiązaliśmy. Teraz Doktor odwrócił się w naszą stronę.
- Gratuluję wam wszystkim. Każdy z was spisał się na medal. Teraz macie czas wolny, dopóki nie dostaniemy informacji o następnym ataku.
Szczęśliwy z dobrej roboty, wszyscy już zamierzali się rozejść, gdy monitor się zaświecił a na nim była zamaskowana twarz.
- Gratulacje. Udało wam się powstrzymać dostawę, lecz dużo zapasów już zostało wysłanych. Dla własnego dobra zostawcie tą sytuację dla wojska i rządu. Potraktujcie to jako zarówno ostrzeżenie, jak i groźbę. - Tajemnicza postać pojawiła się tak szybko jak się zjawiła. Wiemy tylko że był to mężczyzna w dość starym wieku, biorąc pod uwagę jego głos.
- Ten to ma tupet! - Krzyknął Lódek - Nie możesz w jakiś sposób sprawdzić skąd przyszło połączenie, doktorze?
- To niemożliwe. Gdy Blues i Rock zdemolowali laboratorium większość najważniejszych sprzętów zostało zniszczonych. Z obecną technologią nie mogłem nawet nagrać tej wiadomości. Niestety, co do naszego planu nic się nie zmienia. Czekamy aż dostaniemy jakąś informacje...
- Planujesz zignorować tego człowieka? Brzmiał jakby mógł ci zagrozić. - Odezwał się DWN-13. Ugh. To nawet w myślach brzmi głupio. Po prostu Crash!
- Jeżeli mam poświęcić swoje życie dla dobra ludzkości, zrobię to. Ale czy wy też chcecie dalej pomagać ludziom?
- Oczywiście!
- Tak.
- Ktoś musi im pokazać że z nami się nie zadziera
- Za takim doktorem to nawet w ogień wskoczę!
Light uśmiechnął się lekko.
- Cieszę się. Jeżeli mi się uda, postaram się przywrócić więcej robotów przed kolejną misją. - Mówiąc to poszedł w stronę windy do podziemnego laboratorium. Spojrzałam na moich braci jakbym chciała się zapytać co chcą robić, na co Crash po prostu wszedł do pokoju treningowego.
- Temu co jest? - Zapytałam. - Gdy tylko teleportowaliśmy się do domu, stał się strasznie szorstki. Nawet zwrócił się do nas po kodach!
- On zawsze się tak zachowywał przy ludziach. - Powiedział Gem - Kiedyś pracowaliśmy razem w kopalni przy wydobywaniu minerałów. Gdy jakiś człowiek był przy nas, Crash był bardziej poważny niż codzienny JOE, lecz kiedy byliśmy sami, był rozluźniony, nawet czasami zażartował. Nigdy nie chciał odpowiedzieć dlaczego tak robi.
- Trudno. Jeżeli nie chce z nami bawić to jego strata. - Wzruszyłam ramionami.
- Bawić? A co ty masz, 9 lat? - Parsknął Gem.
- Mniej więcej. Ale ty za to masz 6 więc i tak ja mam władzę w tym otoczeniu. - Uśmiechnęłam się szyderczo.
- No to może znaczyć tylko jedną rzecz... - Chyba się domyślam co chce zrobić. Ze mną nie ma tak łatwo!
- ... Rewolucja! - Tak jak się spodziewałam, rzucił się w moją stronę z planem przewrócenia mnie. Szybko odskoczyłam, powodując jego samotny upadek.
- Jak chcesz się bić to chociaż zdejmij zbroję. - I tu wpadłam w pułapkę. Podczas gdy ja sponiewierałam się nad Gemem, jego klon zaatakował mnie od tyłu. Leżałam teraz twarzą wlepioną w Gema klatkę piersiową. Całe szczęście w ostatnim momencie zniknęła jego zbroja, bo mogłam się nadziać na jego ostrą zbroję.
- Poddajesz się?
