VI

21 4 1
                                    

Kolejny dzień, kolejne lekcje, kolejne spotkania. Od dłuższego czasu sprawa zastygała, beztroskie snapowanie, pisanie sms i spotkań w szkole przerwał konkurs recytatorski. Adam powiedział, że wyrecytuje jeden z wierszy Wisławy Szymborskiej, jest to autorka bliska jego sercu i świetnie odnajduje się w jej dziełach. Natomiast ja, pomimo namów ze strony Ewy, nie gotowa do przedstawienia swoich własnych utworów, postanowiłam zaprezentować znany wiersz " Bez ciebie" Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Właściwie nie wiem czemu wybrałam ten poemat, po prostu go pamiętałam, nie wiem skąd, gdy usłyszałam o konkursie literackim od razuo nim pomyślałam, postanowiłam iść tym tropem.

Nigdy nie miałam się za nikogo specjalnego, ot tak prosta dziewczyna. Na ogół smutna i przygnębiona. Jednak od niedawna wiele się zmieniło, nowi przyjaciele pokazali mi że nie warto zbytnio przejmować się sobą. Czasem jedynym wyjściem jest po prostu żyć dalej. Adam w przeciwieństwie do moich starych znajomych umiał mnie zmotywować. Weronika zawsze szła ze mną ramie w ramie, a Ewa... Ewa to Ewa tyle wystarczy.  Przygotowania trwały kilka dni, albowiem cała nasza klasy żyła tym wydarzeniem, chodź to określenie nie jest trafne ze względu na to że nic się nie działo, wszyscy jakby umarli, na ogół rozchichotana i energiczna klasa skupiła się na konkursie, a Ci którzy nie występowali pomagali w organizacji. Posmutniałam przez ten czas, jednak sądzę że ten czas dobrze mi zrobił. Musiałam wiele przemyśleć. Można zatem powiedzieć, że klasa zamarła.

Nadszedł dzień konkursu, byłam ubrana na galowo by podkreślić nastrój wiersza. Pojawiały się jednak także stroje niecodzienne, ludzie chcieli pokazać swoją wizję artystyczną. Była Pani z Paryża, taksówkarz z Nowego Yorku, a i jestem prawie pewna, że widziałam klauna. Adam także ubrał się na galowo, z jedną różnicą. PRZEFARBOWAŁ SIĘ.

- Aaaadam ! Stresujesz się ?- spytałam

- A wiesz jak jest, niby tak, ale jednak to tylko komisja z nauczycieli.

- Masz rację . - zaśmiałam się po cichu.- Co zrobiłeś z włosami ?

- hmm... trochę farby i od razu inaczej, prawda ?

- Takk do twarzy ci. - skłamałam, uważałam że jego blond włosy to piękne zjawisko paranormalne. Były piękne, lekkie, gładkie, niejedna dziewczyna chciała by mieć takie włosy, a on je przefarbował.

- Żartuję przecież, ta farba szybko się zmywa.

- Ufff.

- Teraz moja kolej, trzymaj kciuki, a ja będę trzymać za ciebie.

- Powodzenia !!! - wykrzyczałam z dużym uśmiechem na twarzy.

Wiersz Adama był niepowtarzalny, łatwość z jaką przychodziło mu wymawiać te wszystkie słowa, nie było widać po nim stresu. Komisja z resztą doceniła to gromkimi brawami. Byłam zaczarowana tym co stworzył na scenie. Jednak po jego występie przyszła pora na mnie. Przytuliłam Adama i mu pogratulowałam, jednak musiałam już wejść na scenie.

W przeciwieństwie do niego, mnie zjadał stres. Oblałam się zimnym potem, ręce zaczęły mi się trząść i przerażał mnie widok komisji. Stanęłam na środku, wzięłam mikrofon, przedstawiłam się i gdy miałam zacząć, stanęłam jak słup soli, nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nauczyciele patrzyli się na mnie, ja na nich, oni na mnie, ja na nich, oni na mnie, ja na nich, oni na mnie. Myślałam, że się popłaczę. Próbowałam przełknąć ślinę, prawie się nią udusiłam. Podczas tych kilkudziesięciu sekund rozgrywał się prawdziwy horror, wojna pomiędzy mną, a mną. Popatrzyłam zrezygnowana na wyście, stał tam Adam.  Uśmiechał się do mnie, przypomniałam sobie jego słowa " To tylko konkurs i nauczyciele". Spojrzałam ponownie na zasiadających przede mną ludzi. Tym razem nie czułam stresu. Starałam się, ale jednocześnie było mi to obojętne co wydarzy się po konkursie, liczyło się tylko tu i teraz. Zaczęłam opowiadać, przestałam widzieć komisję, ludzi salę. Świat stał się biały i czułam ciepło, dobrze znane mi słowa "bez ciebie" przepływały przeze mnie, nie recytowałam już wiersza, on sam się wydostawał z mojego serca. Wypływał niczym górski strumień. Zeszłam ze sceny odmieniona, stres i gniew zniknął, pozostało tylko wspaniałe uczucie.

- Boże Zuza...- Nie dokończył Adam.

Przytuliłam się do niego, haha przytuliłam, powiesiłam się na nim. Spojrzałam w oczy i przytuliłam ponownie.

- Przyrzeknij, że nigdy mnie nie porzucisz.

- Nie mógł bym. - odpowiedział.

Poczuła coś nowego, na nikim mi tak jeszcze nie zależało.

- Do jutra ma nie być ten okropnej farby.

- hahah oczywiście moja pani. - odpowiedział żartobliwie.

Ponownie popatrzyłam się w jego oczy. Widziałam w nich wszechświat. Świeciły się jak gwiazdy. Adamowi zaczął wibrować telefon, była to Ewa chciała zaprosić nas na pizze i uczcić to jak nam poszło. Adam odmówił, nie wiedziałam dlaczego zawsze chętnie spędzał czas z Ewą.

- Dzisiaj tylko my możemy świętować.

Nic nie odpowiedziałam, nie czułam potrzeby. Konkurs odbywał się już po lekcjach więc mogliśmy iść gdzie chcemy, poszliśmy zatem do Adama, nikogo nie było w domu. Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy film. Oparłam się o niego i tak spędziliśmy wieczór, było niesamowicie. Po filmie długo siedzieliśmy i rozmawialiśmy, nie czułam już stresu rozmawiając z nim, był kimś komu mogłam ufać. 

Wieczór mijał szybko, nie zauważyłam, że była już tak późna godzina.

- Muszę wracać do domu.

- Co ? Dlaczego tak wcześnie?- spytał zaskoczony

- Jest już 1 w nocy idioto - zaczęłam się śmiać.

- O Jezus masz rację. Czekaj pójdę z tobą .

Minęło kilkanaście minut. Byliśmy przed moim domem. Uściskałam na pożegnanie Adama i udałam się w kierunku drzwi. Usłyszałam pisk opon. Odruchowo odwróciłam się w kierunku ulicy... Widziałam światła samochodu, posturę mężczyzny i jego. Był nieprzytomny, wokół było mnóstwo krwi.

Dotarło do mnie tylko głośne "DZWOŃ NA POGOTOWIE".

DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz