Rozdział 6

134 17 7
                                    

***Katherine

- Gdzie jest moja córcia? - do przedpokoju wszedł muskularny mężczyzna. Kiedy mnie zobaczył zaczęły mu lecieć łzy - Ale ty wyrosłaś. Tak długo nas nie było w twoim życiu.- wziął mnie w ramiona i ściskał ile się dało. Miałam wrażenie, że mnie zaraz udusi.

- Alfo czy ty płaczesz? - zaczął się śmiać Borys.

- Nie tylko coś mi wpadło do oka - uśmiechnął się słabo Jake. - Chodźcie do salonu. Musimy wszystko objaśnić.
Salon był piękny. Wszystko było nowoczesne i zachwycające. Zakochałam się w tym domu. Usiedliśmy na miejscach. Cały czas czułam na sobie wzrok rodziców.

- Zacznijmy od początku... 17 lat temu mieliśmy nieźle na pinku ze stadem Sonlasów, mieszkają oni dość niedaleko nas, więc radzę mieć się na baczności. Twoja mama była wtedy z tobą w ciąży. Planowali zamach. Staraliśmy się cię ochronić. Sprowadziliśmy przyjazne nam mniejsze stada, żeby jak najbardziej zabezpieczyć watahę. Sonlasowie zawsze czaili się na naszą ziemię, za wszelką cenę chcieli przejąć moją władze. Puki nie dowiedzieli się o ciąży Nel nic nam nie groziło, ale ze ty jesteś wyjątkowa, ponieważ zrodziłaś się z dwóch rzadkich alf, Śnieżnej i Węgielnej byłaś dla nich niezwykłym celem. Mogli cię pojmać i mieć kartę przetargową, bądź byś była wychowana na Sonlasa. Nie mogliśmy do tego dopuścić. Za bardzo cię kochamy. Ty jesteś najsilniejszym wilkiem na ziemi. Jeszcze nigdy żaden wilkołak nie zrodził się z dwóch alf, dwóch rzadkich alf. Jesteś w stanie pokonać naszych wrogów, dlatego musieliśmy cię ukryć, aby nikt cię nie skrzywdził. Z nami byś nie była bezpieczna. Znaleźliśmy ci odpowiednią rodzinę, zadbaliśmy o nazwisko i najlepszą możliwą ochronę i uprzedzam z twoimi przyjaciółmi nie mam nic wspólnego. Do tej pory nikt o tobie nie widział. Nikt nie mógł cie znaleźć. Nie martw się przygotujemy cię do przemiany w wilka. To będzie podczas najbliższej pełni księżyca, w twoje 18 urodziny. 25.04 jest to już za tydzień. Jeśli chcesz przedstawię cie stadzie, jeśli nie uszanuję twoją decyzje. Jednak będę spokojniejszy jeśli moi ludzie będą widzieli kogo mają strzec jak oczka w głowie. - zakończył z uśmiechem mój biologiczny ojciec. Minie trochę czasu zanim oswoję się z jego rolą. Tak samo moja mama... mama to słowo tez na razie ledwo przechodzi mi przez gardło.

- Dobrze rozumiem... Muszę mieć tą ochronę?! - spytałam lekko z wyrzutem. Miałam nadzieje na trochę swobody.

- Niestety kochanie ale tak. Grozi ci duże niebezpieczeństwo. Nie chcemy z mamą żeby coś ci się stało - powiedział czule i delikatnie.

- No dobrze niech wam będzie, ale ja za załamania psychiczne ochroniarzy odpowiadać nie będę. - powiedziałam pewnie i od razu zobaczyłam iskierki rozbawienia w oczach taty.

- No to papa Jake, porywam naszą córkę na babskie pogaduchy. - mrugnęła w jego stronę moja mama.

- No ok - uśmiechnęłam się rozbawiona. - Emm gdzie mam iść? - spytałam lekko marszcząc czoło.

- Chodź za mną. Pokaże ci twój nowy pokój. Bez obaw jest wyposażony, ale i tak twoja ciocia przywiezie ci twoje rzeczy.

- Całe szczęście - poczułam ulgę - Nie wiem co bym zrobiła bez mojej wanny. - Nel parsknęła śmiechem.
Weszliśmy do pokoju. Od razu uderzyła mnie cudowna szarość ścian i wielkość pokoju. Czułam, że jest mój. Był przepiękny. Miałam podwójne łóżko z kocami i ogromną ilością poduszek, regał z książkami, duże białe biurko z laptopem z apple, gigantyczną szafę, jak widać wypełnioną w młodzieżowych ubraniach. Na szczęście było tam pełno moich ukochanych bluz z kapturem. Każda była z innej firmy. I oczywiście nie zabrakło pięknego balkonu z widokiem na las. Od razu podeszłam do barierki i podziwiałam widoki. Nie mogłam się napatrzeć. Tutaj było po prostu bajecznie. Alex miała racje posesja naprawdę jest zabójcza.

- Widzę, że trafiłam z umeblowaniem? - mama uśmiechała się od ucha do ucha. Widać, że moje towarzystwo bardzo jej odpowiada. Odesłałam jej uśmiech.

