1

4.2K 278 356
                                    

— Nowy Jork, Queens. Niebezpieczeństwa czyhają wszędzie, ale tu się wychowywałem. Tutaj...

— A ty znowu zaczynasz z tymi filmikami? Wiesz, że tak jak ostatnio, Tony wyczyści ci telefon?

Przewróciłem oczami i posłusznie wyłączyłem urządzenie. Przecież nie potrzebne mi już było alibi dla cioci May,  zresztą ona doskonale wiedziała gdzie się wybieram. Sama mnie wysłała.

Podłączyłem słuchawki do komórki i włożyłem je do uszu. Włączyłem jakąś playlistę na Spotify i piosenka zdążyła dolecieć do refrenu, gdy Happy znowu się do mnie odezwał.

— Przypomnij mi Peter, dlaczego akurat ja mam cię wozić do sklepu, żebyś miał zeszyty do szkoły?

— Ciocia ma dentystę.

— Nie mogłeś pojechać sam?

— Nie ma tam autobusu.

— Nie mogłeś pojechać kiedy indziej?

— Dziś kończy się promocja.

Happy westchnął i zamilkł. Grzecznie siedziałem na tyle samochodu wpatrując się w telefon.

W moim życiu ostatnio nie działo się nic ciekawego. Skończył się rok szkolny, minęły wakacje i już za kilka dni ponownie udam się do tej budy zwanej szkołą.

Chociaż nie mogę narzekać, bo lubię się uczyć, to sam fakt tego, że dzień w dzień trzeba wkuwać te durne regułki, które nigdy w życiu mi się nie przydadzą, przeraża mnie. Po co mam się uczyć geografii? Po prostu niepojęte.

Jako Spider-Man też nie miałem zbytnio co do roboty. Skakałem po budynkach, czasem z nudy, przez co ciocia prawie dostawała zawału. Tak jak prosił pan Stark, byłem miłym i pomocnym pajączkiem z sąsiedztwa.

Może poza jedną akcją.

Samochody naprawdę wybuchały wszędzie. Bez znaczenia jaka była ich marka, eksplodowały czasem bez żadnej przyczyny, a policja nie była w stanie nic zrobić. Raz goniłem jednego faceta, który nawiasem mówiąc ewidentnie miał coś z głową, co polewał auta benzyną i je podpalał, ale później dowiedziałem się, że to nie miało ze sobą żadnego związku. Po prostu mu się nudziło.

Ależ ja to całkowicie rozumiem, jedni skaczą po budynkach, a inni podpalają samochody, kiedy się nudzą.

Happy wysadził mnie przy sklepie, powiedział, że będzie czekał na parkingu, po czym zawrócił czarną limuzyną Rolls-Royce Phantom w stronę wyjazdu.

No co? Lubię samochody pana Starka, a ten akurat ma miłą tapicerkę w dotyku.

Wszedłem do sklepu, złapałem za wózek i pobiegłem na dział z zeszytami.

Wszędzie kręciło się mnóstwo osób. Część znałem ze szkoły, ale jakoś nieszczególnie chciałem się z nimi widzieć. Póki jeszcze mogę, to mam odpoczynek od ludzi. Nie wiem, czy byłoby to dla mnie miłym doświadczeniem, gdybym wpadł na twarz takiego Flash'a, który zaraz zacząłby mnie wyzywać.

Naprawdę średnio mnie obchodzi co inni na mnie mówią, ale mam jednak swój honor i chyba lepiej uniknąć takich sytuacji, o ile można.

Ludzie czasami mnie denerwują. Mówią, że że interesują ich losy Spider-Man'a, a nawet tyłka nie ruszą, żeby mu pomóc. Przykład? Nowojorska policja, która twierdzi, że to ja jestem ten zły, a kiedy robię coś dobrego, to nikogo to nie obchodzi.

W szkole jestem niewidzialny. W sumie, nie narzekam, bo mogę zająć się sobą i swoimi sprawami, ale nie przeczę, że nie lubię pójść do kogoś na imprezę, czy coś.

Halo, ja też jestem człowiekiem, a nie jakimś insektem.