- Skąd do cholery ty wyciągnąłeś klona? - Wymamrotałam tak aby mnie ledwo usłyszał
- Znam swoje sztuczki, to jak będzie?
- Niech ci będzie. Uznajmy to za remis, a tamten Lódzik wybiera co robimy. - Powiedziałam wstając powoli z ziemi.
- Zgoda!
- Czekaj, co? - Powiedział IceMan gdy nareszcie ogarnął chaos który właśnie się skończył.
- No zdejmij tą zbroję i gadaj co robimy!
- Umm... D-Dobra... - Mówiąc to zdjął swoją grubą kurtkę i okulary.
- Czekaj, czekaj. Czyli to nie jest twoja zbroja tylko serio nosisz kurtkę  i gogle? - Zapytał się Gem
- To trochę słodkie - Powiedziałam widząc że Lódzik się rumieni.
- Huh? Czemu?
- Ponieważ dałam mu tą kurtkę gdy się poznaliśmy. Był wtedy naprawdę zaskoczony, lecz po paru godzinach już widziałam że w niej chodzi.
- To był prezent... - Wyszeptał cichutko Lódzik. - ... Oczywiście że go zacząłem nosić. Plus jest naprawdę wygodna, więc... - Może dam mu spokój bo ta kostka lodu zaraz się roztopi, ale nie powiem, powstrzymywałam się przed śmiechem.
- Dobrze. Już rozumiemy. Ale wracając do tematu, co robimy?
- Moglibyśmy pójść do wesołego miasteczka?
- Świetny pomysł! - Krzyknęłam. - Uwielbiam karuzele i diabelskie młyny!
Chwyciłam mocno za ręce obydwóch i zaczęłam ich ciągnąć w stronę drzwi.
- Chwila! - Zareagował Gem. - Czemu nie użyjemy teleportu?
- A po co ktoś miałby wiedzieć że jesteśmy robotami? Zwłaszcza teraz, gdy większość robotów oszalała.
- I niby chcesz udawać człowieka w tym przebraniu? - Dopiero teraz zauważyłam że dalej nie zmieniłam swojego kombinezonu na codzienne ubrania. Gdy to zrobiłam, Gem był mocno skrzywiony.
- Roll, bez urazy, ale w tym przebraniu nie oszukasz nikogo. Nikt nie nosi takich sukienek po mieście.
- Chcesz coś od mojego stroju? Twój wcale nie jest lepszy!
- Błagam, prawie każdy nosi takie ubrania. Powinnaś trochę czasu spędzać na mieście.
- Stop! - Krzyknął Lódek. - Oboje wyglądacie dosyć naturalnie, jednak coś bym zmienił. Zróbmy tak: każdy ma godzinę aby pochodzić po mieście i kupić jakieś ubrania. Spotkamy się przed wejściem do wesołego miasteczka, dobrze?
- Dla mnie spoko. Miałem kupić coś nowego tak czy siak, ale jak? Bez pieniędzy dużo nie kupimy.
- Znam pewien sposób. Bycie sprzątaczką Doktora oznacza że znam też wiele jego skrytek - Sięgnęłam do jednej z szafek, a następnie pociągnęłam za dolną ściankę, odkrywając ukrytą komorę z pieniędzmi.
- Sto dolarów dla każdego z nas?
- W takim czasie kradniesz od doktora pieniądze?
- Spokojnie. On ma jeszcze dziewięć takich skrytek w całym domu, plus jest jeszcze jego tajemne laboratorium.
- Dobra. Niech ci będzie. - Gem i Lódek wzięli po sto dolarów i wyszliśmy na miasto.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka. Wiem że zrobiłem przerwę, ale jak zwykle straciłem całą motywację, ale to nie znaczy że nie pracowałem nad fabułą (trochę, bo trochę ale pracowałem)
Następny rozdział będzie miał trochę więcej ekspozycji, niestety. Wytrzymacie, spróbuję jeszcze wpakować trochę akcji.
Pa pa!

The Dreaded MastersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz