– Gdzie jest Cheryl?
– Nie mam pojęcia.
– Która godzina?
– Dwadzieścia po ósmej.
Siedzieliśmy w szkole, w sali od matmy, na trwających już kilkadziesiąt minut zajęciach. Matematyka w szkole według mniemania Cheryl była cudowna, według mnie – znośna, według Neda – okropna. Więc kiedy ja z Nedem narzekaliśmy na to, że znowu jest zadane mnóstwo przykładów z planimetrii, Haynes nie odzywała się, bo byłaby to zwyczajna walka z wiatrakami.
Problemem była jej obecność na tej lekcji, a raczej nieobecność.
Mimo ogromnego ryzyka, wyjąłem telefon i napisałem do niej wiadomość. Ned krył mnie przez chwilę, zajmując nauczyciela, a ja udałem, że szukam czegoś w plecaku.
Gdzie jesteś?
Cheryl zazwyczaj odpowiadała mi na wiadomości w przeciągu kilkunastu sekund – zresztą ja robiłem tak samo. Tym razem jednak nie doczekałem się od niej żadnej odpowiedzi i już miałem zamiar, pod pretekstem wyjścia do łazienki, przejść się pod jej campus albo chociaż do niej zadzwonić. Jednak szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Zamiast tego napisałem kolejnego sms'a.
Halo???
Cheryl często się spóźniała, ale nigdy aż tak długo!
Wtedy, gdy stałem przy tablicy mordując funkcje trygonometryczne, usłyszeliśmy stanowcze kroki za drzwiami. Wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Postać z korytarza zapukała, a nauczyciel skrzyżował ręce na klatce piersiowej i prychnął z pogardą proszę!.
Ale kto mógłby to być, jak nie Haynes?
Weszła pewnym krokiem do sali, ubrana w żółtą jeansową spódniczkę i biało–czarną bluzkę w paski. Z zarzuconym na jedno ramię plecakiem i okularach przeciwsłonecznych postawiła kilka kroków ku ławkom, nie zwracając uwagi na nauczyciela, który jej spóźnienie zinterpretował jako brak okazywania wobec niego szacunku.
Widać było lekko wilgotne końcówki jej włosów, które wyglądały, jakby ją kopnął prąd. Zostawiając okulary na twarzy wyjęła podręcznik, zeszyt i zapisała temat, który od pół godziny widniał na tablicy.
– Dzień dobry panno Haynes – odezwał się w końcu profesor, a ja nadal stałem przy tych idiotycznych funkcjach, próbując przypomnieć sobie coś, czego nigdy nie umiałem.
– Dzień dobry – odpowiedziała Cheryl, chyba jednak nie zwracając uwagi na pretensjonalny ton, z jakim facet od matmy się do niej odezwał.
– Spóźniłaś się.
Geniusz!
Zauważyłem po jej minie, że przewróciła oczami. Całe szczęście, że ten gość nie zna jej aż tak dobrze i nie potrafi wyczuć nonszalancji w jej zachowaniu, czy tonie mówienia. Stwierdziłby, że jest nadzwyczaj bezczelna, chociaż to w pewnym stopniu była prawda. Cheryl Haynes była nieco bezczelna, ale to dodawało jej uroku. I charakteru.
– Tak, wiem o tym. Przepraszam? – dodała pytająco, a nauczyciel otwierając dłoń, zaprosił ją gestem do tablicy. A ja nadal tam byłem!
Cheryl stanęła obok mnie i lekko trąciła mnie w bok. Delikatnie się do mnie uśmiechnęła.
– Peter, siadaj i tak nic już nie wymyślisz – z ulgą wróciłem do ławki, gdzie czekał na mnie Ned, który chyba nie bardzo wiedział, co tu się działo – Cheryl, może jakiś mały pokaz umiejętności? – z cwaniackim uśmieszkiem dolał oliwy do ognia.
CZYTASZ
HAYNES | Peter Parker
Fanfiction《HAYNES》- ktoś o ogromnej mocy, nie porównywalnej z nikim innym. Ciężko jest być Spider-Man'em. Ciężko jest być też Peterem Parkerem. Ale najciężej jest być zakochanym po uszy Peterem Parkerem w stroju Spider-Man'a Kiedy Peter wpada, bo zakochuje si...