- O Boże - jęknęłam cicho jak spojrzałam przed siebie; lało. Przez moment, kiedy wyszłam spod dachu, sprawił, iż byłam całkowicie przemoknięta. Już nie wspominając o książkach i teczkach. Zajebiście kurwa. - Wiesz, myślę, że mo-
- Wcale nie. - Louis powiedział prosto, wchodząc mi w słowo i zaskakując jak zachichotał. Żadne z nas nie miało parasolki, jego samochód był po drugiej stronie budynku, a on się śmiał? Serio? - Chodź tu. - odparł, odpinając swoją kurtkę. Otworzyłam szeroko oczy, wiedząc doskonale, co zamierza zrobić.
- Oh, nie, wolałabym-
- Niezbyt dobry moment na trzymanie swojej dumy, Lorena - znowu mi przerwał, a tym razem zmarszczyłam na niego brwi.
- O czym ty do cholery mówisz?
Louis westchnął i pociągnął lewą stronę swojej kurtki.
- Po prostu to przełknij i chodź tu.
Zamrugałam kilka razy, i byłam nieco zaskoczona tym, że stałam przed nim dwie sekundy później, gdyż nogi same mnie poniosły w jego stronę. Staliśmy tak przez chwilę w ciszy, zanim usłyszałam ponownie jego westchnięcie - jakby niechętne - i objął mnie ramieniem, z jedną częścią swojej kurtki nad moją głową.
- Chodź - wykonałam jego instrukcje, chcąc dostać się do samochodu i domu bardziej niż mogłabym to pokazać. Przycisnęłam książki do swojej klatki piersiowej, widząc na nich krople deszczu, ale nie na mnie. Zgadywałam, że Louis dobrze robił, to co teraz robił.
Przez cały czas patrzyłam w dół, woląc nie zamoczyć włosów, znajdujących się na mojej twarzy. Zostałam tak wpatrując się w swoje stopy, zauważając, że jego buty nadal były o sześć rozmiarów większe od moich. I nadal nosił czerwone Conversy. Nadal chował sznurowadła, nie chcąc ich wiązać. Nadal nie zakładał skarpetek. Nadal nosił rurki, z wyjątkiem pierwszego dnia pracy. Rozsądne ciuchy, w ogóle się nie zmienił. Dowiedziałam się, że nadal był tym samym chłopakiem, którego znałam na studniach; przynajmniej tak myślałam. I to było jakby trochę smutne.
- Wszystko dobrze? - nonszalancko spojrzałam na niego, wyłapując jego przelotne spojrzenie, zanim przeniósł swój wzrok przed siebie. Nawet jego włosy były tak bardzo chaotyczne jak kiedyś; zastanawiałam się, czy nadal próbował zaimponować tak jak w pierwszy dzień. Nadal był tym samym chłopakiem. - Lorena? - kiedy odwrócił swoją głowę w lewą stronę, by na mnie spojrzeć, zamrugałam kilka razy, zapominając, o co mnie wcześniej pytał.
- Um... - wymamrotałam, trochę się gubiąc w jego rozszerzonych tęczówkach. Zapomniałam jak fajny był ich niebieski odcień. - Yeah, yeah.
- Okay - mruknął, trochę niepewnie jak się zatrzymaliśmy. W końcu odkleiłam od niego swoje oczy i uniosłam brwi ku górze, kiedy zauważyłam dobrze wyglądającego, czerwonego Forda, któremu odblokował drzwi. Nadal ten sam gust odnośnie samochodów... ale przypuszczałam, iż to się nigdy u facetów nie zmieniało. - Wsiadasz, czy nie? - zanim skończył zdanie, weszłam do środka i usiadłam na siedzeniu. Rozejrzałam się jak Louis zatrzasnął drzwi i obszedł pojazd, by zająć miejsce kierowcy.
Dwa odświeżacze powietrza wisiały na przednim lusterku, kilka płyt i dwa czasopisma pod tablicą rozdzielczą, mapa i iPad na niej. Bardzo zorganizowany samochód, rzeczywiście.
- Wiem, że to nie jest wiele. - powiedział Louis, wzdychając jak usiadł - Prawdopodobnie mniej niż twój przyszły mąż jeździ.
Wywróciłam oczami; znowu zaczyna.
- Serio, czym on jeździ?
Przełknęłam ślinę, decydując się na nie wszczynanie kłótni.
- Tym samym samochodem, co ja.
CZYTASZ
You Again? ~ tłumaczenie (sequel DC) // L.T.
FanfictionJakie są szanse na to, że spotkasz swojego byłego chłopaka po dwóch latach? Nie takie małe, jak widać. Ale co jeśli będziesz musiała dzielić z nim swoje miejsce pracy?