Wrzuciłem do koszyka kilka długopisów, ołówek, gumkę i przykucnąłem przy półce z zeszytami.

Czy tylko ja uwielbiam wybierać zeszyty? Ostatnio podpasowały mi takie z Oxfordu, mają genialne kartki.

Dobry Boże, powiedz mi, czy ja mam aż tak nudne życie, że jaram się zeszytami do szkoły?

Wziąłem kilka sztuk, zostawiłem wózek i poszedłem sprawdzić cenę. Akurat jeden czytnik był w zasięgu mojego wzroku, więc poleciałem do niego, nie patrząc pod nogi. Utkwiłem wzrok w tym czytniku, przy którym nie było akurat żadnej kolejki, jakie to stały przy innych.

Jak na mój życiowy pech przystało przy okazji wielkiego biegu potrąciłem staruszkę, przewróciłem kilka pudełek z proszkami do prania i bluzą przewaliłem stoisko z zabawkami dla dzieci.

Gdy dotarłem na miejsce, stały tam już ze trzy osoby. Całe życie pod górkę. Spuściłem powietrze z płuc i uspokoiłem oddech.

Zaczekałem chwilkę i przede mną została tylko jedna osoba. Zacząłem podskakiwać na nogach i machać rękoma. Dziewczyna stojąca przede mną spojrzała na mnie jak na wariata, więc trochę uspokoiłem swoje zachowanie. Poczułem się odrobinę skarcony.

Podłożyła zeszyt pod czytnik, ale nie chciało jej sprawdzić ceny. Zabrała go spod urządzenia, przetarła kod kreskowy i spróbowała drugi raz.

— Może ci pomóc? — zapytałem z uśmiechem na ustach. Popatrzyła na mnie znowu tym wzrokiem jak na szaleńca, ale również się uśmiechnęła.

— Jakbyś mógł, to bym była wdzięczna.

Podała mi przedmiot, podszedłem bliżej i zeskanowałem kod.

— Cztery dwadzieścia pięć — powiedziałem i oddałem jej.

Podziękowała, odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić.

— Jeśli kupisz trzy w zestawie, wyjdzie po trzy dziesięć za jeden. — krzyknąłem do niej.

Spojrzała na mnie, przytaknęła głową i krzyknęła głośne Dzięki!. Odniosłem wrażenie, że totalnie miała gdzieś, to co jej powiedziałem, ale się pomyliłem. Pobiegła do koszyka, wrzuciła tam zeszyt i zaczęła go pchać w stronę kasy. Po chwili cofnęła się, zmarszczyła brwi i skręciła w dział z artykułami szkolnymi. Wzięła ten zestaw, o którym jej mówiłem i wróciła do kasy.

Stanąłem za nią w kolejce i już miałem wyjmować produkty na taśmę, kiedy jakieś małe dziecko podleciało z zakupami i nie kontrolując swojego wózka wpadło na mnie z całym impetem, przez co popchnąłem wcześniej spotkaną dziewczynę.

Mówiłem już, że mój pech jest wrodzony? Bez znaczenia, czy jestem przebrany za Spider-Man'a, czy chodzę sobie chodnikiem jako Peter Parker, i tak jestem w stanie wywrócić się na prostej drodze. To bardzo utrudnia życie. Czuję się wtedy dosyć żenująco.

Ale hej, nie jestem jakąś niemotą, co to, to nie.

— Przepraszam — szepnąłem w stronę tej dziewczyny i uciekłem od niej wzrokiem.

— Nic się nie stało, tylko trochę się poturbowałam.

— To wszystko przez te dziecko! — zrzuciłem winę na małego chłopca stojącego za mną. Dzieciak zaczął się śmiać i schował się za nogą swojej mamy, która przed chwilą stanęła w kolejce.

— Mhm, mhm, najlepiej zwalić na kogoś, kto jest dwa razy młodszy od ciebie... — westchnęła uśmiechając się do mnie. Podała mi dłoń na przywitanie — Cheryl jestem.

— Miło mi, Peter. Parker.

HAYNES | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz