Wracałam do domu z głową w chmurach, podczas jazdy autobusem Francis opowiadał mi różne historie, z początku sceptycznie do nich podchodziłam jednak doszłam do wniosku, że co mi szkodzi, nic się przecież nie stanie jeśli na chwilę zapomnę o świecie i posłucham kogoś kogo przecież wcale nie znam. Chodź to Fran inicjował rozmowę, szybko się do niego przekonałam i zaczęłam mu opowiadać wszystko co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, dzięki temu poczułam niewątpliwe katharsis. Można by powiedzieć, że bez sensu zwierzać się komuś kogo wcale nie znam, ale to właśnie w tym był największy sens i plus, dzięki temu wiedziałam że nie zobaczę go nazajutrz, a jego twarz nie będzie mi przypominała o wszystkich smutnych, żałosnych i złych rzeczach, które zrobiłam, czułam się bardzo swobodnie i słowa łatwo przychodziły mi na usta. Dowiedziałam się także że sam Francis jest starszy ode mnie o 8 lat i chodź na tyle nie wyglądał trzeba przyznać, pasowało to do jego charakteru. Dzięki tej rozmowie poczułam niesamowitą ulgę, trzeba przyznać, miał on nie tylko świetną gatkę ale i bardzo dobrze potrafił słuchać.
Rozstałam się z nim z myślą, że już go nie ujrzę, poczułam się lekko przy smucona, jednak doszłam do wniosku, że była to chwila, a żyjemy właśnie dla chwil jak te. Trafiłam do domu, a jedyne o czym marzyłam to dłuuuuga gorącaaa kompiellll. Włączyłam muzykę na maksymalną głośność, wygrzebałam jakieś stare świeczki z jeszcze starszej szafy. Wlałam płyn do kąpieli i rozpoczęłam podróż w rozkosz. Sielankę przerwał mi telefon od mamy, dalej była na wyjeździe, który jak się okazało przerodził się w delegację po krajach głównych odbiorców.
- Pozdrowienia z Tokio !
- Cześć...
- A co ty taka smutna, mów co się stało.
- Wiesz, sprawy się kompli... - w tym momencie mi przerwano.
- Słuchaj nie mam teraz czasu, praca mnie wzywa, ale na pewno wszystko się ułoży.
Po tym było słychać tylko głuchy dźwięk telefonu. Wydawałoby się, że to miła rzecz, ale równocześnie wprawił mnie w niesamowitą chandrę, nie wiedziałam już kompletnie co myśleć. Nie wiem, może doszukuje się problemu na siłę ? W końcu Adam nie jest na mnie zły, a u moich znajomych wszystko się układa, nie mogłam jednak pozbyć się dziwnego uczucia pustki w sercu.
Doszłam do wniosku, że sama się katuję. Dawno nie miałam czasu dla siebie, może urządzę sobie wieczór? Tylko co robić, od tygodni tyle się dzieje, że wszystkie moje dotychczasowe hobby stanęły do góry nogami. Książka ? Tylko jaka ? Kryminał? Może komedia ? hmmm nieee... Film ? Meh wszystkie już widziałam, mój ulubiony to Titanic, ale nie mam na niego ochoty. Pozostały tylko seriale, moja mama uwielbiała NETFLIX jednak ja nigdy nie byłam do tego przekonana, brakuje mi ciągle czasu więc długie i często wychodzące odcinki nie były w moim typie, jednak wieczór dopiero się zaczynał więc tym razem czasu mi nie brakowało. Przeglądając główną stronę spośród niewątpliwie ciekawych produkcji w tym Orange is the New Black czy 13 reasons why. Moją uwagę przyciągnęła jednak jeden serial the Rain, nie jest to nic popularnego jednak duński język szybko mnie zachwycił i zanim chwyciłam po pilota, zrobiłam sobie herbatę, wróciłam do stołu i rozpoczęłam maraton.
Serial szybko mnie w kręcił i zobaczyłam wszystkie odcinki za jednym zamachem, niesamowita historia o wirusie, który uwolniony zabija przez zwykły deszcz, rodzina zostaje rozbita, a dwójka rodzeństwa musi walczyć o przetrwanie w istnie pustym świecie. Treść jednak nie jest tak ważna jak przesłanie, które ona niesie, uzmysłowiło mi to, że moje życie jest kruche i nie chcę bym się rozbiło. Wreszcie coś mi się udaje i wreszcie mam do czego wracać gdy jestem przygnębiona.
Wczorajszy wieczór uwolnił niesamowite emocje i poczułam się oczyszczona, postanowiłam sobie, że muszę częściej sprawiać sobie taką przyjemność. Dzień rozpoczął się spokojnie, zdążyłam porozmawiać już z Weroniką, wyglądała na lekko przygnębioną, jednak nie chciałam być uporczywa. W tym momencie zobaczyłam Ewę, która była również lekko zmieszana. Szybko jednak udało mi się wpłynąć na nastrój przyjaciół i ich rozweselić. Tryskało ode mnie dobrą energią. Ten dzień zaczynaliśmy od godziny wychowawczej. Stało się na niej jednak coś niespodziewanego. Do sali zamiast pani Eli wszedł Francis. Tak to ten chłopak któremu zwierzałam się z problemów natury osobistej, najsmutniejszych momentów i tych żenujących, wręcz BARDZO żenujących. *przypał*
- Witam klaso od dzisiaj to ja przejmę obowiązki Pani Elizabeth.- powiedział z niesamowitą energią.
Jego energia jak i uśmiech szybko uciekła gdy tylko zobaczył mnie siedzącą z Weroniką w przedostatniej ławce. Po wszystkim patrzyliśmy się na siebie jakąś minutę, a on speszony rozpoczął lekcje. Nie pamiętam nawet o czym była, bo całą ją spędziłam na omawianiu sytuacji z koleżanką z ławki. Nie wiem jak to się stało, że zaczął tu pracować, ale jestem pewna, że niezręcznych sytuacji nie uniknę. Z jednej strony jestem wkurzona, a z drugiej czuję dziwną radość i podekscytowanie. Pomimo tych dziwnych emocji i ogólnego zamieszania, bo przecież nie wiemy nawet co się stało naszej poprzedniej wychowawczyni lekcja minęła spokojnie. Chciałam unikać Francisa, jednak on nie dał o sobie zapomnieć bo już po wychowawczej poprosił mnie żebym została w klasie, musiałam tak zrobić, ponieważ gdybym odmówiła byłoby to podejrzane wśród innych uczniów.
- Cześć... - powiedział
- No cześć... Czemu nie mówiłeś że będziesz pracował w szkole ?
- Nie miałem zamiaru mówić tego lasce z autobusu.
-Słucham ? Jesteś teraz nauczycielem.
- Wiesz... To niczego nie zmienia. - głupio się uśmiechnął.
- Dobrze, w takim razie nie waż się pisnąć o tych wszystkich akcjach.- powiedziałam rozwścieczona.
- Nie wiem co sobie wyobrażasz, ale to ja mam na ciebie haka, a nie ty na mnie. Pogadamy później, a teraz uciekaj bo nie zdążysz na biologię, chyba że nie chcesz na nią iść to coś wymyślimy :).
- Okropny jesteś.- po tych słowach wybiegłam z klasy.
Na korytarzu stała Ewa z Weroniką.
- Niezła akcja z tym całym Francisem- powiedziała Weronika.
- No masz przejebane- odparła Ewa.
- PRZECIEŻ KURWA WIEM.
CZYTASZ
Destiny
Short Story"[...] Adam nie ! - wykrzyczałam gdy tylko wspięłam się na wzgórze-zakończcie ten pieprzony spór w inny spo...-nie zdążyłam nawet dokończyć zdania, a po Francisie nie było już śladu"