❽Świetlista polana❽

1.3K 74 18
                                    


KEITH POV.

Na zewnątrz już dawno było ciemno, a słońce, które ocieplało wszystko wokół, zostało zastąpione jasnym, pełnym księżycem.

Dzisiejsza, bezchmurna noc była jedną z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek było mi dane widzieć.

Nie wiedziałem, że za chwilę może stać się ona jeszcze piękniejsza.

Szedłem przez las, prowadzony przez biegnącego Latynosa, który trzymając mnie za rękę kierował się w zupełnie nieznanym mi kierunku.

Powiewał letni, przyjemny wiatr, odrobinę kołysząc gałęzie pobliskich drzew i krzewów, tworząc przy tym cichy szum.

Zapach liści, żywicy i drewna, połączony z innymi leśnymi zapachami, roznosił się po całym terenie.
Nocne ptaki odśpiewywały ,co jakiś czas, swoją pieśń, tworząc przyjemną dla ucha kombinację różnych dźwięków.

Powietrze nie było jeszcze chłodne.

Słońce nagrzało je wystarczająco, żeby, nawet po zachodzie, było ciepłe i przyjemne.

Chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru tłumaczyć mi celu naszej podróży, ponieważ za każdym razem, gdy go o to pytałem, Lance udawał, że wcale mnie nie słyszy.

Dlatego po jakimś czasie westchnąłem ze zrezygnowaniem i postanowiłem nie dopytywać o nic więcej.

Zaufałem brunetowi i dałem się ciągnąć przez ten ogromny las.

I mimo , że nigdy wcześniej nie byłem w jego okolicach, czułem się wyjątkowo bezpiecznie.

Dotyk niebieskookiego na mojej dłoni całkowicie mnie uspokajał.

Jego obecność była dla mnie synonimem bezpieczeństwa.

Był ze mną.

I to mi, w zupełności ,wystarczało.

Po chwili zatrzymaliśmy się, a chłopak, wciąż trzymając moją rękę, stanął obok mnie wpatrując się w polanę przed nami.

Polana ta była dosyć dużym obszarem, porośniętym trawą i otoczonym dalszą częścią lasu.

Lance ścisnął lekko moją dłoń i spojrzał w moją stronę.

- A teraz, Keith, wbiegniemy tam i, puki co, nie puszczaj się mnie.
Okej?- skinąłem głową.

Brunet ponownie popatrzył przed siebie i po krótkiej chwili ruszył w tamtą stronę, ciągnąc mnie za sobą.

Nagle spod naszych stóp zaczęły wyfruwać małe, zielonkawe, świecące punkciki.

Świetliki unosiły się ku górze i latały przy nas, tworząc niesamowity widok.

Otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na niebieskookiego, który dalej ciągnął mnie na środek Polany.

Było ich setki, a nawet tysiące.

Tysiące drobnych lampeczek otaczających naszą dwójkę z każdej ,możliwej strony.

W końcu położyliśmy się z Latynosem na trawie i podłożyliśmy pod głowy swoje ręce, traktując je jak poduszki.

Klance / one shoty / Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz