Fragment stłuczonego szkła
W przeciwieństwie do pogody za oknem, gdzie szalał zimny, jesienny wiatr, w sali matematycznej było całkiem przyjemnie. Leo ziewnął szeroko, rozsiadł się wygodniej na krześle i raz jeszcze zerknął na zegar, upewniając się, iż czas na zajęciach płynie wciąż tak samo wolno, jak trzydzieści sekund temu. Już dawno przestał śledzić równania, które pojawiały się na tablicy tak samo szybko, jak później znikały, gdy zastępowano je kolejnymi. Spojrzał na Clive'a, a ten od razu przerwał dotychczasowe notowanie w zeszycie i odwrócił się w jego stronę z uśmiechem na ustach. Zupełnie tak, jakby podświadomie wyczuwał, kiedy ktoś zwraca na niego zbyt dużą uwagę. Leo odwrócił wzrok i wrócił do patrzenia w podręcznik. W dłoni nieświadomie obracał długopis, próbując przy tym zdecydować, kiedy będzie odpowiedni moment, aby porozmawiać z człowiekiem, którego zwykł nazywać swoim przyjacielem.
Clive niedawno mówił, że wspomnienia mogą wracać do ludzi w najróżniejszych postaciach i całkiem możliwe, że u każdego dzieje się to inaczej. Leo czuł, że w jego przypadku próbują dać o sobie znać poprzez sztukę. Podświadomie wiedział, co powinien tworzyć, więc zaczął malować obrazy miejsc, w których nigdy jeszcze nie był. Zajmował się portretami, pejzażami i szkicował przedmioty, ale z samych wizerunków nie był w stanie nic wywnioskować. Całość nabierała sensu dopiero wtedy, gdy Clive opowiadał mu jedną ze swoich historii, wspominając przy tym życie na zamku w Tozoren.
Zdarzało się, że nocą miewał koszmary, ale jego umysł podświadomie wypierał wszystkie nowe rzeczy i po przebudzeniu nie pamiętał nawet, co było powodem takiego roztrzęsienia. Za każdym razem, gdy miało to miejsce, kolejne godziny spędzał wpatrzony w odblokowany ekran telefonu, zastanawiając się, czy to, co właśnie się z nim dzieje, jest normalne. Chciał zadzwonić do Clive'a, wypytać o wszystko, na co tylko by mu pozwolił, ale tego nie zrobił. Choć wiele razy nacisnął zieloną słuchawkę, to jeszcze nim pojawiał się pierwszy sygnał, przypominał sobie o jego słowach i odkładał telefon.
Do wszystkiego musiał dojść sam, inaczej mógłby coś źle zrozumieć i wyciągnąć pochopne wnioski. Mimo że w normalnych okolicznościach nie wziąłby czegoś takiego na poważnie, to teraz, kiedy przeżywał trudny okres, był w stanie uwierzyć we wszystko, jeśli tylko powiedział to Clive. To zaufanie budowali między sobą przez wiele lat i miał pewność, że coś tak błahego, jak kilka wspomnień z poprzedniego życia nie jest w stanie tego zniszczyć.
Teraz gdy wreszcie coś zrozumiał, nie mógł dłużej dusić tego w sobie. Nadeszła odpowiednia pora, aby szczerze pomówić o przeszłości, jaką zobaczył niedawno we śnie. We śnie, który po raz pierwszy nie był koszmarem i który udało mu się szczegółowo zapamiętać.
Z jakiegoś powodu, kiedy rano wstał z łóżka, wiedział, że to, co zobaczył tej nocy, jest jego wspomnieniem. Nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale był przekonany, iż setki, a może nawet tysiące lat temu, to wszystko wydarzyło się naprawdę.
Pamiętał swoją codzienną podróż po zamku. Czuł zimno bijące od kamiennych ścian, kiedy przechadzał się wąskim korytarzem. Ludzie, których spotykał, schodzili mu z drogi i kłaniali się nisko, jak gdyby był kimś niezwykle ważnym. Nie powinno być w tym nic dziwnego, ponieważ skoro otrzymał moc Węża od króla Laisreana, musiał być jednym z Emisariuszy, a tym samym spadkobiercą któregoś z siedmiu królestw... Jednak Leo czuł, że w spojrzeniach tych wszystkich ludzi jest coś więcej. Coś, czym są w stanie obdarować jedynie kogoś, kto żyje pośród nich znacznie dłużej niż nowo przybyli goście honorowi.
Kiedy wyszedł na zewnątrz, spotkał młodego kamerdynera, który z uśmiechem na ustach podał mu pomocną dłoń i pomógł zejść po drewnianych schodach. Sprawiał wrażenie niezwykle sympatycznego i dojrzałego człowieka, z którym miło się rozmawiało. Odprowadził go aż na plac, gdzie z oddali dostrzegli Edwina — dowódcę zamkowej straży i starego przyjaciela Laisreana.
CZYTASZ
Pozszywane Węże
FantasyWystarczył jeden impuls, by pozbyć się wiecznego smutku, tworząc wieczne piękno... Nie wystarczyła za to cała wieczność, by pozbyć się poczucia winy. Tak oto, chcąc zabić jednego, powołano piętnastu. I każdy z nich był wężem, który odrzucił zniszcz...