- I to bardzo. Uwielbiam szary. A bluzy z kapturem to po prostu bajka.

- Cieszę się. Może porozmawiamy? - przysiadła na łóżko, podeszłam do niej o zrobiłam dokładnie to samo.

- Chętnie. Co cię interesuje?

- Najlepiej opowiedz mi wszystko od początku. Miałam miliony relacji Lissy i Christiana, ale nie wiem nic bezpośrednio od ciebie. - patrzyła na mnie tymi swoimi cudownymi szarymi oczyma.

- Z Alex przyjaźnie się od przedszkola. Słyszałaś jak się poznałyśmy? - kiwnęła potakująco głową, więc szlam dalej - Po śmierci ymm... rodziców zamieszkałam u cioci. Nie chciałam wyjeżdżać, bardzo tęskniłam za Alex. Pierwszego dnia szkoły na szczęście poznałam Borysa i Juliet dzieki czemu jakoś się zadomowiłam. Później zapoznałam ich z Alex i jak już pewnie wiesz Alex jest mate Borysa. Moim ulubionym miejscem był pobliski las. Codziennie siedziałam tam godzinami. Byłam dość samotna, ale miałam przyjaciół. Brakowało mi rodziców. Kiedy was poznałam poczułam jakby jakiś fragment układanki wpasował się w odpowiednie miejsce.- uśmiechnęłam się lekko, po czym spojrzałam na swoje ręce. Rzadko komuś się zwierzałam. Nie sądziłam, że tak otwarcie będę rozmawiała z mamą.

- Och kochanie... Tak mi przykro, że musiałaś przez to przejść. Chciałabym żeby było inaczej, lecz twój ojciec nie dał by rady z przeciwnikiem.

- Mogę cie o coś spytać?

- Jasne. - cały czas emanowała ciepłem.

- Jak przebiega przemiana? Jest bardzo bolesna?

- Niestety. Wszystkie kości po kolei się łamią. Jest to niewyobrażalny ból, lecz po tym jest już przyjemność. Tylko raz i już więcej tego nie poczujesz. - obiecała mi.

- Pomożesz mi przy tym? - spytałam z nadzieją.

- Oczywiście. A jak by inaczej? - przymrużyła oczy i przyglądała mi się. - Jesteś taka piękna. Jestem ciekawa jakiego będziesz miała przeznaczonego. - mrugnęła do mnie. Ja się zarumieniłam i rzuciłam w nią poduszką. Zaczęłyśmy się głośno śmiać.

- No dobrze to zapoznaj się z pokojem i zejdź na kolację. Zapewne jesteś głodna.

- A będzie gulasz? - spytałam z nadzieją. Mama się zaśmiała.

- Lissa mnie uprzedzała, że masz sentyment do gulaszu, ale nie wiedziałam że aż taki.- Nadal się śmiała i wyszła z mojego nowego pokoju.
Podziwiałam jeszcze chwile, po czym poszłam do mojej prywatnej łazienki i zaczęłam przegrzebywać szafki. Znalazłam pełno pomadek, błyszczyków, gumek, szczotek i czego dusza zapragnie. Postanowiłam się odświeżyć. Wykąpałam się, umyłam głowę. Wytarta założyłam czarne rurki jak to już miałam w zwyczaju, jakąś losową bluzę i wysuszyłam włosy. Wtarłam w nie olejek, ponieważ mam obsesje na punkcie elektryzowania i muszą być na maxa nawilżone. Z natury moje włosy są bardzo proste, wiec nie muszę się długo z nimi bawić. Nie męczyłam się długo z podkładem, nałożyłam tylko krem na twarz, pociągnęłam lekko rzęsy i nawilżyłam usta błyszczykiem. Chciałam zejść do kuchni, lecz oczywiście za nic w świecie nie wiedziałam jak tam dojść. Już powoli się poddawałam, wychodziłam właśnie zza rogu, kiedy oczywiście z moim szczęściem na kogoś wpadłam. Obie upadłyśmy na ziemie.

- Strasznie cię przepraszam. Niedawno przyjechałam i już się zgubiłam. Nie chciałam cię przewrócić - powiedziałam prędko, po czym wstałam i wyciągnęłam do niej rękę.

- No coś ty. To także moja wina. Jestem Nadia Wiresto a ty?

- Katherine Wiresto. Miło mi. - uśmiechnęłam się szczerze.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i rozdziawiła buzie w szoku.

- Tyy... jesteś córką alfy?  - spytała niedowierzając.

- Ym z tego co mi wiadomo to tak. - uśmiechnęłam się do niej.

- Wychodzi na to, że jesteśmy kuzynkami! - zaczęła piszczeć i rzuciła mi się na szyje. Zaśmiałam się. - Oprowadzić cię po posiadłości?

- Jasne. Dziękuje ci bardzo, już się tu zgubiłam. Z nieba mi spadłaś - zaśmiałam się - Jednak pierw muszę iść na kolację.

- Oo tak się składa, że też zmierzam w tym kierunku.

Malinowy księżyc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz