❶❹ Milość?❶❹

973 56 12
                                    

LANCE

Składam Allurze, na ustach, przelotny pocałunek i żegnam ją, uśmiechając się lekko.

Mimo szczęścia, które mnie wypełnia, pewne nieprzyjemne uczucie ściska moje serce.

Ile bym dał, żebym mógł teraz szczerze powiedzieć, że nie wiem dlaczego.

Ale dałbym o wiele więcej, gdybym mógł te uczucie z siebie, po prostu, usunąć.

Po drodze do kuchni, mijam Keith'a, który wita mnie szczerym uśmiechem,

a mnie się wydaje, że moje serce zaraz wyleci z klatki piersiowej.

Oh, ile bym dał, żeby w tamtym momencie po mojej głowie nie zaczęły krzątać się różne myśli, które sie nie powinny w ogóle tam znajdować.

Proszę, nie uśmiechaj się do mnie w ten sposób.

Nie patrz się na mnie, tymi oczami.

Gdy wchodzę do kuchni, zapominam, po co, w ogóle, chciałem do niej trafić.

Przecieram dłońmi moją zmęczoną twarz i głośno wzdycham.

Uspokuj się, Lance. Myśl racjonalnie.

Ale ja nie potrafię myśleć racjonalnie.

Jedyne, co krąży po mojej głowie to jego oczy. Te cholerne, fiołkowe oczy, które mają w sobie tyle dobroci. Tyle miłości...

Nie jest to pierwszy raz, kiedy zdarza mi się coś takiego. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni.

Wiem co się ze mną dzieje.

Nie jestem głupi.

Nie jestem też na tyle odważny, żeby nazwać te uczucia po imieniu.

Ponieważ nie powinienem ich doświadczać.

Nie mam prawa.

- Lance?- moją burzę myśli przerywa ciepły głos przyjaciela.
- Wszystko dobrze?- dopytuje.

Patrzę mu prosto w oczy, a on zdaje się rozumieć.

- Znowu?- głos Hunk'a jest cichy i przepełniony troską.

- Znowu.- przytakuję. Nie ma sensu zaprzeczać.

- Dlaczego z nim nie porozmawiasz? Może pomoże ci to w poukładaniu myśli.- nalega. Wiem, że to dobra rada. Wiem, że pomoże.

Wiem. Jednak się boję.

- Powinienem.

- Powinieneś.

Podnioszę na niego wzrok, pełen obaw. Hunk posyła mi pocieszający uśmiech.

Spróbuję. Im dłużej zwlekam, tym bardziej mnie to zabija.

•••

Staję przed drzwiami pokoju Keith'a. Serce wali mi, jak opętane, a dłonie drżą ze strachu.

Naciskam na przycisk, a metalowe wrota otwierają się przede mną. Wszedłem do środka.
Pokój był pusty. Nic nie zostało zmienione od naszego przyjazdu do Garrisonu.
Typowy Keith...

Chłopak siedzi na łóżku, ale po zobaczeniu mnie, wstał z niego i ponownie obdarował mnie ciepłym uśmiechem.

- Co cię tu sprowadza?

- Chciałem... zapytać cię o radę...- mówię nerwowo.

- „Musi być coś ważnego, skoro idziesz z tym właśnie do mnie"- cytuje swoje dawne słowa. Uśmiechnąłbym się, ale jestem zbyt przerażony.

Chłopak, widząc moją minę, poważnieje.

- Co jest?

- Czy... Czy to możliwe, zeby kochać dwie osoby naraz?- podnoszę głowę, patrząc mu prosto w oczy.

- Naraz? A-a dlaczego pytasz?- wydaje się być zdezorientowany.

- Wydaje mi się... wydaje mi się, że kocham dwie osoby w tym samym czasie- mówię. Serce przyspiesza tępa, a powietrze w pokoju nagle staje się bardziej gęste. Przez dłuższy czas nikt się nie odzywa.

Ta cisza jest denerwująca. Stresuje mnie jeszcze bardziej, niż cała ta sytuacja.

- ...Co masz na myśli?- pyta w końcu. Mój wzrok już dawno temu zjechał na podłogę.

- ...To, że kochając Allurę, kocham kogoś tak samo mocno.
Mam na mysli to, że każdego dnia, gdy widzę Allurę, czuję motylki w brzuchu, które czuje dwa razy mocniej, przez jeden, szczery uśmiech tego drugiego.
To, że...- podnoszę na niego wzrok.- trudno jest tak żyć... Czuje się, jakbym okłamywał samego siebie...

Keith patrzył, w milczeniu, prosto w moje oczy.

Zrobił jeden krok w przód i spojrzał na moje drżące ręce.

-... Wiesz... ktoś mi kiedyś powiedział jedną bardzo mądrą rzecz- zrobił kolejny krok.
- „Jeśli kochasz dwóch ludzi w tym samym czasie..."- i jeszcze jeden.
-„Wybierz tego drugiego.."- mogę poczuć jego ciepły oddech na mojej twarzy.
-„Ponieważ, jeślibyś naprawdę kochał pierwszego..."- mój wzrok zjechał na jego usta. Przełknąłem ślinę.
-„ Nie zakochałbyś się w tym drugim."- spojrzałem mu w oczy, które spoczywały teraz na moich ustach. Zwilżyłem je odruchowo, na co, Keith głośno wciągnął ustami powietrze.
Wzrok chłopaka, ostatni raz wrócił w stronę moich oczu, jakby szukając pozwolenia.

Nie było je trudno znaleść.

Tkwiło tam, przecież, przez te wszystkie lata.

W końcu zamykamy je oboje i wypijam się w usta Keith'a.

Smakuję je i delektuję się każdą, najkrótszą, chwilą.

Są ciepłe i miękkie, a jednocześnie suche i nierówne.

Wsuwam palce obu moich dłoni w jego włosy i ciągnę za nie lekko, dostając w odpowiedzi cichy pomruk.

Dotykiem przemierzamy kręte drogi naszego ciała, a pocałunkami odkrywamy najwrażliwsze zakątki uczuć.

Przyciskany się do siebie, jeszcze bliżej, mimo, że pomiędzy nami nie ma już żadnej, najmniejszej przerwy.

Chcemy odkryć więcej, mimo, że wszystkie tajemnice zostały już ujawnione.

To tak smakuje miłość?






⬇️

⬇️

⬇️




•••

Hej! Wiem! Długo mnie nie było! Nie zabijajcie! (Ewentualne błędy prooooszę zgłaszać!) (i bardzo byłoby mi miło, przeczytać jakieś komentarze od was, bo to właśnie mnie najbardziej motywuje <3)

Jak niektórzy (może) wiedzą, zaczelam pisać nowe ff z Klance i mam już 2 rozdziały i kończę pisać 3. Hak chce ktoś sobie przeczytać, serdecznie zapraszam na moje konto 🤗🤗🤗

(Mam do napisania jeszcze jednego one-shota na zamówienie od bardzo miłej osobki, ale na razie wyczerpałam zapas mojej weny. Przepraszam ze tak długo 😢)

- JA!

Klance / one shoty / Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz