róża

35 14 7
                                    

ローズ



Gwiazdy nie potrafią samoistnie błyszczeć na czarnym niebie, ale czy to jednocześnie oznacza, że nie posiadają takiej umiejętności tutaj, na Ziemi? 

Wystarczy się uważnie rozejrzeć i wsłuchiwać w szepty niesłyszalne dla całej ludzkości. Wyciszyć zmysły i podporządkować tej jedynej istocie, która może przynieść zbawienie od codziennych trosk, brutalnych bądź też nie. 

Wraz z każdym otarciem się o pobliskie drzewa, długie bukiety wiszących gałęzi i zagajniki usiane różnymi gatunkami krzewów owocowych, Hoseok plądrował okolicę wnikliwym wzrokiem z mocno bijącym sercem i moczył swoją koszulkę pozostałościami po rosy z okresu nocy. Ale to ani trochę nie przykuwało jego zaciekawienia, bowiem jeden z najbardziej cudownych dźwięków docierał do jego uszu i był mu coraz bliższy.

Zdawało się, iż poszczególne elementy natury nasyciły się emocjami, ponieważ gdy stąpał po suchych gałęziach, te przyprawiały go o nieopisane doznania. 

- Yoongi, gdzie jesteś? - dopytywał.

Wnętrze Hobiego uradowało się, co było doświadczeniem nadzwyczaj rzadkim w kontekście jego życia rodzinnego. Walczył o każdą chwilę ze swoim najdroższym leśnym towarzyszem. 

Przystanął niespodziewanie w reakcji na podciągniecie nosem, które świadczyło o cichym szlochaniu. Przełknął gęstą ślinę i zadrżał na niemalże calutkim ciele, bo zrozumiał, że dzieliły ich już tylko metry, choć go nie mógł dostrzec. Coś mu to mówiło, jakieś wewnętrzne głosy dawały do zrozumienia o ich realnej bliskości. 

- Yoongi... - szepnął czule, czując pieczenie oczu oraz policzków.  

Instynktownie przebiegł jeszcze dwa metry, gdy oczom ukazał mu się widok zdumiewający, magiczny i porażająco upojny. 

Pierwszy raz w swym stosunkowo krótkim życiu zobaczył coś tak pięknego. 

Znana mu była brzydota. 

Powszechna ciemność zastąpiona seraficznym blaskiem odmieniła jego postrzeganie. 

Mięsień tłoczący krew ciążył mu na klatce piersiowej jak kamień, bujał się, uderzał, rozsadzał każdą komórkę jego zszokowanego i oczarowanego zarazem organizmu. 

Z nieba spadła na nich płachta cudu, a jasna istota przyodziana we wszelkie świadectwa podważające prawidłowości rządzące wszechświatem, rozłożyła szeroko palce przesycone blaskiem srebrnego księżyca oraz o aparycji pąków lilii wodnych, a następnie wydała z siebie ciche westchnienie zaskoczenia i niewątpliwie wzruszenia. Przerażona swoją jawną formą materialną, nabierała nosem oraz blado-różanymi wargami hausty mroźnego powietrza, odznaczając się wyjątkowym onieśmieleniem. Oczy, z początku nieporadne jako u spłoszonego zwierzęcia, stopniowo zaczęły odnajdywać oznaki stabilności swej świadomości. Dionizyjskie rzęsy co raz przykrywały ciemne tęczówki zawierające w sobie wszystko, co było znane Hoseokowi tylko z książek. 

Zawierały Drogę Mleczną i przeczyły karykaturalnemu losowi Junga.

Rzuciły na niego urok obezwładniający rdzeń jaźni.

lilieWhere stories live. Discover now