4

2.8K 218 83
                                    

— Naprawdę wtedy spotkałaś Spider-Man'a?

Cheryl wyglądała dzisiaj naprawdę ładnie. Nie, żebym zwracał szczególną uwagę, na to, jak się ubrała, czy ułożyła włosy, ale tego dnia była wyjątkowo atrakcyjna. Włosy były delikatnie pofalowane, ale grzywka pozostała prosta. Cienka kreska i metaliczny cień na powiece podkreślał jej oko. Usta zaznaczyła jasno pomarańczową szminką, która idealnie wpasowywała się w jej kolor skóry.

Przecież każdy, gdyby się przyjrzał, to by to zauważył.

Ciemne bojówki z brązowym paskiem wyraźnie zaznaczały jej talię, a biała, luźna koszulka nieźle współgrała z całością.

— Na Boga, przysięgam, myślałam, że zejdę na zawał. Ale wiesz, przy superbohaterze nie wypada świrować.

Siedzieliśmy na stołówce, przy stoliku niedaleko ściany. Przetarłem jabłko bluzą i wziąłem kęs. Cheryl, z nosem w tablecie najwyraźniej czegoś szukając. Po chwili zablokowała urządzenie i z czarnego, masywnego plecaka, wyjęła laptopa. Ned spojrzał na nią podejrzanie. Nie zwróciła na niego uwagi. Włączyła myszkę i wpisała hasło do komputera. Ze skupieniem obsługiwała program.

— Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile ja mam do zrobienia. Ten staż w Vogue mogli mi przesunąć dwa miesiące wcześniej - westchnęła i ostentacyjnie zamknęła klapę laptopa. — Znowu wysłali mi trzydzieści zdjęć do poprawy, a jeszcze muszę ułożyć rozkładówkę.

— Co to rozkładówka? — zapytał mój przyjaciel i wziął następny kęs kanapki.

— Zaraz ci pokażę, czekaj, chyba mam jakąś gazetę...

Nie skupiałem się na tym o czym rozmawiali. Parę metrów przede mną wieszano ogromny plakat, z świecącym napisem BAL. Jeden taki już był za mną i musiałem łapać się niewidzialnego samolotu, żeby wtrącić ojca mojej dziewczyny do więzienia. Niezły impreza, prawda? Przynajmniej odzyskałem kostium i szacunek u pana Starka. A to była jedna z rzeczy, na której mi mocno zależało. Być Avenger'em.

W sumie, nadal nim nie jestem.

Dokończyłem jeść owoc i nie zwracając uwagi na Cheryl i Neda, podniosłem się, chcąc wyrzucić to, co z niego zostało. Zwinnie wyminąłem trzy stoliki i już stałem przy ogromnym koszu na śmieci, kiedy natknąłem się na Michelle Jones, posępnie opierającą się o ścianę.

Przez całe wakacje nie zmieniła się ani trochę. Nadal wyglądała, jakby wszystko miała gdzieś. W sumie, nie dziwię się jej, ja też często mam dosyć nauki, ale nie obnoszę się tak z moim niezadowoleniem. Przecież gdybym miał teraz się z nią kumplować, czy coś, a ona nie zmieniłaby trochę swojego sposobu bycia, to naprawdę bym zwariował.

Pisaliśmy trochę ze sobą, gdzieś pod koniec lipca i wydaje mi się, że zagraliśmy ze sobą ze trzy albo cztery, razy. Wydawała się być całkiem w porządku. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach i nigdy nie okazała mi takiej ignorancji. Jak na nią patrzę i w dodatku jak jest w takim stanie, to od razu pogarsza mi się humor.

Chociaż muszę przyznać, że ma ładną urodę. Strasznie podobają mi się jej włosy.

— Cześć Michelle — rzuciłem w jej stronę i będąc przygotowany na zignorowanie zrobiłem spory krok w tył. Odwróciłem się tyłem do niej i chciałem wrócić do Cheryl.

Cheryl to jej całkowite przeciwieństwo. Nawet wygląda od niej trzy razy sympatyczniej. Fakt, Haynes znam kilka dni, ale wiem, że złapaliśmy wspólny język. Ogromnie miło się z nią rozmawia i gdy na nią patrzę, aż uśmiech pcha mi się na usta.

— MJ, Peter — mruknęła pod nosem i obdarzyła mnie łaskawie swoim spojrzeniem. - Mówiłam ci, że wolę MJ.

— Miło cię widzieć po wakacjach — zlekceważyłem jej uwagę o imieniu i przyjrzałem się jej uważnie. — Zeszczuplałaś. 

HAYNES | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz