Rozdział 1

528 59 104
                                    


Śnić po przebudzeniu


Nieprzyjemny dla ludzkiego ucha dźwięk budzika, który wtedy przypominał bardziej stado natrętnych, piszczących myszy, wybudził Clive'a ze snu. Chłopak wyciągnął rękę w kierunku telefonu, chwytając go nieporadnie i przyciągając do siebie. Leniwie przekręcił głowę na bok, by spojrzeć na świecący ekran. Wpatrywał się w niego dłuższą chwilę, zupełnie tak, jakby zapomniał, czym jest dziwne urządzenie trzymane w dłoni, aż wreszcie przesunął palcem po ekranie. Znów nastała błoga cisza.

Clive, siedząc na krześle, dosunął je do starego stołu, na jakim częściowo leżał. Ponownie schował twarz we własnych ramionach i zamknął zmęczone powieki. Wyczuwając pod palcami materiał grubego koca, naciągnął go na siebie mocniej, decydując się pospać odrobinę dłużej.

Poranne powietrze było zimne i orzeźwiające, w pewien sposób bardzo nostalgiczne. Wpadało do szklarni przez uchylone w dachu okno, tworząc iluzję świata, w którym czas stanął w miejscu. Świata, gdzie wszystko zastygło pod grubą warstwą śniegu, lodu i szronu jedynie po to, aby Clive mógł spać już wiecznie.

Niestety, to nie był ten sam świat i nieważne, jak bardzo chciałby znów ją zobaczyć, teraz to było niemożliwe. Wszystko przemija, łącznie z jej historią.

Chłopak westchnął ociężale i otworzył oczy. Czuł się wykończony i chciał wrócić do łóżka, jednak nadal miał tu coś do zrobienia. Teraz, gdy przypomniał sobie o pierwszym spotkaniu z królem, nie mógł już zasnąć. Wspomnienia wracały jedno po drugim, opowiadając historię Starego Świata, jakiej nikt nie powinien pamiętać... bo pamiętać mogły jedynie demony. Demony, które były w to zamieszane już od samego początku.

Chłopak zbliżył zmarznięte dłonie do palnika, na którym przez całą noc podgrzewał szklaną kolbę i trwał tak przez chwilę, przyglądając się oleistej cieczy w złotym kolorze. Wszystko wskazywało na to, że eksperyment się udał, jednak aby ostatecznie to potwierdzić, trzeba było sprawdzić efekty w praktyce. Zdjął naczynie z ognia i zamieszał zawartością, uśmiechając się na widok małych iskierek tańczących w jej wnętrzu.

— Jarz się mocno, o Słońce Bluźnierczej Wiedźmy — szepnął, wkładając w te parę słów namiętność i przekonanie.

W tej jednej chwili cała ciecz zalśniła magią tak silną, że ogrzała chłopaka od wewnątrz przez sam fakt, iż trzymał ją w pobliżu. Szklana kolba zadrżała i Clive, nie zwlekając ani chwili dłużej, przesunął na krawędź stołu wszystkie niepotrzebne rzeczy, by chwycić doniczkę. Upuścił do niej złotą kroplę oleistej substancji. Lśniąc w locie, rzeczywiście przypominała jarzące się słońce, a kiedy dotknęła ziemi, zaczęły się dziać rzeczy niezwykłe. Suche liście na powrót stały się zielone i łodyga, na której zakwitły białe kwiaty, uniosła się ku górze.

Clive nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zerwał się z krzesła podekscytowany, chcąc krzyknąć z radości, ale wtedy storczyk znów zwiędnął. Zwinął się i zmienił się w pył, nie pozostawiając za sobą nic poza doniczką z wyjałowioną ziemią. Chłopak opadł bezsilnie na krzesło, a cała radość opuściła jego ciało tak samo szybko, jak się pojawiła.

— Nadal wiele mi do niej brakuje... — wymamrotał niezadowolony, sięgając po kolbę z płynem, jednak zanim zdążył ją złapać, ta pękła, a złoty płyn przepadł, wsiąkając między sęki starego stołu. Clive westchnął, uśmiechając się przy tym pogardliwie w stosunku do samego siebie.

— Jej magia była o wiele bardziej posłuszna i niezawodna. Dla niej wystarczyła kropla, żeby ożywić cały sad... A mi nie wystarczyła fiolka, by przywrócić jeden kwiatek.

Pozszywane WężeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz