Dni mijały niezwykle szybko – wyjątkowo za szybko, jak na rok szkolny. Drzewa za oknami naszej szkoły powoli traciły liście, przygotowując się do zimy. Trawa zszarzała, pogoda pogorszyła się wielokrotnie. Zbliżał się listopad, a co za tym idzie, Halloween i urodziny Cheryl. Na te drugie święto czekałem zdecydowanie bardziej.
Ned z wielkim żalem oznajmił Cheryl, że chętnie pojawi się na imprezie, ale niestety nie może jechać z nami w piątek, za to przyjedzie w sobotę. Haynes nie ukrywała swojego rozczarowania, jednak szybko jej przeszło kiedy postawiła mu warunek – stwierdziła, że w związku z tym czeka na zajebisty prezent.
May też jeszcze nie wiedziała, że wybieram się do niej na weekend.
Miałem jednak inny problem, dużo poważniejszy, niż urodziny Cheryl.
Codzienny partol jak zwykle sprawiał mi dużą przyjemność. Obserwowałem wszystko z góry, przeskakując z budynku na budynek. Pomachałem kilku dziewczynkom na dole. Przystopowałem na chwilę i wyjąłem telefon. Usiadłem na krawędzi budynku, spuszczając nogi w dół. Sprawdziłem zapobiegawczo, czy nikt do mnie nie napisał. Czy Cheryl do mnie nie napisała? Odrzuciłem to od siebie i zmieniłem fiolkę z płynem sieciowym, która prawie znowu mi wypadła. Nie przejąłem się tym zbytnio, miałem jeszcze spory zapas w domu. Moje myśli znowu powróciły do Cheryl. Czy spaceruje tu gdzieś? Przez krótką chwilę chciałem zmienić kierunek i dokończyć patrol niedaleko szkoły. Tak po prostu, Peter? Chcesz upewnić się, że jest w domu? Pomyślałem, że pewnie pracuje – w końcu traktowała swój staż jeszcze poważniej ode mnie. Zrezygnowałem z tego pomysłu. Coś powiodło mój wzrok ku ulicy.
Napad?
Zeskoczyłem na niższą kondygnację i przyglądałem się wszystkiemu z daleka. Wyglądało to na zwykłą napaść, poza tym, że kilkunastu facetów o potężnej masie, przypominających Helsinki i Oslo z Domu z Papieru otoczyło niewielką grupkę młodych dziewczyn. Ich torebki leżały już dawno na bruku, jeden facet wyrzucał z pierwszej zawartość. Wypadło z niej kilka przedmiotów i telefon, który pod wpływem upadku rozbił się na kilka kawałków. Usłyszałem kilka głośnych i niecenzuralnych stwierdzeń z jego ust, a potem krzyk jednej z dziewcząt.
Zainterweniowałem. Odbiłem się od budynku i strzeliłem pajęczyną w twarz tego goryla i trzasnąłem nim o podłoże. Mężczyźni poruszyli się nerwowo i zaczęli szybko kroczyć w moją stronę. Dziewczęta wykorzystały sytuację i uciekły.
Do końca życia będę pamiętał, jak bardzo moja twarz ucierpiała po tym zajściu.
Chociaż, nie byłem dłużny.
Zostawiłem ich, lekko oszołomionych, przyczepionych pajęczyną do miejscowych śmietników. Miałem nadzieję, że raczej nie będą mieli chęci na zemstę. Zmyłem się szybko z miejsca zdarzenia i wróciłem do domu.
Ciężko opadłem na łóżko. Nie miałem na nic siły, nie chciało mi się nawet zdejmować kostiumu. Powiedziałem May, że już jestem. Nie chciałem, żeby widziała mnie w takim stanie. Z bólem zdjąłem maskę, wiedząc doskonale, że będę musiał doprowadzić się do porządnego stanu. Wyjąłem z plecaka wodę utlenioną i waciki, które w razie czego nosiłem zawsze przy sobie. Zwilżyłem płatek i przetarłem część policzka. Zapiekło i zaczęło się pienić, przez co zacisnąłem zęby. Przemyłem resztę twarzy szybkim ruchem i przebrałem się w czystą koszulkę.
Nie zarejestrowałem momentu, w którym zasnąłem.
Następnego dnia obudziłem się z okropnym bólem głowy, dwie godziny przed budzikiem. Odłączyłem telefon od ładowarki i odblokowałem go. Odruchowo włączyłem dane komórkowe i wszedłem w ikonę Facebook'a. Na granatowym portalu jak zwykle wiało nudą, więc miałem wybór – przeleżenie tych dwóch godzin w łóżku gapiąc się bezczynnie w telefon, albo mogłem odrobić wczorajszą pracę domową. Chcąc nie chcąc wybrałem to drugie, licząc, że jakaś siła boska mnie od tego odciągnie.
Wyciągnąłem książki, złapałem długopis do ręki i usłyszałem dzwoniący telefon. Kto mógłby dzwonić do mnie o czwartej nad ranem?
– Widziałam, że jesteś aktywny, to postanowiłam, że do ciebie zadzwonię. Niby czemu mam się nudzić, prawda?
Siła boska jest jednak pomocna.
Lubiłem dzwonić do Cheryl wieczorami. Czasem nasze rozmowy trwały o wiele dłużej niż powinny i kończyły się o wiele za późno, niż planowaliśmy. Ale nie potrafiłem odrzucić żadnego przychodzącego od niej połączenia, tak samo jak ona ode mnie. Dzwoniłem do niej w nawet najgłupszych sytuacjach, czasem tylko po to, by powiedzieć jej dobranoc. Prosiłem ją też, żeby szeptała — tak, aby zachować chociaż pozory zwykłej rozmowy. Argumentowałem, że nie chcę obudzić cioci, a prawdę mówiąc uwielbiałem jej cichy głos w słuchawce. Nie sprzeczała się ze mną na ten temat.
Jeszcze nigdy nie rozmawialiśmy tak rano.
– Powiedz mi, co ty robisz o czwartej nad ranem? – zapytałem zamykając podręcznik, wiedząc, że na pierwszej godzinie zgłoszę nieprzygotowanie.
– O to samo powinnam zapytać ciebie – zaoponowała – A więc, panie Parker, co pan robi o czwartej nad ranem?
– Rozmawiam z panną, panno Haynes.
Nastała chwila ciszy, której najwidoczniej żadne z nas nie miało zamiaru przerywać.
Położyłem się na łóżku i wtopiłem wzrok w sufit.
– Masz pracę domową na chemię?
– Kpisz ze mnie Parker? Powiedz mi, kiedy ja ostatnio miałam pracę domową, a w szczególności z chemii.
Cheryl czasami miała okrutnie wywalone na szkołę, z czym całkowicie się nie zgadzałem. Jak mogła to mieć w tak głębokim poważaniu? Nie pamiętam, kiedy ostatnio była przygotowana do odpowiedzi ustnej, albo kiedy miała odrobione lekcje z jakiegokolwiek innego przedmiotu, niż matma, informatyka, czy angielski.
Zawsze jednak miała szczęście, w przeciwieństwie do mnie. Cheryl jest okrutnie inteligentna – bez żadnej nauki w domu potrafiła wybrnąć z każdego najgorszego pytania, nawet na historii, koniec końców otrzymując ocenę nie niższą, niż B.
– Na pewno zbierze ćwiczenia, może powinnaś od kogoś spisać...
– Peter, daruj sobie rozmawianie o szkole, kiedy nie jesteśmy w szkole – przerwała mi.
Przytaknąłem i nie miałem zamiaru kontynuować tematu.
– Co robisz? – dodałem, licząc na to, że tym razem mi powie.
– Nakładam hybrydy.
– Masz determinację, żeby wstać tak wcześnie i malować paznokcie, naprawdę.
– Normalnie zawsze wstaję koło szóstej, ale znasz mnie przecież, nawet jakbym się wcale nie kładła, to bym się spóźniła – zaśmiała się promiennie. Na dworze rozjaśniało się powoli. – A ty, Peter? Co porabiasz w ten cudowny poranek?
– Miałem odrobić lekcje, ale skutecznie mnie od tego odciągasz.
– Widzisz jaki ze mnie dobry człowiek.
Rozmawialiśmy przez dobrą godzinę, aż usłyszałem dźwięk składanej kanapy. May obudziła się wpół do szóstej, mam nadzieję, że przez swój poranny budzik, a nie naszą rozmowę. Chciałem szybko się rozłączyć, ale nagle coś mnie tchnęło. Wziąłem głęboki oddech i starałem się uspokoić. Stres jednak nie jest dobrym przywódcą.
Nie rozumiałem swojego zachowania. Mogłem z nią rozmawiać non stop, a kiedy chciałem ją gdzieś zaprosić, strach mnie paraliżował. Może to Spider–Man powinien się z nią umówić, a nie Peter Parker?
– Cheryl?
– Hm? – odparła na luzie, nie zdając sobie z prawy z powagi mojego pytania.
– Może przeszlibyśmy się na jakiś spacer po szkole? Będzie można dłużej pogadać.
Wydawało mi się, że nie usłyszała. Popełniłem błąd? Starałem się zaprosić ją jak najdelikatniej, żebym nie wyszedł na natarczywego.
– Cheryl? – upewniłem się, czy wszystko w porządku.
– Jestem, jestem... – dodała po chwili – Tak, Peter. Chętnie pójdę z tobą na spacer po szkole.
CZYTASZ
HAYNES | Peter Parker
Fanfiction《HAYNES》- ktoś o ogromnej mocy, nie porównywalnej z nikim innym. Ciężko jest być Spider-Man'em. Ciężko jest być też Peterem Parkerem. Ale najciężej jest być zakochanym po uszy Peterem Parkerem w stroju Spider-Man'a Kiedy Peter wpada, bo zakochuje si...