Rozdział 4

274 42 75
                                    


Nostalgia chłodnego poranku


 Amanda z uśmiechem spojrzała na zegarek w kuchni i wyłożyła na talerz kilka świeżych tostów. Odczekała parę sekund, by chwila, w której porcelana zetknie się ze stołem, była tą samą chwilą, w której domknięte zostaną drzwi na piętrze. Gdy wszystko potoczyło się według jej przewidywań, wróciła do gotującej się wody. Nucąc pod nosem melodię ze swojej ulubionej telenoweli, chwyciła za czajnik i zalała herbatę w kolorowym kubku Clive'a, po czym uważnie nasłuchiwała kroków syna na drewnianych stopniach. W rytm pierwszych dwóch uderzeń nasypała dwie łyżeczki cukru, całość wymieszała ze spokojem i postawiła kubek tuż obok talerza w momencie, w którym chłopak wszedł do pomieszczenia.

— Dzień dobry — powiedział, siadając na swoim stałym miejscu. Ziewnął, przetarł zaspane oczy i objął kubek, z radością pozwalając, by ciepło ogrzało jego dłonie. — Dzisiaj w szkole będzie wystawa klubu artystycznego, więc zostanę dłużej, żeby zobaczyć pracę Leo. Nie odezwał się przez cały weekend, czyli to musi być coś niesamowitego, skoro aż tak go pochłonęło.

— Powinien bardziej skupić się na nauce, a nie na czymś takim — mruknęła Amanda, polerując sztućce przy zlewie. — Jakby trochę się postarał, z pewnością podciągnąłby swoją średnią. Wystarczyłaby mu godzina dziennie na powtarzanie materiału, a jego rodzice od razu zauważyliby poprawę.

— Wszystkie prace Leo są niesamowite, kochanie. Sama widziałaś — upomniał ją Henry, biorąc łyk czarnej kawy bez cukru. — Takie rzeczy pochłaniają mnóstwo wolnego czasu, a w jego wieku powinien myśleć też o odpoczynku. Gdyby tylko mógł, z pewnością znalazłby chwilę na powtórzenie materiału przed zajęciami.

— Właśnie. To wcale nie tak, że Leo się nie uczy — dodał Clive, uśmiechając się ukradkiem do ojca, który stanął w obronie jego przyjaciela. — Po prostu ma inne sprawy na głowie.

— Które wcale nie są mniej ważne niż nauka. To, kochanie, nazywa się rozwój osobisty. Pomaga w życiu dorosłym i umacnia pewność siebie.

Amanda westchnęła i rozłożyła bezradnie ręce. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na jej usta, gdy została zalana gradem argumentów przez tę dwójkę. Czując, że nic już więcej nie zdziała, odwróciła się do nich plecami i na przeciwległym blacie zaczęła pakować drugie śniadania. Postanowiła im nie przeszkadzać, wiedząc, że tak naprawdę poranek jest jednym z nielicznych momentów, w których Clive ma okazję spędzić trochę czasu ze swoim ojcem. Później obowiązki skutecznie im to uniemożliwiają, dlatego milczała.

Henry rozmawiał z chłopakiem głównie o szkole. W przeciwieństwie do Amandy nie interesował się jedynie ocenami i przyszłymi sprawdzianami, a wypytywał także o jego znajomych, ich plany na przyszłość oraz problemy, z którymi muszą się mierzyć. Dzięki temu był w stanie wyczytać ze słów syna to, czego nie chciał on im powiedzieć lub o czym nie miał odwagi mówić, a Clive wyraźnie czerpał radość z każdej takiej rozmowy.

Amanda również była wdzięczna mężowi za poranki, w które poświęcał czas na dojazd do pracy, by posiedzieć pięć minut dłużej przy stole. Jego wymiana zdań z synem pomagały kobiecie lepiej zrozumieć własne dziecko. Powstrzymywało ją to przed popełnianiem błędów, które każda matka obawiała się popełniać. Nie chciała być dla Clive'a tylko surowym rodzicem, z jakim nie można wygrać. Jeszcze przed jego narodzinami obiecała sobie, że zrobi wszystko, by dostrzegał w niej człowieka. I gdyby nie Henry, nigdy by się to nie udało. Utrzymywał na wodzy zarówno ją, jak i jej przesadnie wygórowane ambicje względem chłopaka. Sprawiał, że nadal mogła z dumą nazywać siebie matką.

Pozszywane WężeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz