霧
O jutrzence mgła na rozległych łąkach przypomina gęstą zawiesinę, nasyconą chłodem oraz czymś eterycznym, stałym, a jednak ulotnym w swej niezwykłej formie. Otula puchem najbliższe otoczenie i w pewien sposób osadza się na nim, tworząc przepiękny efekt, który jest najlepiej widoczny z oddali. Wówczas można objąć spojrzeniem względną całość i nacieszyć się zdumiewającym obrazem, pogrążonej w letargu, przyrody.
Mglista pieszczota jest wyjątkowa, ponieważ, nawet gdy parny poranek zniweluje jej byt swą ciepłotą, przytula się ona do flory i przemienia w subtelną rosę. Staje się w pełni materialna, namacalna.
Nostalgia jest wszechobecna, bezkresna. Uśpiona przestrzeń wprawia w zadumę. Korony dostojnych drzew niekiedy poruszają się wraz z podmuchami mroźnego wiatru, jednak ich ruchy są nader leniwe.
Białe obłoki, przylegające do ziemi, są ostoją spokoju. W nich można zgubić wszelkie problemy. Możliwe, iż bezpowrotnie.
Puch sprawia wrażenie unoszącego się w powietrzu pyłu, który namiętnie chłonie poranne promienie wschodzącego Słońca. Odbija je, rozświetla, niczym wczesny śnieg.
Biała łąka zaprasza zbłąkanych śmiałków. Nieopodal rozciąga się las. Słychać w nim szepty.
Hoseoka zaczęło boleć w środku, gdy miał 8 lat.
Jego niewinne serce zbyt szybko doświadczyło przemocy, a dusza potykała się coraz częściej o przeszkody, których jeszcze nie potrafił zrozumieć młodziutkim umysłem, ani zobaczyć błyszczącymi, naiwnymi oczkami.
Świtało, kiedy chłopczyk wbiegł chłodne chmurki, pragnąc znaleźć odpowiedzi i choć na chwilę ukoić ból.
Po drodze ściągnął trampki, bo chciał poczuć rosę na nagiej skórze. Uśmiechnął się, trącając stopami mokrą trawę. Doznanie było nieopisane.
Odchylił głowę i opuścił powieki.
Miał rumiane policzki, jak dojrzewające czereśnie. Delikatna buzia malowała rozluźnienie, rozmarzenie. Zlizał lekką wilgoć z brzoskwiniowych ust. Popadł w beztroskę.
Kilka pojedynczych liści oderwało się od gałęzi i kolistymi ruchami zaczęły opadać. Chłopiec szybkim ruchem złapał jeden z nich i zaśmiał się. Listek w jego dłoni zrobił się momentalnie cieplejszy. Schował go do kieszeni swoich krótkich spodenek i pobiegł dalej.
Biegł, przeskakiwał korzenie, omijał cierniste krzaki leśnych jeżyn. Niefortunnie zahaczył się o kilka z nich, co poskutkowało lekkim zranieniem się w okolicach łydek.
"chcę, abyś był szczęśliwy"
Chłopiec zatrzymał się, nasłuchując źródła pieszczotliwego głosu, aż w końcu dostrzegł, pomiędzy starymi wierzbami, wejście na niewielką polankę usłaną kolorowymi kwiatami.
"chodź, nie bój się"
Był urzeczony- urokliwość niecodziennego ogrodu przyprawiła go o niekrytą fascynację. Wszedł nieśmiało na magiczny teren, kładąc ostrożnie mokre stopy na wilgotnej trawie. Wszystko lśniło, błyszczało, było pokryte zaczarowaną łuną. Śliczna lilia zakwitła mu przed oczami.
"śmiało, zerwij,
ona zakwitła dla ciebie"Chłopiec kucnął i zerwał kwiat, po czym obiema łapkami uniósł i schował nos pomiędzy płatkami. Jego okrągłe policzki były upojone krwistą czerwienią. Spotkało go coś niezwykłego.
🍒
Przyszłam z czymś subtelnym, delikatnym, ale myślę, że też czarującym c:.
Nie przewiduję długich rozdziałów, więc chyba będzie się to lepiej czytało!
YOU ARE READING
lilie
Fanfictiongdzie chłodna woda szumi wśród gałęzi i krzewy róż okryły gęsto ziemię kwiatami, a z rozkołysanych liści spływa słodki sen ✧・゚: *✧・゚:* sope; fluff, krótkie rozdziały