Tak łatwo jest o czymś napisać, ułożyć myśli w głowie. A gdy usta otwieram, wychodzi wielkie, puste, znikome nic. Czasem się uda coś wydukać niezrozumiale, po cichu.
Ale jak o czymś mówić skoro dziesiątki gałek ocznych wlepia się we mnie namiętnie, wzrok ocenia niepięknie, a usta zaciśnięte czekają na śmiech?
Jak coś powiedzieć, gdy gardło zaciśnięte milionami supełków, żołądek uwieziony setkami supełków?
Jak coś powiedzieć, gdy rosa zakrada się do zwierciadeł niewielkich, gdy nachalnie się łzy pchają, a ja walczę, aby nigdy nie ukazały się światu?
W takiej nieprzyjaznej sytuacji nawet myśli nie chcą się ułożyć. Więc jak coś powiedzieć, gdy nawet czytanie sprawia problem? Jak coś powiedzieć, gdy dechu brak w piersi bladej?
Jak?